Obraz artykułu Kasia Lins: Alternatywa to dla mnie myślenie o muzyce bez kalkulacji

Kasia Lins: Alternatywa to dla mnie myślenie o muzyce bez kalkulacji

Z jednej strony wystąpiła w Dzień Dobry TVN, z drugiej na Open'erze. Z jednej jej muzyka idealnie pasuje do radia, z drugiej odznacza się na tle wielu mdłych i tworzonych od kalki piosenek. Kasia Lins zdaje się nie przynależeć do żadnego z tych światów, a może nawet jest jedną z nielicznych osób w Polsce, które udowadniają, że dzisiaj ten dawny podział na "alternatywę" i "komercję" przestał istnieć, co na nowym albumie ("Moja wina") słychać bardzo wyraźnie.

Jarosław Kowal: Muzyka jest segregowana według różnych kluczy, jednym z nich może być podział na artystów mainstreamu i artystów "podziemia" czy też muzykę komercyjną i niekomercyjną. To klucz, którym dość łatwo można się posługiwać, ale w twoim wypadku sam nie wiem... Słucham "Mojej winy" i mam wrażenie, że to muzyka idealna do radia, ale jest w niej coś innego i chyba też trochę w tym, jak sama siebie prezentujesz, chociażby w mediach społecznościowych. Może więc najłatwiej będzie, jeżeli zapytam - bliżej ci do "mainstreamu" czy do "indie"?

Kasia Lins: Ciężko jest mi się określić, bo chyba nie potrafię dobrze zdefiniować tych dwóch światów. Tak bardzo się przenikają, że nawet nie wiem, gdzie leży granica pomiędzy nimi. Nie myślę o sobie w takich kategoriach. Alternatywa to dla mnie raczej myślenie o muzyce bez kalkulacji. Kiedy to nasza wrażliwość decyduje o tym, co gramy, a nie chęć zaspokojenia publiki. Kiedy nie wykorzystujemy muzyki jako środka do zdobycia popularności. W tym sensie jestem alternatywna.

 

To może inaczej zapytam - widzisz siebie raczej na festiwalach typu Open'er albo Orange Warsaw Festival czy raczej Sopot Festival?
To akurat jest dla mnie oczywiste. Grałam zresztą na Open'erze i jestem pewna, że mojej muzyce bliżej do tego rodzaju festiwali. Takich, które prezentują muzykę z jakąś tożsamością, a nie muzykę nijaką.  

 

A zgodziłabyś się dzisiaj na emisję twojego koncertu w Trójce? Całkiem niedawno można było go tam usłyszeć, ale dużo się od tego czasu zdążyło zmienić.
Nie zgodziłabym się, to nie jest na to czas. Teraz jest pora na bunt i pokazanie, że jesteśmy przeciwni takim zachowaniom i postawom. Nie chciałabym podpisywać się pod czymś, do czego jest mi tak daleko.

Wydaje mi się, że jesteś tego rodzaju artystką, która może mieć międzypokoleniową publiczność. Z jednej strony można potraktować twoją muzykę po prostu jako ładne piosenki i kupić płytę w prezencie dla mamy, z drugiej można się w nią zgłębić i wyciągnąć znacznie więcej. To efekt, do którego dążyłaś czy czysty przypadek?

Wszystko, co dzieje się po wydaniu piosenek wykracza poza mój wpływ. Jeżeli ktoś uzna, że chciałby kupić tę płytę w prezencie dla mamy, to fajnie, a jeżeli będzie miał w stosunku do niej zupełnie inne zamiary, to też dobrze. Pisząc utwory na płytę, w ogóle nie myślę o tym, do kogo powinny trafić. Mają przekonać przede wszystkim mnie. Na całą resztę nie mam wpływu, więc nie zastanawiam się nad tym.

 

Podejrzewam, że niektóre mamy mogłyby się jednak pogniewać na przykład za tekst o modleniu się do Boga, który nie istnieje.
Wszystko zależy od tego, jakie to mamy [śmiech]. Ich Bóg może istnieć, mój nie, a ja śpiewam o swoim.

 

Ale Bóg z twoich tekstów przypomina raczej symbol niż przedstawiciela konkretnej religii, pełni podobną rolę do tej z utworów Nicka Cave'a.

Na pewno tak jest, staram się odnosić raczej do literackich fascynacji. Zresztą Bóg to postać, do której cała popkultura się odnosi. Odwoływanie się do niego było to dla mnie pomocne jako klucz i koncepcja, która osadziła moją muzykę w pewnym nurcie i klimacie. Nie ma w tym nic kontrowersyjnego, a tym bardziej obrazoburczego.

Wokalistka Kasia Lins stoi z uniesioną dłonią.

Mam wrażenie, że "Moja wina" to album trochę archaiczny, ale bynajmniej nie w negatywnym znaczeniu. Mam na myśli raczej to, że niewiele jest na nim elektroniki, nie ma trapowych bitów, nie ma szeregu gości czy rapu, chociaż w utworze tytułowym albo w "Jeżeli kochasz" jest całkiem blisko. To wynika z muzyki, jaką sama słuchasz?
Myślę o tych piosenkach jako o tworze raczej niemodnym, niegoniącym za tym, co jest dzisiaj popularne. Nie podążam za trendami, nie obserwuję ich z zawzięciem. Podnieca mnie budowanie własnego świata, jakiegoś osobnego stylu. Jestem świadoma, że chociaż melodyjne, to wcale te piosenki nie są tak oczywiste, żeby zapełniać wielkie sale koncertowe, ale to jedyny sposób żeby osiągnąć satysfakcję, która będzie mi towarzyszyła dłużej niż przez jeden sezon.

 

W to, czego słuchasz można do pewnego stopnia wniknąć na antenie Czwórki, gdzie prezentujesz muzykę. Jest tam sporo niszowych rzeczy, chociażby z Trójmiasta - Byty, Nagrobki czy Nene Heroine. Masz cały czas potrzebę szperania i wyszukiwania nowej muzyki?
Mam ogromny sentyment do Trójmiasta i do trójmiejskiej muzyki. Studiowałam tam i muzycy z zespołów, które wymieniłeś to też moi przyjaciele z tamtych lat, z niektórymi wciąż mam zresztą dobry kontakt, między innymi Nene Heroine, Algorhythm, Tomasz Chyła Quintet, Emil Miszk and The Sonic Syndicate. Lubię tę muzykę bardzo szczerze. To na pewno nie jest tak, że wspieram ich ze względu na znajomość. Trójmiejska muza ma w sobie coś bardzo charakternego i odrębnego, zbudowała własny styl, a to bardzo mi odpowiada. Ale potrzeba wyszukiwania muzyki uruchomiła się we mnie chyba właśnie przez prowadzenie tych czwórkowych audycji. Poniekąd jestem do tego zmuszona, ale cieszę się, że mam taką mobilizację i mogę pokazywać coś, co dla niektórych osób może okazać się nowością. Natomiast na co dzień słucham dużo starszych albumów, jestem do nich mocno przywiązana i często wracam do klasyki. Jeśli nowości w zakresie prywatnym, to zazwyczaj te nagrane dawniej, a które nowością są wyłącznie dla mnie.

Myślisz, że na jakimś etapie mogłabyś zmierzyć się z brzmieniami, które może nie koniecznie będą zgodne z aktualnymi trendami, ale dalekimi od tego, co robisz teraz, na przykład z muzyką elektroniczną?
Nie wykluczam tego. Nie chcę cały czas trzymać się jednego brzmienia, szukam i nie wiem, dokąd mnie te poszukiwania zaprowadzą. Przez lata moje fascynacje zmieniały się i to dosyć często. Przechodziłam obsesje związane prawdopodobnie z większością możliwych gatunków. Zawsze jednak najbliżej było mi do muzyki organicznej, ale kto wie, co wydarzy się w przyszłości.

 

Wielu artystów decyduje się na taki ruch także ze względów ekonomicznych - im więcej elektroniki, tym mniej osób na trasie.

Gdybym miała kierować się kwestiami ekonomicznymi, wybierając skład zespołu i muzykę, jaką gramy, to czułabym się średnio zdrowo [śmiech]. Przy takich kalkulacjach równie dobrze mogłabym się zastanawiać, czy nie zmienić zawodu. Na razie coś takiego w ogóle nie wchodzi w grę - wszystkie pomysły realizuję z pięcioosobowym zespołem i nie ma potrzeby tego zmieniać.

 

Włożyliście w powstanie "Mojej winy" ponad rok pracy i zwieńczeniem tego cyklu byłaby trasa koncertowa czy letnie festiwale, ale w najbliższym czasie nie będzie to możliwe. Czujesz się tym sfrustrowana?
Mam - być może trochę naiwną - nadzieję, że to wszystko wróci do normy wcześniej niż nam się wydaje. Nie chcemy rozpaczać nad tą sytuacją, wolimy działać i szukamy jakiegoś substytutu. Przygotowaliśmy coś specjalnego - wprawdzie nadal w świecie wirtualnym, bo nie ma innej możliwości - ale chcemy wykorzystać ten moment, żeby dać słuchaczom nawet nie tyle pierwiastek koncertu, ale coś zdecydowanie innego, bardziej wymiarowego.

Wokalistka Kasia Lins z woalką, ma uniosione ręce.

O ile się nie mylę, nie uległaś żadnemu z ostatnich trendów - nie zagrałaś jeszcze koncertu online i nie wzięłaś udziału w Hot16Challenge2, chociaż nominowali cię Sorry Boys i Swiernalis. Nie czujesz się dobrze w takich modnych akcjach?
Aż taką buntowniczką chyba nie jestem, chociaż naturę mam przekorną. Nominacji faktycznie zebrało się już sporo i nawet przestałam już śledzić kolejne [śmiech]. Na początku obserwowałam ten challenge uważnie i miałam nawet swoich faworytów, ale kiedy po raz pierwszy zostałam zaproszona do udziału, cała akcja zahaczała już o lekką żenadę. Kiedy politycy, aktywiści i inni radykałowie weszli do gry i zaczęli rapować o wieszaniu socjalistów czy wywoływaniu mgły, zrobił się z tego jakiś festiwal żenady.

 

Albo parówki Berlinki - to też jeden z najgorszych momentów tej akcji.
Tego nawet nie wiedziałam, ale wyraźnie zaczęło to iść w nieprzyjemnym i nieciekawym kierunku, wycofałam się w dobrym momencie.

 

Ale koncert online będzie?

Właśnie przygotowaliśmy coś dużego i jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, premierę koncertową zrobimy już niebawem. Cieszę się, że ten materiał w końcu wyjdzie. Znam go już na pamięć, pierwszą piosenkę napisałam na początku zeszłego roku i czuję, że to dobry moment na zmierzenie się ze słuchaczami. Zagraliśmy też niewielki koncert dla Tidal, w pomniejszonym składzie, jeszcze za czasów bardzo restrykcyjnych warunków, jednak występ, na który już dziś zapraszam, to już pełen zespół i bardzo dopracowana oprawa wizualna. To będzie moja "izolacyjna" propozycja.

 

fot. Karol Łakomiec


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce