Obraz artykułu Miły ATZ: Teraz jest mój moment i nie zamierzam go przespać

Miły ATZ: Teraz jest mój moment i nie zamierzam go przespać

29 maja to data publikacji "Czarnego swingu", pierwszego solowego albumu Miłego ATZ i chociaż za nami dopiero połowa 2020 roku, nie ma wątpliwości - to wydawnictwo, które będzie powracać w wielu podsumowaniach. Tuż przed premierą rozmawialiśmy między innymi o polskim grimie, młodzieńczej fascynacji Nagłym Atakiem Spawacza czy cenie, jaką rap płaci za popularność.

Jarosław Kowal: Słuchasz polskiego hip-hopu?
Miły ATZ: Tak, zdarza mi się, chociaż zazwyczaj są to moi ziomale. Rzadko sprawdzam świeże rzeczy, które akurat wychodzą, no chyba, że ktoś mi coś takiego podeśle. Na pewno nie jest tak jednak, że jestem do tego mega sceptycznie nastawiony. Pewnych rzeczy po prostu nie rozumiem. Często nie jest mi po drodze z jakimiś nowymi rzeczami ze Stanów, nie rozumiem na przykład zajawy na techno.

 

Pytam, bo sam jeszcze całkiem niedawno powiedziałbym, że nie słucham polskiego hip-hopu, ale w ostatnim czasie albumy Barto Katta, Kozy, Tumør czy właśnie twój okazały się zwrotami w ciekawszym kierunku, choć każdy w innymi. Na pewno są to jednak rzeczy niszowe, myślisz, że w Polsce nawiązywanie między innymi do grime'u może chwycić?
Może nie na tak wielką skalę, jak na przykład Pro8b3m czy coś tego pokroju, ale myślę, że tak. Robimy, co możemy od paru lat, żeby do tego doprowadzić i chyba ludzie mają też już dosyć standardowego, trapowego brzmienia, zaczynają szukać nowych rzeczy. Ja akurat wybrałem sobie grime, brzmienia brytyjskie, ale można iść też w innych kierunkach. Na przykład lo-fi brzmienia, które robi Miroff też są bardzo świeże, zresztą wydał teraz z Hodakiem płytę - jak dla mnie to jest mega świeże, w Polsce chyba jeszcze czegoś takiego nie było. Wiadomo, wcześniej niektórzy nagrywali pojedyncze rzeczy w tym klimacie, ale ten album jest bardzo współczesny. Gusta muzyczne są dzisiaj bardzo plastyczne, wydaje mi się, że czasami bardziej nawet wizerunek robi robotę niż sama treść, czy to rapowana, czy brzmienie. Jak masz ładny klip i jesteś ciekawą postacią, to przejdą nawet cięższe albo dziwne brzmienia, chociażby Koza, o którym wspomniałeś. Myślę, że z grimem też jesteśmy w stanie to zrobić na większą skalę.

Zerknąłem dzisiaj na twoją stronę na facebooku, żeby sprawdzić, którzy z moich znajomych obserwują cię - są tam ludzie zajmujący się elektroniką, punk rockiem, nawet black metalem. Mam wrażenie, że w dużym stopniu tak to właśnie z twoją muzyką jest - niekoniecznie wycinasz dla siebie kawałek z hip-hopowego tortu, a raczej masz własny, może trochę mniejszy torcik, którym nie musisz się dzielić.
Tak to faktycznie jest. Kiedy robiliśmy Mordor Muzik, mieliśmy więcej słuchaczy spoza środowiska hip-hopowego, związanych raczej z muzyką elektroniczną. Poznałem dzięki temu szerokie grono ludzi, którzy słuchali deep dubstepów czy drum'n'basów i to oni sięgali po naszą muzykę. Wiadomo, na słuchaczach związanych z hip-hopem też mi zależy, mam zresztą wrażenie, że w ostatnim czasie to właśnie głównie oni docierają do mojej muzyki, ale nie chcę ograniczać się do żadnego konkretnego fanbase'u. Cieszę się, że moi słuchacze nie są stricte fanami polskiego rapu, pochodzą z różnych środowisk i mają różne gusta.

Chciałbym dla niektórych dzieciaków też być taką osobą, po usłyszeniu której będą mieć rozpierdolone berety i zostaną ze mną na dłużej

Nie do końca potrafię natomiast rozgryźć, w jaki sukces celujesz, bo z jednej strony mówisz, że twoja muzyka nie jest skierowana do sezonowców i mam wrażenie, że dobrze ci z tym, że twoi słuchacze to ludzie z wyrobionym gustem, z drugiej jeśli chcesz grać koncerty halowe i duże festiwale, to jednak do tych sezonowców trzeba się nagiąć.

Trochę się naginam, robiąc tę płytę i wydając single, ale liczę na to, że taki sezonowiec po usłyszeniu mojego rapu przestanie być sezonowcem i będzie dojrzewał razem ze mną. Za dzieciaka też miałem takich artystów. Byli oczywiście i tacy, których posłuchałem, podobali mi się i tyle, ale z niektórymi osobami zostałem na dłużej. Kimś takim był na przykład Gruby Mielzky. Kiedy usłyszałem go po raz pierwszy, pomyślałem: Ja pierdolę, jak ten koleś rapuje! Kocham to! Chciałbym dla niektórych dzieciaków też być taką osobą, po usłyszeniu której będą mieć rozpierdolone berety i zostaną ze mną na dłużej. Zaczną świadomiej słuchać muzyki i będą bardziej świadomi swojego gustu muzycznego.

 

Dla ciebie świadome słuchanie muzyki zaczęło się właśnie od hip-hopu czy przechodziłeś wcześniej fazy związane z inną muzyką?
To się zaczęło, kiedy miałem jakieś sześć lat. Kiedy rodzice gdzieś wychodzili, skakałem po łóżku, słuchając "Anty Liroya". Mam o sześć lat starszą siostrę, zaczynała gimnazjum wtedy, kiedy ja zaczynałem podstawówkę i słuchała już dużo muzyki. Oczywiście nie tylko rapu, jakieś Ich Troje czy Britney Spears też się przewijało, ale właśnie od niej wychwyciłem rap. Jej pierwszy chłopak, trochę starszy od niej, też słuchał rapu, widział, że mam na to zajawę, więc przynosił jakieś płyty. Siostra słuchała też bardzo dużo elektroniki, raczej ciężkiej, jeździła później na imprezy typu Ekwador Manieczki. To elektroniczne brzmienie też bardzo mi się podobało. Nie pamiętam teraz żadnych nazw, chociaż ostatnio odświeżałem sobie te stare brzmienia z lat 2000-2005, bo przygotowywałem seta na urodziny koleżanki. Pewnie stąd wynika ten mój dualizm - z jednej strony hip-hop, z drugiej nie mam nic przeciwko elektronicznym odklejkom, które właśnie dla takich sezonowców mogą być czymś dziwnym. Takie osoby kiedy usłyszą bit bassline'owy, myślą, że to jest techno. Jeśli ktoś nie siedzi w tej muzyce, to ma na nią jedną określenie. Dla kogoś takiego to jest po prostu wiksa, białe rękawiczki i gwizdki.

Często w kontekście twojej muzyki pisze się o popularyzacji grime'u w Polsce, często też narzeka się, że grime'owej sceny u nas właściwie nie ma, ale gdyby tak odwrócić sytuację, myślisz, że - w nawiązaniu do tekstu "Strachu" - po wymianie otoczenia i wymianie zmysłów i wyjeździe na Wyspy, znalazłbyś tam publiczność?
Mam taki plan... Nie wiem, czy chcę o tym gadać... Ale dobra, powiem. Gdzieś z tyłu głowy mam od jakiegoś czasu pomysł, żeby nie próbować za wszelką cenę tworzyć środowiska grime'owego w Polsce. Może nawet już takie jest, ale to bardzo małe grono, z tysiąc osób maksymalnie. Myślę o tym, żeby cisnąć na Anglię, na brytyjski rynek. Myślę, że razem z Atutowym, z którym planuję takie rzeczy na jeszcze dość odległą przyszłość, jesteśmy w stanie to zrobić. Nawet pomimo bariery językowej. Ale w tamtym wersie w "Strachu" myślałem bardziej o emigracji zarobkowej typu robota na budowie. Zanim podpisałem kontrakt z Def Jamem, miewałem takie myśli, żeby uciec do Londynu. Na szczęście nie musiałem, bo na dłuższą metę emigracja jest dołująca.

 

Język chyba nie powinien być problemem, chociażby chiński czy rosyjski rap, nie wspominając nawet o koreańskim popie, są dzisiaj popularne na całym świecie. Wiele osób traktuje głos bardziej jak instrument.
Ja też jestem taką osobą. Czasami lubię napisać mega przekminiony tekst, ale często też traktuję głos jak instrument. Oczywiście nie śpiewam, ale to mogą być zabiegi związane z flowem i faktycznie polski nie musi być wtedy barierą, nawet pomimo tego szeleszczenia. Będziemy próbować. Na przykład Malik Montana robi teraz mocną ekspansję na niemiecki rynek, ale u niego to też kwestia tego, że robi zwrotkę, w której połowa to jakieś hasztagi i nowomowa. Może trzeba tak robić, ale na pewno nie chcę tworzyć z myślę, że miałoby to przypasować typowi na przykład z Nowej Zelandii. Jeśli tak wyjdzie, to nie do końca dlatego, że w to celowaliśmy.

 

Nad debiutanckim albumem zazwyczaj pracuje się najdłużej, bo od samego początku tworzenia muzyki. Są na "Czarnym swingu" kawałki o długiej historii, które na przestrzeni miesięcy czy lat przebudowywałeś?

Raczej nie. Od 2011 roku wydałem tyle numerów - część jest już poukrywana na YouTubie - że bzdurą byłoby dodawanie ich teraz na płytę. Są natomiast takie numery, które mają powiedzmy ze trzy lata. To rzeczy, które pisałem czy nagrywałem jeszcze w czasie mordorowym, a chłopakom się nie podobały. Czasami w tamtym okresie miałem ochotę napisać na przykład oldschoolowy numer pod hip-hopowy bit, ale reszta nie chciała tego puszczać przez Mordor Muzik, więc leżało i dopiero teraz wjechało na płytę.

Czy teraz jest mój moment? No jest. Mieliśmy go już z Mordorem, ale go przespaliśmy, teraz mam go ja i nie zamierzam go przespać

Masz poczucie, że właśnie teraz nastał dla ciebie moment przełomowy? Reakcje na singiel "Czarny swing" były przytłaczająco pozytywne.

Czuję, że przygotowywałem się na ten moment dość długo i może dlatego nie zaskakuje mnie wszystko to, co się dzieje teraz wokół. Mógłbym być w tym momencie już ze dwa lata temu, ale może dobrze, że się tak nie wydarzyło, bo mógłbym po prostu sobie z tym nie poradzić. Teraz wszystko idzie idealną drogą - nic na siłę, nic na szybko, żadnych nagłych skoków popularności. Wcześniej cały fame, wszystkie subskrypcje i tak dalej szły na konto Mordoru. Byłem tylko częścią tego, ale miałem już wtedy moment podobny do tego teraz, kiedy jest już jakaś tam rozpoznawalność. Czy teraz jest mój moment? No jest. Mieliśmy go już z Mordorem, ale go przespaliśmy, teraz mam go ja i nie zamierzam go przespać.

 

Sukces ma też swoją cenę. Jak już zacznie się grać w halach, a stan konta będzie więcej niż zadowalający, powoli ubywa inspiracji. Chyba najbardziej spektakularnym przykładem jest "Café Belga" Taco Hemingwaya, gdzie główny motyw to utrapiona gwiazda, a z tym niewiele osób może się identyfikować. Myślisz, że jest złoty środek pomiędzy sukcesem a pozostaniem blisko spraw przyziemnych i codziennych?
Trudne pytanie... Na pewno dużo zależy od tego, co dla kogo jest sukcesem. Ja nie potrzebuję dużych luksusów, zależy mi przede wszystkim na spokoju. Nie muszę mieć milionów na koncie, wystarczy mi własne mieszkanie i luz psychiczny, że będę miał jak zapłacić za rachunki i jedzenie, może czasami gdzieś pojechać. Żyjąc w ten sposób, trudno byłoby aż tak odfrunąć. Nie celuję w miejsce, gdzie są teraz Quebo czy Taco, choć wydaje mi się, że oni może też w to nie celowali, tak się po prostu stało. Pytanie, czy jest moment, w którym masz na to wpływ? Czy możesz w pewnym momencie powiedzieć: Stop, wystarczy. Znikam na chwilę, robię operację plastyczną i wracam do podziemia? Na pewno jest złoty środek, myślę, że to kwestia braku zachłanności i braku parcia na fame. Trzeba to sobie wszystko poukładać w głowie.

Trochę to słychać na "Czarnym swingu", bo braggowania czy prowokowania do beefów raczej tam nie ma.
Kilka takich prowokacji jest.

Ale nie są bezpośrednie, nie rzucasz nazwiskami.
Na poprzedniej EP-ce, "Deadline", rzuciłem ksywą i nie spotkało się to z żadną reakcją. Rozmawiałem nawet z tą osobą i na tym się skończyło. Nie mam chyba też do nikogo aż tak dużego żalu, żeby cisnąć po nim. Wiadomo, to jest hip-hop, rywalizacja zawsze była jego elementem. Kiedyś miałem nawet beef, dawno temu, mieszkałem jeszcze w Gnieźnie, no i bardzo dużo sprawiło mi to zabawy. Ale wydaje mi się, że przechwałek braggowych trochę tam jest, także z tym nie mogę się zgodzić.

 

Przechwalasz się, ale umiejętnościami, a nie samochodem czy basenem.
Oczywiście, nie przechwalam się czymś, czego nie mam.

A jest to dość powszechne.
To są po prostu kłamstwa, a mnie od dzieciaka uczono, że w hip-hopie najważniejsza jest prawda. Widzę oczywiście, że ludzie udają i oszukują, więc jak już lecą jakieś punche, to kierują je właśnie do takich osób. Oni to zresztą dobrze wiedzą.

 

To mi przypomniało o filmie dokumentalnym "Something from Nothing: The Art of Rap", gdzie pada stwierdzenie, że dopóki będą się toczyć wojny pomiędzy raperami, dopóty hip-hop nie będzie się cieszył takim szacunkiem, jak jazz czy blues. Ale czy hip-hop potrzebuje takiego samego szacunku, jak blues czy jazz?
To jest właśnie to, że w Polsce masz scenę, która robi rap, ale hip-hopowców jest w tym coraz mniej - ludzi, którzy kumają całą tę kulturę, wiedzą, o co w tym chodzi. To, że kogoś w tekstach ciśniesz nie musi przecież znaczyć, że go nie lubisz. Tede miał kiedyś taki numer, w którym rapował na refrenie, że ktoś rozjebał, znów ktoś zjadł, na tym właśnie polega rap. Na tym to polega, że ziomal przynosi jakiś kawałek i okazuje się, że rozjebał, a to ci daje kopa, żeby dalej działać. Rap idzie wysoko w Polsce i na świecie, stał się częścią popkultury, ale hip-hop nigdy tym nie będzie. Może właśnie dlatego, że lubimy ten element rywalizacji. To jest nasze, a ludzie którzy nie rozumieją tego, nie będą częścią tej sceny. Niestety coraz mniej jest akcji typu jam hip-hopowy na mieście, na przykład w jakimś skateparku. W Gnieźnie - miasta, z którego pochodzę - było tego kiedyś dużo, sam nawet organizowałem takie jamy hip-hopowe. Teraz już tego nie ma, dzieciaki w ogóle o czymś takim nie wiedzą i nie ma kto im pokazać. Miejmy nadzieję, że nie zabierzemy tego ze sobą do grobu i ludzie nie zapomną, skąd się to całe rapowanie wzięło.

Miejmy nadzieję, że nie zabierzemy tego ze sobą do grobu i ludzie nie zapomną, skąd się to całe rapowanie wzięło

To chyba cena, jaką rap płaci za popularność, bo dla dzieciaków poznawanie tej muzyki często sprowadza się do słuchania playlist na komórkach. Wiele osób dzięki tej popularności zrobiło kariery, ale w rezultacie rozmyła się ideologia związana z hip-hopem.
Tak, zapomnieliśmy o tym totalnie. Ale są ekipy typu WCK, które dalej starają się łączyć te wszystkie elementy ze sobą. Jest JWP, które ma swoich graficiarzy. Gorzej jest chyba z tańcem. Rap z graffiti cały czas się przenika - graficiarze rapują, raperzy bombią - ale taniec został trochę odepchnięty. Chyba jeszcze tylko WCK się tym zajmuje, robią imprezki, na które zapraszają b-boyów. Temat jest niszowy, ale nadal żyje.

 

Co właściwie będziesz robił po premierze "Czarnego swingu"? Póki co nie ma perspektyw na koncerty, zostaje chyba tylko promowanie albumu poprzez media społecznościowe.
Jakaś tam perspektywa na koncerty zaczyna się pojawiać, podobno na razie będą to występy z publicznością do pięćdziesięciu osób. Planuję coś takiego zrobić, ale na pewno wcześniej jeszcze zagram coś na streamie, tylko muszę dobrze to rozkminić, żeby coś z tego zarobić. Miejmy nadzieję, że pójdzie to w dobrym kierunku. Mam już w głowie kolejne projekty, nie solowe, ale też będzie fajnie. Czuję się jakbym był już po premierze. Poza tym, że gadam teraz z tobą i pewnie jeszcze jakiegoś wywiadu udzielę, to w głowie jestem już po premierze płyty i koncentruję się na kolejnych rzeczach.


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce