Barbara Skrodzka: Występowałeś w Warszawie przed Jamesem Bay'em, ale z tego co wiem, nie była to twoja pierwsza wizyta w Polsce.
JC Stewart: Byłem wcześniej w Krakowie na wycieczce szkolnej, miałem siedemnaście lat. To jedno z moich ulubionych miast, byliśmy też w kopalni soli w Wieliczce. Pamiętam, że wymykaliśmy się nauczycielom, żeby kupić piwo [śmiech].
Do tej pory wydawałeś głównie single, ale stopniowo zyskujesz coraz więcej fanów - chyba czas pomyśleć o albumie?
Z końcem 2019 roku ukazała się też EP-ka "The Wrong Ones", a niedawno singiel "Living That You Love Me". Oczywiście chciałbym wydać album, ale na razie skupiam się na poszerzaniu grona fanów. Myślę, że może mi to zająć kilka lat, ale jestem zadowolony z tego, jak wszystko się rozwija.
Dzisiaj rynek muzyczny chętnie przyjmuje młodych, zdolnych artystów solowych. Tych bardzo popularnych jest już kilku, więc szanse na dołączenie do nich wydają się duża. Chciałbyś znaleźć się w tym gronie?
Staram się trochę uciec schematom. Chciałbym, żeby moje piosenki leciały w każdej stacji radiowej. Nie chcę występować tylko solowo i być postrzeganym jako piosenkarz z gitarą. Na żywo bardzo często gram z zespołem, a na naszych koncertach jest dużo energii i skakania. W osibacg, które widziały mnie na żywo chcę rozbudzić apetyt na więcej po to, żeby odczuły potrzebę usłyszenia albumu.
Jesteś współautorem piosenki "Hollywood" Lewisa Capaldiego, gdzie się poznaliście i jak powstał ten utwór?
Z Lewisem znam się od ponad dwóch lat, spotkaliśmy się w Los Angeles. On jest Szkotem, ja Irlandczykiem, więc wiedziałem, że prawdopodobnie zostaniemy przyjaciółmi. Zapytał, czy chciałbym coś z nim zrobić. Czułem się znudzony, więc chętnie przystałem na jego propozycję. Przed południem poszliśmy do studia z kilkoma piwami, usiedliśmy i napisaliśmy piosenkę. Później jego album został numerem jeden, a Lewis sprzedał miliony kopii [śmiech]. Czasem nad niektórymi utworami spędzasz wiele godzin i nigdy nie odnoszą takiego sukcesu jak "Hollywood", który powstał niezwykle szybko i okazał się wielkim hitem.
Łatwo przychodzi ci znajdowanie przyjaciół w gronie muzyków czy może odczuwasz dystans i rywalizację?
Nie spotkałem się z rywalizacją. Myślę, że to zależy od tego, w jakim gatunku tworzysz i skąd pochodzisz. Irlandczycy trzymają się razem. Przyjaźnię się między innymi z Niallem Horanem i Hozierem, oni też są z Irlandii. Trzymamy się razem i polegamy na sobie na tyle, na ile możemy. Muzycy pomagają sobie nawet w Londynie. Oczywiście słyszy się czasem różne historie, pojawia się zazdrość, ale ludzie zazwyczaj cieszą się, gdy komuś innemu coś się udaje. Bardzo kibicuję Maisie Peters.
Do Londynu przeprowadziłeś się ze względu na możliwości, jakie daje to miasto?
Pochodzę z Irlandii Północnej, która jest mała, piękna i spokojna, ale nie ma tam za dużo do roboty. Przeprowadziłem się najpierw do Brighton w Anglii, by studiować politologię, ale niedługo później zacząłem pisać piosenki dla innych muzyków i zacząłem częściej jeździć do Londynu, a w końcu tam zamieszkałem. Nikt w mojej rodzinie nie zajmuje się muzyką, choć wszyscy ją kochają. Kiedy byłem na studiach, rodzice bardzo mnie wspierali. Powiedzieli nawet, żebym rzucił studia, skoro chcę zajmować się muzyką. Jestem im za to bardzo wdzięczny. Kocham miejsce, z którego pochodzę, ale lubię również to, w którym teraz mieszkam. Londyn jest moim ulubionym miejscem na Ziemi. Jako dziecko miałem na ścianie plakaty z widokiem na to miasto, zawsze chciałem tam żyć.
Zawsze dopracowujesz piosenki do perfekcji czy pozwalasz sobie na drobne niedociągnięcia?
Jedno i drugie [śmiech]. Nie lubię, kiedy piosenka jest skończona. Zazwyczaj przestaję nad nią pracować kilka miesięcy przed wydaniem i nigdy nie słucham przed publikacją, bo jeśli usłyszę nawet najdrobniejszą rzecz, która mi się nie podoba, to w moich oczach cały utwór jest zrujnowany. Oczywiście nikt poza mną nie słyszy tych niedociągnięć. Z drugiej strony, piosenka to piosenka. Jeśli jest dobra, to tak jest, nie powinno się zbyt dużo nad nią myśleć. Dobrze jest znaleźć równowagę.
Jakie przesłanie w twojej muzyce mogą znaleźć fani?
Przekaz namawiający do tego, żeby być szczerym. Nagrałem piosenkę "I Need You To Hate Me", która dotyczy rozstania i tego, że nie wiem, co mam dalej zrobić. Kiedy znajdujesz się w pewnych sytuacjach w swoim życiu, twoje zmartwienie jest dla ciebie najważniejsze, a przez myśli przetacza się prawdziwa burza. Kiedy patrzysz na to z perspektywy czasu, okazuje się to jednak małostką. Staram się tworzyć piosenki, w których wracam do konkretnych emocji i momentów, na nowo odkrywam uczucia, które mną targały. Nawet coś z pozoru błahego może wywołać eksplozję. Staram się, by ludzie to poczuli i znaleźli więź z tymi emocjami. W muzyce jest to bardzo ważne.
Wydajesz się osobą dość twardo stąpającą po ziemi, rzeczywiście tak jest?
Chciałbym tak myśleć. Irlandczycy mają to do siebie, że bardzo się wspierają, ale jeśli ktoś staje się za duży, wtedy ściągamy go w dół [śmiech]. Rodzice utrwalili we mnie przekonanie co do tego, kim naprawdę jestem i dzięki temu nie gubię się. Nie chcę być kimś innym, ani nikogo grać. Nie czuję potrzeby bycia zapamiętanym jako wielki muzyk i piosenkarz, wolę, żeby ludzie widzieli we mnie naprawdę fajnego chłopaka, z którym chętnie nawiążą współpracę. Staram się to w sobie podtrzymywać, by nie zostać pochłoniętym. Nie chcę nikogo oszukiwać. Ludzie z branży muzycznej nie zawsze dobrze się traktują i nie chcę być tacy, jak oni. Wolę pomagać innym, ponieważ sam otrzymałem pomoc od wielu osób i dzięki nim dotarłem tu, gdzie teraz jestem.
Otworzyłeś także własną wytwórnię płytową. Opowiedz o Sunshine Boy.
Sunshine Boy to coś, co chciałbym rozwijać, zacząć współpracować z różnymi markami, by móc stworzyć swój merch, ale mam też nadzieję na podpisanie umów z zespołami. W tym roku będę mocniej skupiał się na wytwórni. Chciałbym wydawać wszystko, co dobre. Wiem, jak długo zajmuje dostanie umowy z wytwórnią - mi zajęło to kilka lat. Jest wiele osób, które powinny dostać szansę na wydanie swojej muzyki. Ktoś powinien w nich zainwestować, posłuchać albumu. Chciałbym dać szansę Irlandczykom.
Jaki najlepszy komplement usłyszałeś pod adresem swojej muzyki?
Na instagramie działa profil JC Stewart Mems, prowadzi go fan z Niemiec. Największym komplementem są dla mnie właśnie ludzie, którzy robią z mną memy. Ten profil jest przekomiczny!