Obraz artykułu Izzy and the Black Trees: Wiele osób pragnie niezniszczalności

Izzy and the Black Trees: Wiele osób pragnie niezniszczalności

Izzy and the Black Trees już dwa lata temu pokazało, że pomysłowości im nie brakuje. Teraz, wraz z wydaniem debiutanckiego albumu, utwierdzają w przekonaniu, że płynie w ich żyłach ognista krew. "Trust No One" definiuje brzmienie poznańskiej grupy, ale jest także kluczem otwierającym kolejne drzwi.

Barbara Skrodzka: 7 kwietnia ukazała się wasza debiutancka płyta, "Trust No One" - to przełom dla zespołu?

Iza Rekowska: W 2018 roku wydaliśmy EP-kę, która była raczej zbitką pomysłów. Wtedy zespół nie był ze sobą tak zgrany, jak jest dzisiaj. Wydanie płyty na pewno jest dla nas symbolicznym krokiem, stanowi podsumowanie pomysłów muzycznych, które przez lata się w nas zbierały. "Trust No One" jest pełniejszym obrazem tego, co teraz robimy i muzyki, którą gramy. Jesteśmy podekscytowani wydaniem albumu i mamy nadzieję, że informacja o nim przebije się przez szum komunikacyjny związany z koronawirusem. Liczymy na to, że osoby, które siedzą teraz w domach, mimo wszystko zatrzymają się na chwilę, by posłuchać naszej muzyki.

 

Nie myśleliście nad przełożeniem premiery na inny termin?

Spotkaliśmy się z pytaniami, czy nie chcemy przełożyć wydania płyty, niektórzy artyści zdecydowali się na taki ruch. Dość długo pracowaliśmy na tą płytą i jakbyśmy mieli przełożyć jej premierę chociażby o trzy miesiące, straciłaby dla nas efekt nowości czy po prostu ekscytacji. Musielibyśmy się zatrzymać, a tego nie chcieliśmy. Wszystko mieliśmy gotowe - projekt okładki, nagrania, miks, mastering. Płyta musiała ukazać się teraz, nie było innej opcji.

Wspominałaś, że na wcześniejszej EP-ce wasze brzmienie dopiero się kształtowało. Czujecie, że teraz przybrało bardziej określone ramy?

Tak, nasze brzmienie jest bardziej dojrzałe, docelowe. Odpowiedzialny za nie jest Mariusz [Dojs], który pracował nad miksem. Wydaje mi się, że obecne brzmienie bardziej precyzuje nasz styl, ale Mariusz cały czas szuka i eksperymentuje. Kolejna płyta będzie jeszcze bardziej poszukująca i może trochę bardziej odchodząca od gitarowego grania. Jesteśmy osobami otwartymi na nowe pomysły, trochę jak Radiohead, których każda płyta jest inna. Wydaje mi się, że Mariusz też ma takie podejście i nie lubi się powtarzać.

 

Różnorodność udało się wam zachować nawet pomiędzy utworami - choć każdy jest inny, wszystkie ładnie się ze sobą łączą. Znaleźliście też złoty środek między nadmiarem a minimalizmem.

Kiedy nagrywaliśmy te kawałki, ktoś zadał nawet pytanie, czy to wszystko pasuje do siebie. Szymon Swoboda z Vintage Records, u którego nagrywaliśmy, powiedział, że nie trzeba się bać tej inności, bo w tym leży siła. Każdy utwór jest bardzo charakterystyczny, ale jak się słucha całości, jest w tym spójność dzięki brzmieniu gitar i wokalu. Ważna jest dla nas przede wszystkim melodyjność utworów, ale w przyszłości zobaczymy, czy uda się nam zachować równowagę pomiędzy eksperymentalnym graniem a melodią. Dla mnie, jako wokalistki, bardzo ważne jest to, by znaleźć dobrą melodię, która zostaje w pamięci na dłużej. "Mr. President" ma bardzo wdzięczny refren, Mariusz robi tam chórki. Jesteśmy zespołem poszukującym i nie zawsze chcemy być określani jako grupa bluesowo-gitarowa grająca americanę. Ludzie zawsze chcą w jakiś sposób określić muzykę, jakiej słuchają albo odnieść się do czegoś, co znają. To naturalne.

 

W utworze "Strangers Allow" pojawia się nawet saksofon. Będzie można częściej usłyszeć go w waszych nagraniach?

Saksofon pojawił się wraz z Michałem Giżyckim, który często uczestniczy w jammach jazzowo-elektronicznych. Na początku miał dodać saksofon do utworu "Scream Sea Lions", ale ostatecznie padło na "Strangers Allow". Postanowiliśmy, że tak zostanie, bo dobrze to brzmi i dodaje tej piosence klimatu, który zabiera słuchacza gdzie indziej niż mógłby się spodziewać. Na pewno będziemy chcieli z Michałem współpracować przy kolejnych nagraniach. Mamy już pomysł na cover kawałka The Stooges, ale Michał jeszcze nie wie, że będzie tam saksofon [śmiech].

Słuchając płyty, da się odczuć klimat koncertu. Wystarczy odrobinę mocniej podkręcić głośniki, by poczuć się niemal jak na koncercie. Nie straciliście dużo z energii, którą macie na żywo.

Chcieliśmy przenieść jak najwięcej energii z koncertów na płytę. Na EP-kę trafiły spokojniejsze utwory, więc dla osób, które widziały nas na żywo doświadczenia z koncertów były odmienne od oczekiwań. Ta bardziej punkowa, rockandrollowa energia jest zasługą Mariusza, który tak zmiksował kawałki, by energia była obecna i zauważalna. Nagrywając album, część rzeczy zrobiliśmy w studiu, głównie bębny i bas, a gitary w domu. Takie podejście dało Mariuszowi więcej luzu i swobody pracy, mógł wszystko dopracować. Kolejny album chcielibyśmy spróbować nagrać ciągiem, za jednym razem na sesji w studiu, ale to wymagałoby w miarę gotowych pomysłów.

 

Wykorzystujecie czas kwarantanny na pracę nad nowym materiałem?

Wszyscy się ucieszyli z możliwości zostania w domu, mogą teraz pracować nad swoją muzyką. Mnie natomiast początkowo trochę przyblokowała ta sytuacja, ponieważ przed wybuchem epidemii trwały przygotowania do premiery płyty. Byłam w fazie działania, a nie w fazie tworzenia, kiedy siedzenie w domu sprzyja pisaniu nowych tekstów czy tworzeniu nowych kawałków. Mieszkam z Mariuszem i trochę czasu już minęło, więc jakieś pomysły zaczęły się rodzić. Wysyłamy je chłopakom, żeby posłuchali i zobaczyli, czy mogą dograć gdzieś bas. Z perkusją jest trudniej, ponieważ sala prób znajduje się w CK Zamek i na razie jest zamknięta. Czekamy na okres, kiedy będziemy mogli się wszyscy zebrać i dokończyć wstępne szkice nowych utworów.

 

Co chciałaś przekazać na nowym albumie od strony tekstów?

Niektóre osoby odbierają te teksty jako dość negatywne, ale dla mnie takie nie są. "Trust No One" jest o tym, by najpierw zaufać sobie, wsłuchać się w siebie, zastanowić się nad tym, co samemu chce się zrobić, co się myśli, a potem skonfrontować to z innymi. Te kawałki są pisane z perspektywy osób, które obserwują społeczeństwo, relacje międzyludzkie i to, co się dzieje w kraju, a zarazem są na zewnątrz. To outsiderska płyta. "Kite Dancer" jest kawałkiem mówiącym o potrzebie bliskości z drugim człowiekiem i bycia zrozumianym przez drugą osobę. "After Dark", odsłania nasze obawy związane z przyszłością. Pojawia się tam wołanie: I want to be invincible. Myślę, że wiele osób odczuwa wewnętrzne wołanie, żeby być niezniszczalnym, być odpornym na wszystko. Każdy może interpretować te teksty jak chce, dlatego nie do końca chcę wykładać karty na stół.


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce