Obraz artykułu Say Yes Dog: Nie lubimy, kiedy ktoś wywiera na nas presję

Say Yes Dog: Nie lubimy, kiedy ktoś wywiera na nas presję

Taneczny electro-pop jest tym, czego wszyscy teraz potrzebujemy, a niemieckie trio i ich wydany w 2019 album właśnie to dostarczają. Nieco melancholijne, psychodeliczne utwory idą w parze z ciepłym wiosennym słońcem, napawają optymizmem i wprawiają ciało w ruch.

Barbara Skrodzka: W ubiegłym roku, po czterech latach przerwy, wydaliście drugi album - "Voyage". To nie był za długi odstęp? Wiele osób od czasu debiutu z 2015 roku mogło o was zapomnieć.

Paul Rundel: Zawsze jest ryzyko, ale decyzja, którą podjęliśmy pojawiła się samoistnie. Potrzebowaliśmy czasu, żeby popracować nad nowymi piosenkami i nie chcieliśmy na siebie naciskać. Wtedy nie mieliśmy wytwórni, więc nikt nie wywierał na nas presji, mogliśmy robić wszystko na spokojnie. Wydanie nowej muzyki zależało tylko od nas. Trochę zajęło nam dojście do tego, co chcieliśmy zrobić na tym albumie i stworzenie czegoś innego od tego, co wcześniej nagraliśmy, ale udało się i myślę, że publiczność jest nadal zainteresowana naszą muzyką.

W ciągu tych kilku lat sporo podróżowaliście po świecie, w jaki sposób odbiło się to na waszej muzyce?

Na "Voyage" można znaleźć więcej różnego rodzaju przeszkadzajek, choć nie brakuje ich także na pierwszej płycie, "Plastic Love", choć nie są tam aż tak bardzo wyraźne. Tym razem poświęciliśmy więcej czasu na produkcję i wróciliśmy do niektórych wcześniejszych piosenek. Kiedy pierwotnie nad nimi pracowaliśmy, nawet niektóre skończyliśmy, ale nie byliśmy zadowoleni z efektu, więc usiedliśmy do nich ponownie. Zrobiliśmy to w przypadku wielu utworów, włożyliśmy dużo pracy w produkcję i aranżacje.

 

Przez to, że tak dużo działo się na początku na początku waszej działalności, teraz podchodzicie do wszystkiego z większym dystansem?

Kiedy zaczynaliśmy, czuliśmy, że jest to dla nas coś ważnego. Wydaliśmy cztery piosenki i zanim jeszcze pojawił się pierwszy album, graliśmy trasy koncertowe przez prawie dwa lata. Teraz, po siedmiu latach, bardziej do tego przywykliśmy, nie jest nas tak łatwo rozczarować i nie ekscytujemy się tak szybko.

 

Jesteście zadowoleni z efektu, jaki udało się wam na "Voyage" osiągnąć?

Jesteśmy bardzo usatysfakcjonowani z muzyki, jaką tworzymy i z tego albumu. Praca oraz czekanie opłaciło się. Poświęciliśmy na "Voyage" więcej czasu i choć nie skończyliśmy go tak szybko, jak może powinniśmy to zrobić, nie żałujemy. Jesteśmy w innym miejscu niż cztery czy sześć lat temu, kiedy zaczynaliśmy. Lubimy podróżować i to jest jeden z powodów, dla którego zajmujemy się muzyką. Przyjemnie jest grać nie tylko w Niemczech, ale też jechać w trasę koncertową gdzie indziej, być w stanie zagrać swoją muzykę przed nową publicznością i zobaczyć, że ludzie na drugiej półkuli też dobrze się przy niej bawią. Jest to dla nas dużą motywacją.

Say Yes Dog. Zdjęcie portretowe zespołu.

Myślisz, że z trzecim albumem pójdzie wam szybciej?

Nie wiem, zobaczymy [śmiech]. Sposób, w jaki robimy muzykę nie sprawdza się, jeśli czujemy ciążącą na nas presję. Nie wiemy, czy wydamy nowy album. Może tym razem skupimy się bardziej na wydawaniu singli, przynajmniej przez jakiś czas. Mamy na koncie dwa albumy, to dobry materiał na początek. Jeśli chcesz przez jakiś czas bardziej eksplorować pewne style muzyczne, to lepiej sprawdzą się EP-ki zawierające kilka mocnych utworów. Dzięki temu szybciej możesz ruszyć dalej i zająć się nowymi rzeczami. Wydaje mi się, że w przyszłości podążymy właśnie w tym kierunku.

 

Czego obecnie słuchasz, masz ulubiony utwór?

Jest jedna piosenka, której słucham zawsze rano - ''That's Not Me'' Jo Goes Hunting.

 

Znajdujesz jeszcze chwile na cieszenie się muzyką innych artystów?

Mam kilka albumów, które były dla mnie ważne, kiedy byłem dzieckiem albo nastolatkiem i nadal do nich wracam. Nie traktuję powierzchownie albumów artystów, których podziwiam, znajduję na nie czas i słucham w całości. Jestem trochę oldschoolowy, jeśli o to chodzi. Czuję się szczęśliwy, że sami wydaliśmy dwa albumy, a "Voyage" wydaje się mi bliższe, gdy słucham go od początku do końca.

Teledysk do "Feel Better" jest bardzo psychodeliczny, oglądając go, można na chwilę oderwać się od rzeczywistości. Jak jest historia tego klipu?

Zaufaliśmy naszemu znajomemu i jego psychodelicznym fantazjom, próbowaliśmy różnych rzeczy. Zawsze chcieliśmy zrobić takie wideo. Nie wiedzieliśmy czego mamy się spodziewać, ale jesteśmy zadowoleni z efektu. Praca przy tym klipie była dla nas świetną zabawą.

 

Słychać w waszej muzyce inspiracje elektroniką z lat 80. - syntezatory i nostalgiczny wokal. Lubicie czerpać z dźwięków przeszłości?

Historia muzyki elektronicznej jest bardzo ciekawa, od muzyki eksperymentalnej aż do teraz, kiedy stała się rdzeniem i sercem każdego tanecznego kawałka. Dobrze jest wracać do przeszłości i szukać w niej inspiracji, by później wpleść je w coś nowego. Nie staramy się jednak czerpać z przeszłości za wszelką cenę, zdarza się to rzadko. W zespole jest nas trzech, dużo dyskutujemy i zawsze znajdujemy porozumienie, wiemy jakie uczucia chcemy zawrzeć w naszych utworach, jakie brzmienie uzyskać. Każdy z nas ma inne inspiracje, ale wszystkie automatycznie łączą się, wchodzą na ten sam tor.

 

Podobno często kończycie koncerty piosenką Ryana Parisa?

To prawda. gramy ''Dolce Vita'' Ryana Parisa. To piosenka z lat 80. i może nie jest to oznaka dobrego gustu, ale to bardzo dobra piosenka z ładnym brzmieniem [śmiech].


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce