Barbara Skrodzka: Tworzycie idealnie wyważoną mroczną elektronikę zainspirowaną brzmieniem syntezatorów z lat 80. Dziwi mnie jedynie, że jeszcze nie dorobiliście się znacznie większej popularności.
Isaac Howlett: Nie łatwo jest się przebić, zwłaszcza kiedy nie podążasz ścieżką wyznaczoną przez branżę muzyczną. Sami jesteśmy swoimi managerami, nie mamy nad sobą żadnej dużej wytwórni ani agencji bookingowej. Branża muzyczna jest dość hermetyczna, a najważniejsze jest to, kogo znasz. Wtedy nagle zyskujesz dostęp do wszystkich potrzebnych ci kontaktów. W Wielkiej Brytanii graliśmy na kilku niewielkich festiwalach. Jeśli chcesz zagrać na jakiejś większej imprezie, to nie możesz po prostu aplikować. To samo tyczy się radia - żeby cię zagrali, musisz znać prezentera albo to wytwórnia przesyła pliki do rozgłośni. Grają nas wyłącznie małe internetowe stacje. Kiedy zaczynaliśmy, synth-pop był bardzo popularny, ludzie z zapałem szukali nowych dźwięków, ale teraz to osłabło.
Udało się wam jednak pojechać do Stanów Zjednoczonych i zagrać trasę koncertową z Aesthetic Perfection.
IH: Doszło do tego dość przypadkowo, bo na naszej pierwszej europejskiej trasie z Aesthetic Perfection występowaliśmy przed innym synth-popowym zespołem - Mesh. Wokalista Aesthetic Perfection, Daniel Graves, drugiego dnia trasy, powiedział, że chciałby, żebyśmy zagrali z nim trasę po Ameryce. Czekaliśmy dwa lata, by do tego doszło, ale słowa dotrzymał.
W Polsce też macie fanów. Wiele osób czeka na to, by ponownie was zobaczyć.
IH: To prawda, Warszawa jest na jedenastym miejscu, jeśli chodzi o liczbę osób słuchających naszej muzyki. Dzięki statystykom Spotify możemy sprawdzić, w jakich krajach ludzie puszczają nasze kawałki. Wielu artystów narzeka na Spotify, przede wszystkim na niskie wynagrodzenie, ale my zarabiamy więcej ze streamingu niż z czegokolwiek innego. W Sztokholmie mamy najwięcej fanów z całej Europie, z kolei na świecie jest to Meksyk, ponieważ jeden z naszych utworów został użyty w hiszpańskojęzycznym serialu Netflixa "Luis Miguel", który opowiada o historii meksykańskiego piosenkarza.
Trochę mnie zaskoczyłeś. Myślałam, że więcej zarabiacie ze sprzedaży merchu na koncertach.
IH: Zarabiamy dość sporo ze sprzedaży merchu, ale zrobienie płyty CD z czterema piosenkami kosztuje tyle samo, co zrobienie płyty z jedenastoma. Nadal myślę, że wydawanie albumów ma sens, bo ludzie wracają do fizycznych kopii, chcą je nabywać, dlatego te nagrania znowu zaczynają być popularne. Mówi się, że płyty CD są martwe, ale fani muzyki nadal je kupują, by mieć je w swojej kolekcji, a tym samym wesprzeć zespół. Do tej pory wydawaliśmy głównie single, ważne jest to, by w dzisiejszych czasach cały czas utrzymywać uwagę słuchaczy. Większość ludzi używa serwisów streamingowych i każdy widzi, ilu dany zespół ma miesięcznie odbiorców. Ta liczba spada, kiedy przez długi czas nie wydajesz niczego nowego.
Bardzo lubię wiele z waszych piosenek i gdybym miała wybrać kilka, które chciałabym usłyszeć na koncercie, miałabym duży problem z podjęciem decyzji. Jak udaje się wam zaspokoić oczekiwania publiczności?
IH: Podczas trasy po Stanach Zjednoczonych było ciężko, na koncerty przyszły osoby, które słuchały nas od lat. Musieliśmy przeciągnąć ich na naszą stronę. Prawdopodobnie liczyli na to, że zagramy stary materiał, ale mieliśmy przygotowane piosenki z nowego albumu. Wybranie poszczególnych utworów było bardzo trudne, dlatego każdego dnia graliśmy inny set.
Chrisy Lopez: Zaczęliśmy pytać fanów, co chcieliby usłyszeć, wtedy to oni mogli zdecydować o tym, co zagramy. Okazało się to dość ciekawym eksperymentem, bo zazwyczaj gramy nasze top dziesięć utworów ze Spotify. Piosenki, które znajdują się poza tym zestawem, jak chociażby "Throwing Stones", wykonujemy rzadko.
IH: Przed dołączeniem Chrisy rzadko graliśmy "Throwing Stones", ale publiczność zawsze prosi o ten kawałek. Teraz wychodzi nam bardzo dobrze. Fajnie jest dać fanom możliwość wyboru piosenek. Najbardziej lubianą piosenką jest "Losing Touch", ale są też osoby, które mówią, że wolą "Siamese", której praktycznie nigdy nie gramy.
Co jeszcze moglibyście zrobić, żeby zyskać większą popularność?
IH: Nasze brzmienie jest dość osobliwe, dlatego nie sądzę, żebyśmy pasowali do jakiejś konkretnej sceny. Dla nas liczy się pisanie utworów i nagrywanie jak najlepszych piosenek. Nie ograniczmy się do żadnych ram. Może tym, czego potrzebujemy, by jeszcze bardziej się wyróżnić jest rozebranie się do naga na scenie? [śmiech] Pozwalamy mówić muzyce, ale być może posiadanie dobrych piosenek w dzisiejszych czasach nie wystarcza. Z drugiej strony, wystarczy popatrzeć na Editors czy White Lies - nie wyróżniają się niczym szczególnym, są zwykłymi chłopakami grającymi na gitarach.
Na scenie występujecie we troje - ty, Chrisy i Oliver Marson, ale w skład zespołu wchodzi jeszcze Adam Relf. Dlaczego nie występuje z wami?
IH: Adam, założyciel i członek zespołu, brał udział w koncertach na początku naszej działalności. Zajmuje się produkcją, poza tym ma jeszcze wiele innych projektów. Jest ilustratorem, przygotował całą naszą szatę graficzną. Zajmuje się poszukiwaniem idealnego brzmienia Empathy Test, do niego należy nadawanie kształtu i kierunku naszej muzyce. Kontroluje wygląd zespołu również w zakresie teledysków. Nie ma aż tyle wolnego czasu, który mógłby poświęcić na granie koncertów, dlatego kilka lat temu zrobiliśmy przesłuchanie i wybraliśmy Chrisy, która gra na perkusji. Zespoły często rozpadają się, ponieważ jeden z najważniejszych członków nie chce grać, my zrobiliśmy co w naszej mocy, żeby do tego nie doszło.
W jaki sposób nakierowujecie Adama na brzmienie, które chcecie osiągnać?
IH: Podsyłamy muzykę, którą lubimy. Pracując nad ''Empty Handed'', nagrałem Adamowi demo na gitarze akustycznej i wokale, on odesłał mi swoje pomysły i dopiero wtedy nagraliśmy wszystko jak należy. Bardzo często kwestie brzmieniowe zostawiam Adamowi. Za każdym razem jestem podekscytowany tym, co mogę znaleźć w nadesłanych przez niego plikach. To, co Adam zrobił z ''Empty Handed'' naprawdę powaliło mnie na kolana. Myślę, że bardzo pomógł mu moment, w którym zobaczył nas na żywo. Przyszedł na nasz koncert w Londynie, ale nie oglądał go z bacskstage'u, znajdował się pośród publiczności. Te obserwacje dają mu lepsze pojęcie o tym, co zadziała lepiej na scenie. Utwory, nad którymi pracuje teraz mają w więcej energii, wiemy, że sprawdzą się na żywo.
Chrisy, grasz na perkusji. Dlaczego wybrałaś akurat ten instrument?
CL: Gram na perkusji dzięki tacie. Zaczęłam się uczyć gdy miałam osiem lat, spodobało mi się, więc przyjechałam do Londynu na studia muzyczne. Szkoda, że nie ma więcej dziewczyn perkusistek, bo czasem jest to denerwujące, kiedy ludzie ciągle pytają czy jestem wokalistką [śmiech]. Mimo wszystko, dostrzegalny jest szybki wzrost kobiet zajmujących się muzyką. Problem w tym, że przemysł muzyczny jest pełen mężczyzn. Osoby zajmujące się bookingiem to głównie faceci i często kierują się swoimi upodobaniami. My, jeśli mamy wybrać kto przed nami wystąpi, zawsze staramy się, by w skład tej grupy wchodziły dziewczyny.
Masz ulubionych perkusistów?
CL: Mam kilku, ale wszyscy to faceci [śmiech]. Bardzo lubię Adama Battsa, robi naprawdę szalone rzeczy i to nie tylko z perkusją, ale też z elektroniką. Bardzo dobry jest Richard Spaven, który przemyca dużo nowoczesnych elementów, wplata styl jungle.
IH: Chrisy odpowiada za wiele technicznych ustawień i rozwiązań. Podczas koncertów robi dużo rzeczy na żywo. Wiele zespołów ze sceny, której jesteśmy częścią, nie ma perkusistów w składzie, używają automatów lub ścieżek z nagranym podkładem. Chrisy gra wszystko na żywo, dzięki temu nasze występy mają więcej energii i czuć, że jest to prawdziwe.
CL: Gram wiele rzeczy na żywo, chcę mieć możliwość improwizowania i rozciągania niektórych elementów. Jest w tym więcej zabawy, bo jeśli naprawdę coś ci się podoba, to czemu nie zagrać tego odrobinę dłużej? W muzyce elektronicznej bardzo łatwo można grać w sposób bezpieczny, dlatego dobrze jest mieć możliwość działania w sposób elastyczny, robienia tego, co się chce i posiadania większej kontroli na scenie. Dotyczy to także estetyki, kontrolowania świateł, projekcji i efektów. Sprawia nam to przyjemność, ale jeśli coś nie działa tak, jak powinno, to pojawia się stres.
Empathy Test wystąpi wraz Aesthetic Perfection w Warszawie 24 kwietnia 2021, więcej informacji TUTAJ.