Barbara Skrodzka: Co można znaleźć na twoim debiutanckim albumie?
Sarah Mariegaard: Wiele moich piosenek opowiada o szukaniu sensu w życiu, uczeniu się kochania samego siebie, są bardziej egzystencjalne. ''Powerslide'' jest zdominowane przez piosenki tego typu. Poszłam też do przodu i zaczęłam komponować więcej utworów o miłości. Wcześniej pisanie takich piosenek przychodziło mi bardzo ciężko.
Udało ci się choć w części znaleźć odpowiedź na pytanie o sens życia?
Znasz to uczucie, kiedy budzisz się i zastanawiasz, co właściwie ma w życiu sens? Wszyscy w jakiś sposób musimy się z tym mierzyć. Staram się być jak najlepszym człowiekiem, ma to dla mnie duże znaczenie. Ostatnio odkryłam też, że najważniejsze jest dla mnie czuć szczęście z tego, co robię w pracy i w domu. Czasami odkrycie, co jest w życiu najważniejsze nie jest tak proste, jak mogłoby się wydawać. Trzeba o tym myśleć i mówić, zastanowić się, jak sprawić, żeby żyło się nam jak najlepiej.
Twoja droga do szczęścia była bardzo wyboista?
Zdarzają się sytuacje, kiedy zastanawiam się, czy faktycznie warto o coś walczyć, jeśli nie czuję się szczęśliwa. W dorosłym życiu czasami zastanawiasz się, dlaczego robisz to, co robisz. Bywa, że nie jest łatwo. Mamy obowiązki, które trzeba wykonywać, często wbrew sobie i na dłuższą metę to się nie sprawdza. Jeśli coś sprawia, że czujesz się nieszczęśliwa, po co to dalej robić? Przez ostatnie lata te myśli zaprzątały moją głowę, szukałam na nie odpowiedzi. Na początku byłam bardzo sfrustrowana komercyjną kierunkiem muzyki - tworzę muzykę pop, pojawiły się więc nowe oczekiwania i często trudno jest się dostosować.
Łatwiej było wcześniej czy teraz, kiedy więcej osób zaangażuje się w twój projekt?
Im bardziej mój projekt się rozwija, tym jest trudniej. Na początku nie było aż tylu osób z branży, które chciały wyrazić opinię na temat tego, co robię. Wydawałam kolejne utwory i nikt nie miał od nich żadnych oczekiwań. Teraz pojawiła się wytwórnia, która oczywiście ma i powinna mieć oczekiwania, a ja muszę je spełniać.
Kiedy zaczynasz pracę nad nową muzyką, masz jakiś określony cel, wiesz dokładnie, co chcesz osiągnąć?
Raczej nie, dzieje się to dość naturalnie i nadchodzi znienacka. Może to być inspiracja wynikająca ze słuchania jakiejś płyty przez ostatnie półtora roku, na przykład Oasis i podświadome pisanie rockowych piosenek. Wydaje mi się, że niektóre utwory z nowej płyty przechylają się nieco bardziej w kierunku czegoś troszkę cięższego.
Myślisz, że twoje kolejne utwory mogą zaskoczyć?
Zdecydowanie! Myślę, że nagram wiele albumów. Chciałabym rozwijać swoje brzmienie, które w pewien sposób we mnie rośnie. To coś, co mnie fascynuje, ale także wypływa ze mnie bardzo naturalnie. Cały czas uczę się nowych rzeczy, udoskonalam je i tworzę coś nowego.
Mieszkasz w Kopenhadze, ale wcześniejsza EP-ka powstała częściowo także w Los Angeles. Łatwiej pisać w innych miejscach niż Dania?
Dużo podróżuję, zwłaszcza do Los Angeles, Nowego Jorku i Londynu. Dobrze jest łączyć podróże z możliwością poznawania nowych ludzi i pracowania z osobami, których wcześniej nie znałam. To bardzo zdrowe. Dobrze współpracować z osobami spoza własnej strefy komfortu. Udało mi się znaleźć ludzi, z którymi dobrze się dogaduję, dlatego nadal z nimi pracuję.
Jesteś w związku z Rasmusem Littauerem [School of X]. Łatwiej z nim pracować, bo dobrze się znacie czy może wręcz przeciwnie?
Zdarza nam się pracować razem. Można mnie usłyszeć na jego ostatnim albumie - ''Destiny'', a on zajął się produkcją kilku moich utworów. Współpracujemy w taki sposób i właściwie bardzo łatwo przychodzi mi praca z nim. Można by pomyśleć, że efekty naszych muzycznych zmagań mogą brzmieć zupełnie inaczej, ale mi się bardzo podoba to, co powstaje z tych wspólnych poszukiwań.
Co najbardziej cenisz w tej współpracy?
Znamy się bardzo dobrze i czujemy się komfortowo w swoim towarzystwie, ale to także może być przeszkodą. Jeśli masz zamiar napisać piosenkę, musisz w pewien sposób wykonać ją tak, jakbyś była przed publicznością, dlatego należy włożyć w to cały wysiłek i iść naprzód, pokonując siebie. Czasami obawiam się tylko, że być może nie naciskamy na siebie wystarczająco mocno. Pracuje nam się łatwo i miło, to jest nasza bezpieczna przestrzeń.