Obraz artykułu Fiasko: Dekadencki hedonizm i mizantropijny fatalizm

Fiasko: Dekadencki hedonizm i mizantropijny fatalizm

Zaczynali od średnio zajmującego metalu industrialnego, by po czasie dokonać przewrotu - dzisiaj Fiasko to przede wszystkim zespół, który odnajduje się w mieszance black metalu i sludge'u. Z wokalistą, Tomaszem Mielnikiem rozmawiałem o najnowszej płycie zespołu, "Mizantropolii", zmianach, a także trudnościach związanych z wplataniem języka polskiego do muzyki.

Łukasz Brzozowski: Jesteś człowiekiem, który każdą rzecz planuje i próbuje przewidzieć różne sprawy na lata w przód?

Tomasz Mielnik: Absolutnie nie. Całe życie na spontanie. Nie zawsze wychodzi mi to na zdrowie.

 

Czyli nie przeczuwałeś, jaki rozwój stylistyczny przejdzie Fiasko?

Nie do końca. Po nagraniu debiutu i składowych roszadach, usiedliśmy z Tomkiem Koziną [gitarzysta] i po wymianie myśli, zgodnie stwierdziliśmy, że rezygnujemy z elektroniki i chcemy grać surowiej, ciężej, posępniej. Nasze gusta muzyczne zawsze się gęsto krzyżowały na kilku wspólnych mianownikach i myślę, że lwia część zmiany, która zaszła, jest tego wypadkową.

Jaka była geneza tej zmiany?

Odejście Bartka Kuszewskiego, który realizuje się w tej chwili z powodzeniem jako one man army w Rites of Fall, była impulsem. Bartek był odpowiedzialny za większość riffów i całość elektroniki na debiucie. Jako słuchacz odchodził stopniowo od metalu i muzyki gitarowej w ogóle, co było już słychać na "Głupcy umierają". On poszedł w swoją stronę, my skręciliśmy w swoją. Na pewno duże znaczenie miało przywitanie w zespole nowego, uzdolnionego gitarzysty, Patryka Paftela, no i Maćka Nawrota na basie. Okazało się, że wszyscy chcemy iść miej więcej w tym samym kierunku.

 

Zmiana kierunku przyszła naturalnie czy jednak mieliście momenty, kiedy szkice numerów nie przynosiły obiecujących efektów?

Zaskakująco łatwo - w porównaniu do debiutu - pracowało się nam nad tymi czterema utworami. "Uzurpator" powstał dosłownie na kolanie, w godzinę czy półtorej. Potem już tylko szlify. Reszta numerów trochę dłużej. "Golem" i "Mizantropolia" we wczesnych założeniach miały być jedną piosenką. Potem je podzieliliśmy. Koledzy gitarzyści okazali się niezwykle płodni i pomysłowi jeśli chodzi o riffy i brzmienie. Nie dyskutowaliśmy zbytnio - jak coś grało, to grało. Zazwyczaj grało od razu.

 

Nie baliście się, że wasi dotychczasowi słuchacze, którzy polubili brzmienie debiutu, mogą nie zaakceptować "Mizantropolii"?

Nie. To pewnie zabrzmi jak utarty slogan, ale nigdy nie myślimy w ten sposób. To ma być dla nas frajda i pasja, wolna od oportunizmu w jakiejkolwiek postaci. Pierwszymi słuchaczami "Mizantropolii" byliśmy my i zaakceptowaliśmy ją unisono z bananami na ryjach.

 

Docieramy do ciekawego tematu - czy kapele ślepo zapatrzone w zdanie swoich fanów budzą twoje politowanie?

Chyba trochę tak. To oczywiście zależy od konkretnych przypadków, ale ogólnie hamowanie swoich muzycznych ambicji ze strachu przed reakcją jest żałosne.

Fiasko. Zdjęcie artysty opierającego się o drewniany przedmiot.

Ciekawy jest także wątek tekstowy, który w prostej linii łączy się z charakterystyczną okładką. Ten rynsztokowy feeling w jakiś sposób wynika z inspiracji Odrazą czy odnoszę mylne wrażenie?

Odrazę, Biesy i w ogóle rzeczy w których macza paluchy Stawrogin - uwielbiam. Gość jest wizjonerem. Ale myślę że inspiracje sięgają głębiej. Flirt z liryką tego typu zacząłem już wcześniej, w So I Scream, przed debiutem Fiasko. Na pewno duży wpływ miał polski rap. Szczególnie warszawski, pokolenia dziadów z mojego rocznika i starszych. Sokół, Pezet, Eldo, Pih. Gdzieś z lat szczenięcych pobrzmiewa też pewnie fascynacja tekstami Marilyn Manson i Philipa Anselmo, które ocierały się miejscami o ten rynsztokowy feeling, jak go nazwałeś. Może trochę Nick Cave w swoich knajackich odsłonach. Podejrzewam też, że jakiś wpływ podprogowo miała literatura - proza Hłaski i Maria Puzo w których zaczytywałem się jako nastolatek. Potem Kuba Żulczyk. Jestem również psychofanem kina. Brudny język i turpistyczna estetyka w filmach takich twórców, jak Smarzowski, Ferrara czy Refn na pewno odcisnęły piętno na stylu moich rymowanek.

 

Wspominasz klasyków polskiego hip-hopu, ale płyta ma bardziej dekadencki niż czysto uliczny feeling.

"Kwiaty Zła" Piha też mają dekadencki, jeśli nie nihilistyczny feeling. Myślę że stylistyka, w której się obracamy rządzi się własnymi prawami. Poza tym nie jestem ulicznikiem. Bliżej mi w tekstach właśnie do dekadenckiego hedonizmu i mizantropijnego fatalizmu, będących wynikiem obserwacji i doświadczeń. Taki depresyjny sybaryta, co mimo że brzmi jak oksymoron, jakoś do mnie pasuje.

 

Jakie są to prawa w ramach tej stylistyki? Czy metal nie miał być przypadkiem przeciw wszelkim zasadom?

Jasne. Dopóki to mi, jako twórcy, dobrze brzmi. Nie robię nic na siłę i za wszelką cenę, a już na pewno nie wypuszczę niczego, co mi nie robi. Taką liryką, jaką popełniłem, osadzoną w takich dźwiękach jak na "Mizantropolii", jestem na razie w pełni ukontentowany. Pewnie za jakiś czas mi się "przesłucha" i znudzi, ale wtedy będziemy już grzebali w nowych dźwiękach.

 

Czyli narzuciliście sobie na "Mizantropolii" pewien kaganiec stylistyczny, którego musieliście się w głowach trzymać?

Nie. Tak po prostu wyszło. Teksty i muzyka powstały w tym samym czasie, w tym samym mindsecie. Chociaż jak przysłuchasz się zamykającemu EP-kę "Letargowi", to czuć w tym numerze pewne oderwanie od reszty. Płyta nie jest w mojej opinii jednorodna. Oczywiście były pewne kosmetyczne zabiegi które miały w mojej głowie uspójnić całość. Na przykład tuż przed nagraniem zdałem sobie sprawę, że w trzech na cztery utwory przewija się w tekście motyw miasta. Stwierdziłem, że przerobię jedną czy dwie linijki tekstu w czwartym numerze i w ten sposób motyw miejski obecny jest we wszystkich numerach. No ale to taki zabieg bardziej dla mnie, bo wątpię, żeby ktoś to wychwycił sam z siebie.

 

Fiasko. Czarno białe zdjęcie portretowe zespołu.

Scena black/sludge jest bardzo szeroka i obfituje w wiele zespołów, które niestety brzmią zbyt podobnie do siebie. Czy z racji tego podejmowaliście jakieś działania, aby nie wpaść w sidła powtarzalności?

Niespecjalnie. Jak ktoś przychodzi na próbę z riffem i okazuje się że ktoś inny czujniejszy wychwytuje podobieństwo do tego czy tamtego, to riff jest przerabiany/wyrzucany. Poza tym chyba nie. Mam wrażenie że mamy swoją tożsamość.

 

Płyta miała premierę nie tak dawno temu, zdążyliście zagrać parę koncertów w ramach jej promocji, ukazują się także recenzje. Zadowala cię odbiór krążka?

W zasadzie tak. Czysto negatywnych opinii jak do tej pory nie słyszałem. Recki jak na razie pozytywne. Dochodzą do mnie za to głosy, że nie wszyscy do końca wiedzą, jak ten materiał ugryźć i sam się zastanawiam, czy to negatyw czy komplement.

 

Też się z zetknąłem z takimi opiniami. Co w tym materiale jest tak trudnego, że odbiorcy mają problemy z jego definicją?

Eklektyzm. Kontrasty.

 

Ale to są ogólniki, proszę o konkrety.

Trudno go wrzucić do wora z black metalem czy sludgem. Są tam na pewno pierwiastki tych gatunków, ale też chyba trochę więcej. Plus teksty, nie dosyć że po polsku to jeszcze w miarę wyraźnie wyartykułowane.

 

Co do tekstów - wyobrażasz sobie, by tak surową i w pewnym sensie osobistą warstwę liryczną przełożyć na język angielski?

Jak najbardziej. To odwrotność była dla mnie wyzwaniem, odkąd zaczęliśmy Fiasko. Wcześniej, w So I Scream, pisałem równie osobiste wynurzenia i angielski był dla mnie naturalnym sposobem ich ekspresji. Przestawienie się na polski było niełatwe.

 

Trudno było ci uniknąć pretensjonalności, którą język polski jest z góry obarczony?

O tak. To jedno z wymienionych przeze mnie w poprzedniej odpowiedzi wyzwań. Angielski jest gładki, wokale w tym języku łatwo uznać za tło, kolejny instrument. Nasz język jest chropowaty, pełen nieśpiewnych wyrazów. Natychmiast się go wychwytuje podczas słuchania. Bardzo szybko można też wpaść we wnyki grafomanii, czego pewnie nie uniknąłem w kilku miejscach. Cały czas się uczę.

 

Gdyby Fiasko miało wziąć udział w trasie koncertowej marzeń, to jaki byłby jej line-up?

Bez wahania Satyricon i Crowbar.

 

fot. Krucza • Aleksandra Burska


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce