Obraz artykułu Harmed: Scena jest dla nas najbezpieczniejszym miejscem

Harmed: Scena jest dla nas najbezpieczniejszym miejscem

Harmed to węgierski zespół założony w 2017 roku. Wydali jedną jedną EP-kę ("From Day One"), na której można znaleźć ciężkie, mroczne utwory, ale lubią eksperymentować z brzmieniem, co najlepiej słychać na dwóch ostatnio wydanych singlach. Talent Węgrów został zauważony przez jury konkursu Music Moves Europe Talent Awards, którego gala odbyła się na festiwalu Eurosonic Noorderslag.

Barbara Skrodzka: Graliście na Eurosonic, gdzie otrzymaliście nagrodę Music Moves Europe Talent Awards. Spodziewaliście się wygranej?

Levente Spicze: To dla nas dość duże wyróżnienie, metalowym zespołom rzadko zdarza się wyrywać takie nagrody. Nie spodziewaliśmy się tego. W każdej kategorii szanse rozkładały się pół na pół.

 

Gabor Toth: Nawet gdybyśmy nie wygrali, to już samo znalezienie się pośród zespołów nominowanych dużo by dla nas znaczyło. Nigdy wcześniej nie graliśmy na takim festiwalu, jak Eurosonic Noorderslag.

 

Niedawno wydaliście singiel "Metacortex", który znacznie różni się od utworów z pierwszej EP-ki. Dlaczego bardziej elektroniczne brzmienie?

LS: Nasze brzmienie ewoluowało naturalnie, po prostu rozwinęliśmy pomysł. Nigdy nie chcieliśmy wydawać identycznych piosenek. Lubimy eksperymentować i wszystkie nasze single znacznie się od siebie różnią, dlatego zaczęliśmy je wydawać osobno, a nie jako EP-kę.

 

Balazs Keresztesi:  Zainteresowaliśmy się też bardziej elektroniczną stroną muzyki, mamy trochę nowych instrumentów analogowych, w których się zakochaliśmy. Teraz nie tylko gramy na gitarach, ale staramy się grać na żywo także na syntezatorach.

 

GT: Wzajemnie się inspirujemy.

Podoba mi się wasze podejście i to, że się nie zamykacie na inne gatunki.

LS: Kiedy Bring Me The Horizon wydali album "That's The Spirit", prawie nikomu się nie podobał, po czym kilka lat później wyszedł kolejny album i ponownie spotkał się z krytyką. Ludzie mówili, że powinni wrócić do tego, co robili wcześniej.

 

BK: Bring Me The Horizon zawsze robią coś nowego i to przeraża ludzi, bo chcą słuchać rzeczy, które znają, brzmiących jak te stare kawałki. My nie chcemy siebie powtarzać, staramy się próbować nowych rzeczy.

 

Nie obchodzi was krytyka i negatywne komentarze na YouTube?

GT: Nie, nie zwracamy większej uwagi na komentarze, bo one i tak niczego nie zmienią w naszym podejściu do muzyki.

 

BK: Czasem czytam komentarze, ale najbardziej lubię te z konstruktywną krytyką. Chciałbym móc przeczytać lub usłyszeć je wszystkie i zachęcić ludzi do wyrażania swojej opinii, która dla zespołu może być w jakimś stopniu wartościowa.

 

Wasze podejście do muzyki i sposób, w jaki ją prezentujecie wydają się bardzo przemyślane. Na czym się koncentrujecie, tworząc kolejne utwory?

LS: Zawsze skupiamy się na utworze jako całości, włączając w to także teledysk. Od samego początku staramy się robić coś, co jest spójne, a nasze wizje realizować niczym filmowe produkcje.

 

BK: Najpierw pojawiają się uczucia i emocje, a potem muzyka. Dużo rozmawiamy o tym, co czujemy i o tym, jak zacząć utwór. Nigdy nie myślimy o jakimś konkretnym riffie, który chcemy napisać.

 

LS: W Budapeszcie wynajmujemy pomieszczenie, w którym trzymamy wszystkie nasze rzeczy. Każdy z nas ma tam swoją przestrzeń, gdzie może pracować. Często gramy sobie nawzajem pewne fragmenty i jeśli coś fajnego usłyszymy, decydujemy się to rozwinąć.

Harmed. Zdjęcie portretowe zespołu.

Łatwo przychodzi wam przełożenie emocji na muzykę?

GT: W muzykę wkładamy całych siebie. To jedyny sposób na oddanie emocji i wyrażenie własnych osobowości i tego, co czujemy jako zespół. Publiczność przychodząc na koncert, chce zobaczyć ciebie i twoją sztukę, więc kiedy znajdujesz się na scenie, możesz pokazać im swoją prawdziwą twarz. Wtedy masz swój czas, w którym musisz zaprezentować to, nad czym pracujesz w domu. 

 

LS: Gdy wychodzimy na scenę, zmienia się prawie wszystko. Scena jest dla nas najbezpieczniejszym miejscem, możemy na niej zrobić wszystko to, co kiedykolwiek chcieliśmy zrobić.

 

BK: Nie bez znaczenia jest także to, że jesteśmy w pełni niezależni i wszystko robimy sami, łącznie z klipami i wizualizacjami. Gabor zajmuje się także miksem i masteringiem. Nie pracujemy z osobami z zewnątrz, które by nas w czymś wyręczały.

 

Niektórzy z was pracują na stałe w branży, inni zajmują się czymś pokrewnym, nie boicie się, że w pewnym momencie poczujecie, że to koniec waszej przygody z muzyką?

LS: Cały czas jesteśmy zmęczeni muzyką [śmiech], ale pozwala to nam pójść jeszcze dalej. 

 

GT: Po prostu kontynuujemy naszą działalność, bo co innego możemy robić w życiu?

 

Jaki jest wasz główny cel z Harmed?

LS: Nie mamy konkretnego celu, po prostu staramy się robić wszystko jak najlepiej.
 

BK: Metal nie jest rodzajem muzyki, który mogłoby istnieć w mainstreamie w takim samym stopniu jak pop, akceptujemy to. Tak ciężka muzyka stanowi bardzo mały procent tej machiny. Na pewne rzeczy są nałożone limity, ale staramy się je przekraczać i popychać swoją twórczość dalej. Chciałbym grać koncerty przez większą część roku i nigdy nie stać w miejscu.

Uważacie, że drogą do zdobycia większej liczby fanów jest granie koncertów?

GT: To najprostszy sposób, żeby zdobyć publiczność, ale występowanie przed większymi kapelami wymaga wejścia na pewien poziom. Nie jest to takie proste, jak mogłoby się wydawać. Granie koncertów jest dla nas bardzo ważne. Na przykład w naszej pierwszej trasie Levente miał zwichnięte kolano już na pierwszym koncercie i poruszał się o kulach przez kolejne dwa tygodnie. Nie mógł chodzić, nie był w stanie nawet stać na scenie. Wielu muzyków odwołałoby trasę w takiej sytuacji, ale on tego nie zrobił.   

 

LS: To było okropne, nigdy więcej tego nie zrobię [śmiech].

 

BK: Podróżował w busie z nogą pomiędzy chłopakami z tyłu busa. To było szalone!

 

Podobno zamierzacie wydać album. Możecie podzielić się już jakimiś szczegółami?

BK: Album prawdopodobnie ukaże się w tym roku, ale zanim to nastąpi, planujemy wydać EP-kę, na której znajdzie się pięć utworów.

 

GT: Tak naprawdę nic nie jest jeszcze pewne, wszystko może się zmienić. Mamy bardzo dużo piosenek, z którymi musimy coś zrobić.
 

LS:  Ostatnio je policzyliśmy i wyszło około sześćdziesięciu napisanych utworów i materiałów demo, ale skończonych jest tylko dwadzieścia kawałków, dlatego chcielibyśmy pokazać te, które ostatecznie nie wejdą na album.

 

Kevin Mészaros: Wybór utworów, które znajdą się na płycie nie jest łatwy i odbywa się przez głosowanie. Mamy dużą tablicę, na której wypisujemy nazwy każdej piosenki i oddajemy głosy - to, co wtedy wybierzemy znajdzie się na albumie.


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce