Obraz artykułu Jordablod: W pokracznych tekstach inspirowanych Lovecraftem nie ma mistycyzmu

Jordablod: W pokracznych tekstach inspirowanych Lovecraftem nie ma mistycyzmu

Jordablod są twórcami jednego z najdziwniejszych i najtrudniejszych do przyswojenia tegorocznych albumów.

 "The Cabinet of Numinous Song" to płyta fascynująca i irytująca jednocześnie, a o tym, jak to jest stworzyć krążek wymykający się zero-jedynkowym kanonom myślenia opowiada Filip Lundström - motor napędowy zespołu.

 

Łukasz Brzozowski: W wielu recenzjach waszego nowego materiału można natknąć się na pochwały odnośnie otwartości na nietypowe rozwiązania w black metalu. Taki był wasz cel, czy "tak wyszło"?
Filip Lundström: Oczywiście, że było to naszym celem. Szczerze mówiąc, istotą tego zespołu już od samego początku jest odkrywanie nieznanych muzycznych terytoriów - zarówno lirycznie, jak i czysto instrumentalnie. Czasami takie wycieczki kończą się zabrnięciem w ślepą uliczkę, ale chodzi w tym wszystkim przede wszystkim o poszukiwanie.

 

Na "The Cabinet of Numinous Song" wyczuwam pewne powiązania waszej twórczości z Tribulation. Nie brzmicie jak oni, ale łączy was podobne zrozumienie dla ogromnej wagi melodii w muzyce ekstremalnej.
Tak, rozumiem, do czego zmierzasz i mogę się z tym zgodzić. Dzielimy ten mocno zakorzeniony w ekstremie mistycyzm i miłość do włączania elementów heavy metalowych. Dodatkowo, zarówno my jak i oni, jesteśmy Szwedami, a tutaj każdy zna każdego, łatwo jest o wzajemną inspirację, więc... sam rozumiesz [śmiech].

Przed premierą albumu trafiłem na komentarz jednego z fanów, w którym pada stwierdzenie, że Jordablod nie należy do żadnego gatunku ani sceny. Jak ustosunkujesz się do tak radykalnej opinii?
Podejrzewam, że chodziło mu o pewne mankamenty sceny metalowej, które - nie ukrywam - też mnie rażą. Jednym z najbardziej irytujących jest kolesiostwo doprowadzone wręcz do rozmiarów grupowej masturbacji. Jasne, nie ma nic złego w promowaniu płyt znajomych, prób wsparcia ich twórczości, ale róbmy to z umiarem. Mówi się, że internet bardzo wiele pomógł, jeśli chodzi o rozwój muzyki jako takiej i łączenie ludzi, ale ja wstrzymuję się z takimi stwierdzeniami. Jak najbardziej zgadzam się z tym, że dostęp do podziemnych pereł i najróżniejszych kapel to teraz, w dobie cyfryzacji, rzecz nieporównywalnie prostsza niż dwadzieścia lat temu, nawet nie śmiem się kłócić. Mimo wszystko, zmieńmy na chwilę perspektywę. Przecież to właśnie rozwój internetu wpływa na rozprzestrzenianie się hejtu, jakieś dziwaczne wojenki scenowe, banieczki fanów jednego gatunku muzycznego, którzy uważają się za lepszych od innych... Właśnie to powoduje, że nie czujemy się częścią żadnej sceny. Jeśli ktoś nas odkryje i zechce ruszyć z nami w podróż, to proszę bardzo. W innym przypadku nie ma żadnego przymusu.

 

Czy tytuł waszej najnowszej płyty sugeruje, że Jordablod zaprowadza rządy świętej piosenki w metalu ekstremalnym?
Ta piosenka w tytule jest odzwierciedleniem pewnego tajemniczego, cielesnego fenomenu, jakiejś zagadki obdarzonej silnie uduchowionym charakterem. Święty to z kolei zwrot używany przeze mnie w niewielu momentach. Mówimy o bardzo mocnym słowie, którego bagaż emocjonalny nie przyzwala na wtrącanie go tam, gdzie się tylko da. Utożsamiam je z transcendentalnymi doświadczeniami, które dają mi siłę, inspirują, są czymś dużym w obrębie mojego umysłu. Dzięki temu przekuwam je na sztukę i nadaję jej oryginalny charakter - właśnie dlatego, że ma ten bardzo wyraźny rys emocjonalny. Może to wydać się zabawne, ale naprawdę tak jest. Służę piosence, bo to właśnie ona stanowi efekt i pewnego rodzaju sumę moich wszystkich inspiracji oraz pracy twórczej.

 

Nie sposób pominąć wyjątkowo podniosłe motywy w waszych tekstach, które momentami wydają się być stylizowane na modlitwy. Co robicie, aby pozostać szczerymi ze sobą, a jednocześnie nie epatować żenującą duchowością?
To ciekawe zagadnienie. Problem z ogromną większością zespołów metalowych jest taki, że tego mistycyzmu i szeroko pojętej duchowości po prostu nie czują. Siądzie taki jeden typ z drugim, wybiorą losowo porozrzucane cytaty z powieści Lovecrafta i na ich podstawie napiszą bardzo pokraczne teksty, które mają być mistyczne i upiorne, ale są co najwyżej zabawne. Nikomu tego nie bronię, ale jeśli już wchodzimy z jakimś tematem na terytoria sztuki, to chociaż róbmy to z należytą precyzją i odpowiednim rozeznaniem. Wszystko sprowadza się do tego, czy naprawdę interesuje cię duchowość człowieka, wnętrza jego umysłu oraz myśli, które wychodzą poza schemat jeść-spać-pracować. Ja na przykład jestem bardzo ściśle związany ze swoim wnętrzem i duszą, ale wiem, że nie muszę z tej okazji pisać poematów na cześć ciemności. Czasami wystarczy naprawdę parę prostych wersów w tekście, aby tchnęły w ciebie inspirację i spowodowały, że serce zabije mocniej. Czy wychodzi to dobrze w ramach Jordablod? Niech oceny podejmą się słuchacze.

 

W notce promocyjnej Iron Bonehead można przeczytać, że "The Cabinet of Numinous Song" to spektakularna podróż w ciemność. Uważasz ten krótki opis za trafny?
Tak, jest to dosyć celna metafora. Sam raczej nie napisałbym tego inaczej, więc w tym zdaniu jak najbardziej została uchwycona esencja tego, co Jordablod sobą reprezentuje.

W waszej muzyce dosyć wyraźnie odznaczają się zręcznie wprowadzone elementy post-punka. Wynika to z inspiracji tym nurtem?
Wszelkie elementy naszej twórczości, które ludzie uznają za przemycane świadomie wpływy innych zespołów, są dziełem przypadku. Łączymy to, co mamy, staramy się myśleć i tworzyć nieszablonowo, ale podczas sesji nagraniowej słuchaliśmy tylu różnych rzeczy, że nie jestem w stanie powiedzieć, czy coś zainspirowało mnie w pełni, czy raczej jakoś podświadomie przełożyło się na kształt riffów i struktur piosenek.

 

Dużo motywów zawartych w waszej muzyce bierze się właśnie z przypadku?
Gdy komponujemy, wszystko dzieje się impulsywnie, wypływa prosto z naszych serc. Jasne, mamy jakiś zarys tego, jak chcemy, by dany numer brzmiał, ale w ostatecznie wszystko obraca się o sto osiemdziesiąt stopni. Mogę jeszcze dodać, że całość zawsze wychodzi lepiej, niż przeczuwamy jeszcze na etapie pisania numerów [śmiech].

 

Na album trafił między innymi szwedzkojęzyczny Hin ondes mystär", chyba mój ulubiony utwór. Z racji tego, że jest zaśpiewany w waszym ojczystym języku, czuję w nim jeszcze większy ładunek emocjonalny i poczucie bezwstydności. Jest szansa na większe ilości tego typu zabiegów w przyszłości?
To dosyć skomplikowane pytanie i nie jestem w stanie na nie teraz odpowiedzieć. Napisanie bardzo dobrego i angażującego tekstu po szwedzku to rzecz bardzo wymagająca. To niezbyt dźwięczny język, bardziej złożony niż większość innych języków europejskich. Do tego dochodzi fakt, że większość sztuki - w tym literatury - która nas inspiruje, to tematy anglojęzyczne, a dodatkowo po angielsku piszemy już od samego początku. Może kiedyś zdecydujemy się na szerszą ekspozycję tego naszego "ojczystego" wątku w warstwie lirycznej, kto wie?

 

Sam zwrot "hin ondes mystär" oznacza "tajemnicę zła" - cóż to za sekret?
To jest jedno z tych pytań, na które nie da się odpowiedzieć w prosty sposób. Mogę jedynie dać wskazówkę, że chodziło o tajemnicę samą w sobie. Ten utwór ma prowokować do zadawania pytań, refleksji nad sobą samym i pewnej negacji zero-jedynkowego systemu myślenia. Sam przyznasz, że ma to pewien - w dużym cudzysłowie - walor dydaktyczny, ale jednocześnie jest fascynujące.

 

We wcześniejszym pytaniu wspominałem o waszej bezwstydności. Nie sądzisz, że jesteście w tej samej grupie zespołów co Tribulation, Necrovation, Morbus Chron czy Vampire, które zamiast płynąć za trendami, popłynęły za własną wizją tworzenia?
Tak, totalnie się z tobą zgadzam w tym aspekcie. Wszystkie zespoły, o których wspomniałeś, wywodzą się z zabetonowanego podziemia, ale szybko zdały sobie sprawę, że ograniczenia i ramy stylistyczne są czymś, co nie daje żadnej satysfakcji. Szwecja to w ogóle takie zagłębie pełne świetnych zespołów, które działają wedle zasady "leaders not followers" i nie ukrywam, że należę do grona wielbicieli takiej postawy.

"The Cabinet of Numinous Song" cieszy się znacznie szerszym odbiorem od waszego debiutu. Czujecie, że to może być dla was przepustka do dużo większej popularności niż dotychczas?
Pewnie, chcielibyśmy, bo czemu nie? Ale popularność bądź jej brak w ramach danego zjawiska/artysty nie jest kwestią łatwą do przewidzenia. Bardzo wiele zależy od odpowiedniej promocji, dopasowania się do pewnego nurtu i - co najistotniejsze - niesamowitych ilości szczęścia. Nie zabiegamy, aby o Jordablod mówił każdy dziennik w Szwecji, ale liczymy, że nasza ciężka praca przyniesie owoce w postaci zwiększonego poziomu rozpoznawalności.

 

Ten album stoi w bardzo nieokreślonym rozkroku między lasem a kosmosem. Gdzie macie bliżej?
To bardzo trudne pytanie. Z jednej strony uwielbiam leśne wędrówki i afirmację napotkanej natury, a z drugiej lubię usiąść gdzieś w ogrodzie i obserwować nocne niebo, by potem snuć najróżniejsze wyobrażenia na jego temat. Mogę powiedzieć tylko tyle, że kosmos i wszystko, co z nim związane, jest na pewno niesłychanie fascynujące. Mówimy o czymś absolutnie bezkresnym, owianym ogromną tajemnicą, niezbadanym w całości. Dla mnie, jako poszukiwacza nowego i osoby zaciekawionej wszelkimi odkryciami nieznanego, to coś tak ciekawego, że nawet nie potrafię opisać tego słowami.

 

Na zakończenie powiedz, czy spotkałeś się kiedyś z zarzutami o zdradę ideałów sceny black metalowej.
Jeszcze nie, ale nie ukrywam, że chciałbym.


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce