W ubiegłym roku Cudowne Lata opublikowały debiutancki album - "Kółko i krzyżyk", z którego pochodzi ich najnowszy singiel, "Huang Huang". Teledysk przedpremierowo możecie zobaczyć tylko u nas.
Barbara Skrodzka: We wrześniu wydałyście debiutancką płytę, "Kółko i krzyżyk" - która z piosenek jest najbliższa waszym sercom?
Amina Dargham: Dla mnie będzie to "Po szkole", choć na początku było to "Huang Huang". Z drugiej strony, czuję się emocjonalnie związana z każdym z tych utworów.
Ania Włodarczyk: Ostatnio na próbie, gdy grałyśmy "Zapach i ty", pod koniec piosenki zachciało mi się płakać. Różne doświadczenia życiowe sprawiły, że jestem ostatnio trochę rozedrgana i emocjonalna. W głowie przewinął się mi cały rok - nagrywanie, wydanie klipu, wakacje i to, co jest teraz. Od tej piosenki się zaczęło. Do wszystkich piosenek mam taki sam stosunek, podobają mi się, bo mam wrażenie, że każda jest trochę inna. Taki mieliśmy cel z Aleksandrem Makowskim, z którym spędziłyśmy czas w studiu.
Za waszym najnowszym teledyskiem, do utworu "Huang Huang", stoi artysta wizualny, Sebulec. Opowiedzcie o tej współpracy.
AD: Znamy się z Sebulcem od jakiegoś czasu. Kiedy się spotkaliśmy w sprawie wideo, powiedział, że ma ochotę wykorzystać motywy ze średniowiecznych rycin. Ja na co dzień zajmuję się tatuażem, robię głównie mroczne wzory i często inspiruję się rycinami, więc gdy Sebulec stwierdził, że dobrym motywem byłoby zrobienie ze mnie mrocznego ptaka, od razu mi się ten pomysł spodobał [śmiech].
AW: To Amina przeglądała instagram Sebulca i wpadła na pomysł, by zapytać go, czy nie chciałby z nami współpracować. Bardzo spodobała mu się piosenka "Huang Huang", jej tekst. Pod to stworzył scenariusz, który z kolei zadowolił nas i wydawał się nam bardzo bliski - jakby znał nas i naszą relację. Zaufałyśmy mu i dałyśmy wolną rękę co do wizji.
Ostatni koncert w Warszawie połączyłyście z akcją charytatywną, dla kogo prowadziłyście zbiórkę?
AW: Postanowiłyśmy zrobić niebiletowana imprezę, żeby przyszło jak najwięcej osób, a jednocześnie była możliwość wrzucenia do puszki paru groszy. Zbiórka była zorganizowana dla mojej dziewiętnastoletniej siostrzenicy. Od dawna jesteśmy z nią zaprzyjaźnione, wspierałyśmy ją na różnych etapach - szkoła, praca i muzycznie... Gra na gitarze, jest bardzo uzdolnioną, wyjątkową dziewczyną. W połowie listopada przypadkowo przedawkowała narkotyki. Przez półtora miesiąca jej stan był krytyczny, ale od początku stycznia powoli dochodzi do siebie. Uzbierane pieniądze chcemy przeznaczyć na wsparcie dla niej w tej trudnej sytuacji. Powiedziałyśmy jej, że to impreza dla niej i bardzo się ucieszyła. Tym sposobem tekst "Huang Huang" nabrał dla nas dodatkowego sensu, prawie, że dosłownego, a przynajmniej jeśli chodzi o słowa: Może kiedyś umarłam..., właśnie w związku ze sprawą bliskiej mi osoby. Część kasy pójdzie też dla Stowarzyszenia Jump'93, które wspiera osoby uzależnione, zagrożone uzależnieniem i znajdujące się w trudnej sytuacji życiowej.
Stworzyłyście także wyjątkowy merch z koszulek z drugiej ręki. To świetny pomysł!
AD: Mamy nadzieję, że w tej kwestii będziemy prekursorkami w Polsce [śmiech]. Wiem, że amerykański zespół Black Lips także robią koszulki w ten sposób.
AW: W Polsce jest kilka przedsiębiorstw, które starają się uskuteczniać zero waste w projektowaniu ubrań, ale jeśli chodzi o merch zespołu muzycznego, nie przypominam sobie żadnego zespołu z Polski, który robiłby coś podobnego. Wiadomo, że to sporo pracy, nie zawsze człowiek ma możliwość i czas być tak eko, jakby tego chciał, ale my w tym wypadku czułyśmy etyczny dyskomfort, by zamawiać dziesiątki sztuk nowych ubrań. Zaczęłam szukać sposobów, jak zrobić to bardziej eko, ale wychodziło bardzo drogo. Musiałybyśmy sprzedawać te koszulki w cenie osiemdziesiąt złotych za sztukę. Wymyśliłyśmy second hand. Zrobiłyśmy pierwszą partię, ale w domu mamy jeszcze całą górę ubrań.
AD: Chciałam, żeby te koszulki były wyjątkowe, ponieważ mamy wyjątkową grafikę stworzoną przez Justynę Plec. Ona zresztą też cieszy się, że wykorzystujemy ubrania z lumpeksów. Odbarwiamy koszulki, zmieniamy je. Fajne jest to, że każda może być inna. Ja też bardzo lubię metodę sitodruku i powoli się w tym temacie doszkalam, aby nasze produkcje były super.
Kilka dni temu w Warszawie zagrał zespół Hatari, który jest świetnie odbierany w społeczności LGBTQ. Nigdy nie myślałyście, by tak jak oni przemycić do swojej muzyki jakieś bardziej społeczno-polityczne wątki?
AW: Zależy jak to przemycanie postrzegać. Nie czuję potrzeby wykrzykiwać w muzyce zmęczenia lub frustracji tym, co wokoło, bycia zaangażowaną politycznie jak to bywa uprawiane przez artystów w gatunkach typu punk czy rap. Ale mam poczucie, że na albumie "Kółko i krzyżyk" subtelnie przewijają się różne rozterki związane z otaczającym światem i naszymi doświadczeniami, także jako nieheteronormatywnych osób. Nagrałyśmy płytę, która jest dla nas osobista. Jak założyłyśmy Cudowne Lata, byłyśmy już razem od półtora roku i potrzebowałyśmy nagrać coś, co będzie opowiadało o naszej miłości. Wydaje mi się, że to samo w sobie jest już mimochodem dość polityczne w Polsce. Inspirują mnie też współczesne artystki i artyści pop, którzy poruszają w swoich piosenkach kwestie nie do końca wygodne, a nawet będące tematami tabu - problemy emocjonalne, również osób z branży muzycznej, seksizm - jak Billie Eilish, Blood Orange, Princess Nokia. Ostatnio Clairo odwołała trasę z powodu depresji - podoba mi się, że postanowiła o siebie zadbać. Uwielbiam też Shurę, łamiącą wiele stereotypów dotyczących młodych piosenkarek, no i śpiewającą otwarcie o miłości między kobietami.
Wspominałaś o inspiracjach, podobno jedną z nich jest także Whitney Huston?
AW: U nas jest tak - ja kocham Whitney, Amina - Madonnę [śmiech]. Jestem ogromną fanką Whitney Huston i wychowałam się na jej muzyce, ale ostatnio jestem pod wrażeniem książki Robyn Crawford, "A song for you. My life with Whitney Houston", którą podarowała mi Amina. To pełna szacunku i refleksji opowieść o ich wspólnym życiu, także miłosnym, bo Robym po latach wreszcie potwierdza krążące od dekad plotki, że były parą. Robyn Crawford była artystyczną agentką gwiazdy przez prawie dwadzieścia lat. Związek został przerwany, kiedy Whitney podpisała z wytwórnią Arista pierwszy kontrakt. To po prostu nie było możliwe w tamtych czasach. Autorka opisuje też mroczne strony show biznesu, rasizm, seksizm. To dla mnie też bardzo dramatyczna opowieść, biorąc pod uwagę to, jak Whitney skończyła. W jej piosenkach było dużo o miłości, pięknie życia, samoakceptacji, sile i to miało tak bardzo mało wspólnego z jej życiem. Dobrze, że muzyka pop zmienia się i coraz częściej prezentuje niewygodne kwestie. My chcemy robić piosenki, które mają w sobie prawdę. Piosenki, bo raczej nie nadaję się do muzyki improwizowanej, choć Amina lubi poszaleć z gitarą [śmiech].
AD: Ostatnio kupiłam sobie nowy efekt gitarowy - w ustawieniach jest dużo opcji przesterów heavymetalowych i czasami mnie tak poniesie, że gram mocne, mięsiste riffy [śmiech].
Jak oceniacie kondycję damskiej części polskiej sceny muzycznej?
AW: Z naszej perspektywy wygląda to tak, że w gronie podziemnej alternatywy w Polsce jest coraz więcej dziewczyn. Bardzo nas to cieszy. Więcej dziewczyn robi muzykę niż miało to miejsce dziesięć lat temu. Są instrumentalistkami, producentkami, bogata pod tym względem jest scena elektroniczna. Natomiast jest też ciągle tak, że bardziej widoczne są projekty chłopaków. Muzyka jest dla każdego i to jest piękne, ale ja czasem się śmieję, że w Polsce panuje nadprodukcja zespołów tworzonych przez samych mężczyzn. Uważam, że bardzo ważna jest tu praca kuratorów i kuratorek, bookerek, mediów - intensywna prezentacja kobiet muzyczek. Line-upy imprez i festiwali powinny prezentować różnorodność. Byłoby też dobrze, gdyby więcej dziewczyn wzięło w swoje ręce kwestie organizacyjne. Żeby to one - jeśli są oczywiście świadome takiej potrzeby - bookowały artystki. Ale widzę, że to się powoli zmienia na lepsze.
Amina, nadal mieszkasz w Krakowie, Ania w Warszawie, nie myślałyście nad tym, by w końcu zdecydować się na jedno miasto?
AD: Jeździmy już do siebie od trzech lat. Ania bywa u mnie częściej niż ja w Warszawie z tego względu, że ma bardziej elastyczną pracę i może pracować z domu. W końcu postanowiłam załatwić sobie guest spoty w studiach tatuażu w Warszawie, więc mam nadzieję, że i ja będę bywać częściej w naszym warszawskim domu.
AW: Każda z nas prowadzi ustabilizowane życie w miastach, w których żyjemy. Na początku spędzałyśmy razem tylko weekendy, ale im dłużej byłyśmy razem, tym coraz bardziej tęskniłyśmy za wspólną codziennością. Kiedy zaczęłyśmy zespół, doszła konieczność robienia prób, wyjazdy na koncerty. Musimy dojeżdżać, ale przyzwyczaiłyśmy się do tego. Nie chciałabym się przeprowadzać, bo lubię Warszawę, mieszkam tu od osiemnastu lat i nie chciałabym mieszkać w Krakowie, a Amina lubi Kraków i ma tam cały swój ośrodek życia zawodowego. Cały czas tym żonglujemy. Raz jest lepiej, raz gorzej.
Jak wyglądają wasze dalsze plany muzyczne?
AW: W ciągu najbliższych miesięcy chciałybyśmy wydać nowy singiel, poza tym może pojawi się jeszcze jeden klip do piosenki z albumu "Kółko i krzyżyk". Cały czas będziemy też grać koncerty - mamy ich w planie kilka na najbliższe miesiące. Staramy się modyfikować nasze występy i poprawiać brzmienie. Byłoby miło, gdyby nowy album ukazał się jeszcze w tym roku, ale niczego nie możemy obiecać.
AD: Myślimy nad nowym materiałem i cały czas szukamy inspiracji. Jest ich dużo, ale musimy wybrać, w którą stronę iść. Chciałybyśmy, by nowy materiał różnił się od obecnego, ale uważam, że mamy też jakieś swoje znaki rozpoznawcze, które będą zawsze obecne.
AW: Nie zaczęłyśmy jeszcze pisać, mamy dopiero szkice ponagrywane na dyktafon, głównie eksperymentów Aminy z nowym efektem [śmiech]. Inspirują nas osoby związane przykładowo z kolektywem Polonia Disco, który w jeden dzień robi piosenkę. Tworząc nowe utwory, nie czekamy na natchnienie. Zazwyczaj odbywa się to na zasadzie: Trzeba zrobić nowy singiel. Dobra, robimy! Kolejny album nie będzie black metalowy [śmiech], ale na pewno będą tam gitary.