Jarosław Kowal: Jaki byłby najgorszy sposób na śmierć w kosmosie?
James T Mckay: Gdybym był owinięty w Union Jack [flaga Wielkiej Brytanii].
W horrorach często powraca schemat, w ramach którego jeden z sequeli powinien rozgrywać się w kosmosie, co zazwyczaj wiąże się z tym, że po prostu nie było pomysłu na kolejny film serii. W tym kontekście, myślicie, że współczesna muzyka czy sztuka w ogóle zostały już wystrzelone w kosmos?
Omar Aborida: Żyjemy w świecie science-fiction, ale horyzonty naszej kreatywności utknęły w sprzężeniu zwrotnym, co oznacza tyle, że wszystko, czym zajmują się ludzie oparte jest na innych działaniach ludzi. Nikt tak naprawdę nie zna ogromu kosmosu, a nawet sposobu, w jaki należałoby go postrzegać, więc byłoby zuchwalstwem twierdzenie, że gatunek ludzki może wytwarzać prawdziwie kosmiczne dzieła sztuki. Z drugiej strony, Suzuki Junzo jest bardzo blisko.
JTM: Zgadzam się w stu procentach. Każdy fan horroru doskonale zresztą wie, skąd przybywa kosmos i dokąd zmierza. Nikt z nas tego nie przeżyje, trudno przecież zapomnieć klasyczną "Piłę 11: Rakiety Tortur".
A gdyby pojawiła się możliwość opuszczenia Ziemi i zamieszkania na innej planecie, skorzystalibyście z niej i spróbowalibyście stworzyć zupełnie nową kulturę ze świeżym podejściem do sztuki?
JTM: Już teraz niemal każdej nocy podróżuję w kosmosie na własną rękę. Słuchałeś kiedyś Hawkwind?
Jasne.
JTM: No to dalej! Zbudujmy ten statek kosmiczny i nazwijmy go Miłość.
OA: Myślę, że kultura kwitnąca na innej planecie miałaby przewagę - moglibyśmy pominąć rewolucję przemysłową i kapitalistyczną mantrę wysysania, zbierania żniw, zabijania, manipulowania i sprzedawania. Na nowej planecie żylibyśmy w bardziej ekologiczny sposób, porzucilibyśmy płonący świat pełen chciwości i osiedli tam, gdzie równość byłaby znacznie ważniejsza, a granice to zaledwie krawędzie zdjęć wieszanych na ścianach.
Jako pionierzy mielibyście możliwość wybierania, jaką wiedzę chcecie przekazać kolejnym pokoleniom. O jakich artystach nigdy byście nie wspomnieli?
JTM: Nawet wzmianka o w tej rozmowie byłaby utrwalaniem ich legendy, wolę więc nie mówić o nich. Na wszystko jest jednak miejsce i nie należę do osób, które powstrzymywałyby kogoś przed słuchaniem jakiejś muzyki, nawet jeżeli będą pod wpływem "Booboo Mana".
OA: Wszyscy możemy się zgodzić, że faktycznie lepiej zapomnieć o "Booboo Manie".
Kiedy szukałem informacji związany jednocześnie ze Szkocją i z kosmosem, odkryłem, że produkuje się u was więcej satelitów niż w jakimkolwiek innym miejscu w Europie. Gdyby stworzono bardzo nowoczesną satelitę o dalekim zasięgu i poproszono was o dodanie tylko jednego utworu jako wiadomość dla ewentualnie napotkanej obcej rasy, co byście wybrali?
JTM: "Physical" Olivii Newton-John.
OA: "For Whom the Bell Tolls".
Na okładce "Scottish Space Race" umieściliście Szkocję, ale bez pozostałej części Wielkiej Brytanii. Czy to Szkocja jako statek kosmiczny, który wylądował na oceanie innej planety, czy po prostu macie dość Zjednoczonego Królestwa?
OA: Na okładce pokazujemy przyszłość, kiedy to Szkocja jako cały kraj przenosi się na inną planetę. Planeta Szkocja jest cudownym miejscem, które zawsze jest otwarte dla naszych przyjaciół i międzyplanetarnych gości. Powinienem także wspomnieć, że przed startem w przestrzeń kosmiczną unioniści i konserwatyści zostaną przeniesieni do Hull, więc to wciąż daleka utopia.
A może lepiej zostań na Ziemi, w imię przekonania, że im gorsze rzeczy przydarzają się ludziom, tym ciekawsza jest ich sztuka?
JTM: Przekonanie, że osoby zubożałe albo ściśle marginalizowane w mogą tworzyć lepszą sztukę czy rozrywkę to jeden z najgorszych sentymentalizmów związanych z klasowym poczuciem winy i uprzywilejowaniem białego człowieka.
OA: Złe rzeczy mogą być inspirujące, ale może uznajmy, że sztuka jest wynikiem kulminacji wszystkich doświadczeń, tych dobrych i tych złych. Konsekwencją Brexitu jest wypłynięcie na powierzchnię społecznej zupy tak zwanej Wielkiej Brytanii wielu ksenofobów i zagorzałych rasistów, te nieprzyjemne indywidua są teraz przekonane, że mają prawo kogoś dyskryminować. Według nich wszystko, co ich złego w życiu spotkało jest winą osób z zagranicy, a jeszcze nigdy dotąd nie napotkałem na żadną sztukę, która mogłaby się z tego wywodzić.
Bo tak naprawdę to nie im przytrafia się coś złego, a właśnie tym obcokrajowcom i chociażby w Wielkiej Brytanii jest mnóstwo przykładów, kiedy z doświadczeń imigrantów powstaje ciekawa, zaangażowana muzyka. Do pewnego stopnia może czarne charaktery pokroju Trumpa czy Johnsona są przydatne, ale ostatecznie powinni przegrać, jak w kreskówkach?
JTM: Może romantyzowanie tych postaci jako złoczyńców z kreskówek wynika z uniknięcia wpływów ich tyranii, powinniśmy raczej rozpoznawać trudności tych biednych ludzi, którzy nie znajdują się w równie uroczej sytuacji.
OA: Całkowicie się zgadzam, mimo że ośmieszanie tych kolesi może być zabawne, każdego dnia z ich powodu wyrządzana jest krzywda.
Nawet Hitler pojawiał się w kreskówkach Disney'a, to nie musi być romantyzowanie, to może być przestrzeganie w przystępnej formie. Jaki koniec napisalibyście dla tej historii i jaki sądzicie, że naprawdę się wydarzy?
OA: Do końca jeszcze daleka droga, póki co wszyscy musimy ciężko pracować, żeby zachować to, co jeszcze mamy i nie pozwolić, żeby stało się antymaterią wciągniętą przez czarną dziurę osobistej, korporacyjnej i napędzanej bogactwem chciwości.
JTM: Jesteśmy całkowicie spustoszeni, w najgorszy z możliwych sposobów i chociaż niektórzy z nas chcą być częścią rozwiązania, a nie problemu, absolutnie najgorsze cechy ludzkości w dalszym ciągu łączą się w imperium zła niszczące tę planetę z różnych powodów. Chciwość to powód numer jeden. Proszę, myślcie. Proszę, podejmujcie działania.
SpaceFest! 2019 odbędzie się 13 i 14 grudnia w klubach B90 i Drizzly Grizzly w Gdańsku. Więcej informacji TUTAJ.