Barbara Skrodzka: Czasami mam wrażenie, że niektórzy muzycy znacznie lepiej bawiliby się razem z publicznością niż na scenie. Chciałbyś mieć możliwość obserwowania Leoniden z pozycji widza?
Jakob Amr: Muzyka, którą tworzymy z założenia powinna być naszą ulubioną muzyką. Staramy się być fanami samych siebie, bez arogancji. Chciałbym, żebyśmy byli zespołem, na którego koncerty sam lubiłbym chodzić. Niestety nigdy nie będę mógł tego zrobić [śmiech]. Podczas naszej ostatniej trasy zrobiliśmy coś, co nazywa się wirtualną próbą dźwięku. Polegało to na tym, że nagraliśmy nasz koncert z dnia poprzedniego, a następnego dnia nasz inżynier odtworzył dźwięk tak, że mogliśmy zrobić próbę dźwięku bez naszej fizycznej obecności na scenie. Była to dla nas świetna okazja, by usłyszeć to, co robimy na scenie, nie znajdując się na niej w danym momencie. Dziwne uczucie. Uwielbiam dobre koncerty i przebywanie pośród publiczności, dlatego zawsze jako zespół staramy się być z fanami. Często schodzę ze sceny, chcę tworzyć jedność z fanami.
Dla niektórych artystów kontakt z publicznością to jedna z najważniejszych kwestii. Za przykład może posłużyć chociażby Yungblud, dla którego fani są jak rodzina. Jak to wygląda u was?
Kontakt z naszymi fanami to jedna z najważniejszych kwestii. Uważamy, że to, co robią muzycy działa tylko wtedy, kiedy mają wspaniałą publiczność. Jesteśmy bardzo wdzięczni tym wszystkim osobom, które przychodzą nas zobaczyć. Od ostatniej trasy gramy półtoragodzinne koncerty, a przez kolejne dwie godziny rozmawiamy z każdym, kto chce nas o coś zapytać. Nadal pamiętamy, jak to jest być fanami zespołu i zawsze staramy się oddać naszym fanom to, co sami otrzymywaliśmy kiedyś od innych muzyków. Nawiązując jeszcze do pierwszego pytania, kontakt z publicznością, rozmowa z nimi jest jak słuchanie naszego koncertu ich oczami i uszami. To, co nam mówią jest dla nas bardzo ważną informacją zwrotną.
Nie przeszkadza ci, gdy ludzie zaczepiają cię w sytuacjach prywatnych?
Wszyscy mieszkamy w Kilonii, która jest bardzo małym miastem i niezbyt popularnym, a nasza rozpoznawalność jako Leoniden nie jest duża. Młodzi ludzie, którzy nas znają, są mili i odnoszą się do nas z szacunkiem. Dzięki temu, że jesteśmy bardzo blisko z każdym, odpowiadamy na każdą wiadomość na Instagramie i rozmawiamy z fanami po koncertach, spotkanie nas na ulicy nie jest aż tak wyjątkowe. Gdy spędzam noc w mieście i ktoś prosi mnie o wspólne zdjęcie, nie odmawiam. Do tej pory nie zdarzało mi się to zbyt często, może raz na miesiąc, choć teraz odnoszę wrażenie, że intensywność takich zdarzeń wzrosła.
W Niemczech gracie na największych festiwalach, macie wielu fanów, jesteście rozpoznawalni. Jak reagują na to znajomi?
Na to pytanie odpowiedziałaby lepiej reszta zespołu, oni nadal mieszkają w tym samym mieście, do którego chodzili do szkoły i mają tu wielu znajomych. Ja przeprowadziłem się do Kilonii, gdy dołączyłem do Leoniden. Moi przyjaciele grają ze mną w zespole, a znajomi mojej dziewczyny nie traktują mnie w wyjątkowy sposób. Odrobinę dziwne jest tylko to, kiedy jestem na jakiejś imprezie i wszyscy pytają o zespół, ale rozumiem, że są zainteresowani - gdybym spotkał na imprezie astronautę, też zapytałbym go, jak jest na Księżycu [śmiech].
Czasami zastanawiam się, czy osoba czytająca ten wywiad nie chciałaby się dowiedzieć więcej o muzykach jako ludziach. Lubisz w ogóle rozmawiać o muzyce?
To bardzo ciężkie, wywiady zawsze mają określoną liczbę pytań i czasu, więc muszą pojawić się oczywiste pytania, które trzeba zadać. Dziennikarz nie może mi zadać pytania o to, jaka jest moja ulubiona pizza, tylko jaki będzie następny album. Może przerwijmy ten ciąg i zadaj mi jakieś zupełnie inne pytanie [śmiech].
Rozmawiałam dzisiaj z kolegą i zapytałam, o co powinnam ciebie zapytać. Powiedział, żebym zapytała, czy lubisz kawę.
[śmiech] Kocham kawę, dzisiaj wypiłem już dwie.
Co jest dla ciebie najważniejsze w życiu?
Najważniejsze jest dla mnie znalezienie idealnej równowagi pomiędzy pokorą a niebyciem zbyt pewnym siebie, w arogancki sposób, ale zarazem posiadanie pewności siebie w działaniu jako artysta. Trudnym wyzwaniem było odnalezienie pewności, by zajmować się tym, co jest dla mnie ważne, wybranie muzyki ponad przyjaciół. Szanowanie siebie i swojego dążenia do stania się artystą jest ważne, ale trzeba też szanować świat zewnętrzny, który sprawia, że w ogóle jest to możliwe. To bardzo trudne, wielu artystów wraz z rosnącą popularnością stają się dupkami. Cieszę się, że stąpam twardo po ziemi i nadal jestem pokorny. Szacunek dla siebie i innych jest najważniejszy.
Kiedy zacząłeś zajmować się muzyką?
Zacząłem od bardzo młodego wieku. Pierwszy zespół założyłem, gdy miałem trzynaście lat, ale to z Leoniden po raz pierwszy wystąpiłem na większej scenie. Lata spędzone z chłopakami zmieniły moje postrzeganie popularnej muzyki, której w pewnym sensie jesteśmy częścią. Tworzenie muzyki zawsze było dla mnie ważne, więc nie mogę powiedzieć, żeby to w jakiś sposób mnie zmieniło. Jestem bardziej spokojny i szczęśliwy, odkąd mam możliwość robienia tego w pełnym wymiarze godzin.
Ostrzegł cię ktoś przed zostaniem muzykiem?
Na szczęście jest nas piątka, a cztery lata temu znaleźliśmy osobę, która działała w branży muzycznej, ale dotąd nie zajmowała się managementem. Nie cierpię tego, gdy muszę sam poruszać zajmować się tymi branżowymi tematami, nienawidzę każdej części tego i prawie każdej osoby z tym związanej. Trzeba znaleźć w tym równowagę, każdy artysta się z tym zmaga. Przemysł muzyczny chce osiągać zyski, ale z drugiej strony pomaga dotrzeć do ludzi. Wywiady są dobrymi sposobami, ponieważ bez obaw mogę mówić o tym, czego pragnę dla zespołu i dla siebie, ale bardzo się cieszę, że mamy osobę, która zajmuje się organizowaniem tych spotkań.
W jaki sposób muzyka określa to, kim jesteś?
Lubię tworzyć, ponieważ mogę dzięki temu doświadczyć różnych elementów mojej osobowości. Nie chodzi tylko o to, co robię z Leoniden. Zespół składa się z pięciu osób, które dzielą te same obawy, nadzieje i marzenia. To małe społeczeństwo, w którym możemy porozmawiać i wyrazić nasze myśli i uczucia nie tylko poprzez teksty piosenek. Zanim dołączyłem do Leoniden, tworzyłem dużo gniewnej i smutnej muzyki, w której dzieliłem się swoim bólem, nieszczęściem, zmaganiami. Z Leoniden odkryłem, że atmosfera uniesienia i szczęścia na koncertach jest znacznie bardziej wartościowa. Po koncertach podchodzą do nas ludzie i mówią, że choć na co dzień mają wiele problemów i są smutni, to spędzili z nami bardzo dobrze czas i dziękują nam za to. W tych stresujących czasach, kiedy każdy przechodzi kryzys egzystencjalny, dostarczenie czegoś ludzkiego, prawdziwego, głośnego i ekscytującego jest bardzo potrzebne. Muzyka nie określa tego, kim jestem, ale to, tym kim chcę być.
Rodzice wspierali cię?
Na początku byli do tego sceptycznie nastawieni, naciskali, żebym dokończył studia na uniwersytecie, ale teraz bardzo mnie wspierają. Przychodzą na nasze koncerty, ale wolą trzymać się z tyłu. Mój tata, który jest w wieku prawie sześćdziesięciu lat, jest trochę zwariowany - gdy gramy gdzieś blisko domu, wynajmuje duży autobus, kupuje pięćdziesiąt biletów i sprzedaje je swoim znajomym [śmiech].
Zachowałbyś się inaczej, gdyby to twój syn był w znanym zespole?
Nie jestem jeszcze ojcem, więc ciężko wyobrazić sobie taką sytuację. Muzyka w moim życiu odegrała bardzo ważną rolę, ale uważam, że ich szczęście powinno stać na pierwszym miejscu, niezależnie od tego, czy zostaną muzykami.