Obraz artykułu Low Island: Spotify nie pozwala na długotrwałe związki z muzyką

Low Island: Spotify nie pozwala na długotrwałe związki z muzyką

Słuchając Low Island, od razu ma się ochotę tańczyć. Po wydaniu EP-ki "Shout out the Sun" pod koniec października, planują skupić się na albumie i choć jeszcze nie cieszą się powszechną rozpoznawalnością, to są na dobrej drodze, by stać się jednym z waszych ulubionych zespołów w nadchodzącym roku.

Barbara Skrodzka: Dzisiaj zagraliście dużo piosenek, których wcześniej nie znałam - bardzo mi się spodobały.

Carlos Posada: Myślałem nad tym ostatnio. Dziwnie jest słuchać zespołu, który gra nowy materiał, zazwyczaj idąc na koncert, chcesz usłyszeć coś, co już znasz. Dla nas granie nowej muzyki jest bardzo ważne - dzięki temu podczas koncertu nadal czujemy podekscytowanie i dlatego zawsze staramy się grać nowe utwory. Fajnie jest, kiedy grasz świeży materiał i ludzie reagują tak, jakby go już słyszeli.

 

To dobry sposób na sprawdzenie, czy publiczności spodoba się nowa muzyka.

Jamie Jay: Zawsze mamy wrażenie, że nasze nowe rzeczy są lepsze. Uwielbiamy starsze kawałki, ale jesteśmy bardzo entuzjastycznie nastawieni do nowych piosenek.

 

Jacob Lively: To dobry test, bo jako członek zespołu jesteś najgorszą z możliwych osób, jakie mogą osądzać to, czy materiał jest dobry. Najlepiej zagrać piosenkę dla publiczności i zobaczyć, jak zareaguje. Wtedy wiesz, czy musisz poświęcić jej więcej pracy.

Macie kogoś, komu możecie pokazać nowe piosenki zanim jeszcze usłyszy je publiczność?

JJ: Mamy naszych przyjaciół i rodzinę, niektórym ufamy, innym nie [śmiech]. Bardzo cenię opinie ludzi, którzy lubią muzykę, ale nie koniecznie ludzi, którzy ją tworzą. Ktoś kiedyś mi powiedział, że zespoły są najgorszymi osobami, do rozmowy o albumach, bo skupiają się na tym, jak brzmi perkusja, a nie mówią o piosence i rzeczach, które są naprawdę ważne.

 

CP: Zawsze pokazujemy naszą muzykę managerowi, ale ważne jest, żeby grono wtajemniczonych osób nie było zbyt duże. W przeciwnym razie nie będziesz wiedzieć, co właściwie zrobić z tyloma informacjami zwrotnymi. Mamy kilka osób, do których wysyłamy naszą muzykę, zazwyczaj są to manager i producent, jeśli z takowym pracujemy.

 

JJ: Wolimy mieć osoby, które powiedziałyby nam, że coś jest niewystarczająco dobre. Bardzo trudno jest powiedzieć komuś, kto ciężko pracuje, że to, co zrobił nie jest świetne i powinien poświęcić temu jeszcze więcej czasu.

 

CP: Kiedy nasze mamy nie cierpią tego, co nagraliśmy, okazuje się, że jest to naprawdę dobre. Jeśli mówią, że coś jest bardzo ładne, wtedy podejrzewamy, że coś nie gra [śmiech].

 

Zaczęliście zajmować się muzyką bardzo wcześnie, rodzice wspierali was w tym?

JL: Mama Jamiego zawsze woziła nas na koncerty, gdy byliśmy nastolatkami i pokazała nam wiele różnych zespołów, które później stały się dla nas inspiracją.

 

CP: Rodzice bardzo nas wspierali i zachęcali do grania, ale to jest wyniszczający wybór. Nie powiedziałbym mojemu dziecku, żeby to robiło. Jeśli sam przez to przeszedłeś, to wiesz, jak ciężko może być i prawdopodobnie powiesz swojemu dziecku, żeby ratowało się od całego tego bałaganu. Bez tego możesz być w związku, możesz mieć stabilny dochód i tak dalej. Będę strasznie nudnym ojcem [śmiech].

 

JJ: Nie wiem, czy się z tym zgodzę. Są momenty rzucające ogromne wyzwania, ale też takie, jak dzisiaj, kiedy wszystko ze sobą się łączy. Nie znajduję żadnej innej rzeczy w życiu, która dałaby mi coś podobnego. Ta ciężka praca w końcu staje się wartościowa.

 

CP: Zgadzam się i odwołuję moje wcześniejsze słowa [śmiech]. Sprawiłbym, że moje dziecko miałoby depresję, gdybym powiedział mu, jak jest naprawdę i jak ciężko jest w to wejść.

 

JJ: Nie myślałem o tym, dopóki nas o to nie zapytałaś. Jakby moje dzieci tworzyły muzykę i z pewnego powodu chciałyby przestać, nie miałbym z tym problemu. Zastanawiam się, co by było, gdyby zaszły dalej niż ja?

Członkowie zespołu "Low Island" w studiu nagraniowym.

Kiedy was odkryłam, myślałam, że jesteście zespołem z już ugruntowana pozycją, bo to, co tworzycie jest tak dobrze zrobione, że nie brzmicie jak początkujący zespół.

JJ: Jeśli zbierzesz do kupy wszystkie nasze wcześniejsze projekty, od wieku dwunastu lat lub nawet wcześniejsze, to byłoby tego więcej niż dwa albumy z bardzo złą muzyką [śmiech]. Muzyki, która pozwoliła nam uczyć się na własnych błędach. Pracujemy razem już od ponad połowy naszych żyć, a ten czas spędzony razem bardzo pomaga. Cała nasza czwórka grała w różnych projektach. Przebyliśmy długą drogę, która okazała się bardzo wartościowa.

 

JL: Bardzo lubimy proces pisania muzyki, dlatego cały czas to robimy. To, co zostało wydane jest małą namiastką tego, co wspólnie napisaliśmy.

 

Dlaczego postanowiliście połączyć siły w Low Island?

JJ: W przeszłości, około 2010 roku, obracaliśmy się w bardziej gitarowych zespołach. Było świetnie, ale jednocześnie byliśmy bardzo zainteresowani muzyką elektroniczną i dance. Z Carlosem DJ-owaliśy z muzyką house i techno w klubach w Wielkiej Brytanii, ale nie mieliśmy piosenek, nie graliśmy na instrumentach. Byliśmy w różnych projektach, szkołach filmowych. Felix, nasz perkusista, jest świetny w rzeczach związanych z modą. Chcieliśmy połączyć te wszystkie elementy, które wcześniej nigdy nie działały razem. W tym zespole próbujemy połączyć nasze doświadczenia, od początku taki był nasz cel.

 

Co jest dla was najważniejsze, kiedy komponujecie?

CP: Wszystko zależy od tego, nad czym akurat pracujemy. Ogólna zasada jest taka, żeby piosenka miała pasujące do siebie melodię i refren. To jest najważniejsze, a wszystko inne powinno temu służyć. Kiedy zaczęliśmy tworzyć muzykę bardziej elektroniczną, trochę się to zmieniło, bardzo ważne stały się rytm i linia basu. Czasami mogą być nawet lepsze od melodii.

 

JJ: Wydaje mi się, że w przeszłości widzieliśmy tylko jeden sposób postępowania. Teraz zdaliśmy sobie sprawę z tego, że świetne piosenki można komponować na różne sposoby. Jeśli cały czas pracuje się nad tym, pisze piosenki na fortepianie, gitarze akustycznej, robi hałas i bity, to wszystko może przekształcić się w świetną piosenkę. Nie trzeba wiedzieć, skąd to pochodzi, ale trzeba być gotowym na każdy pomysł, który nadejdzie.

Moim ulubionym utworem jest "In Person", mimo tanecznego zacięcia, jest dość smutny.

CP: Inspiracją dla tego utworu było to, że komunikacja pomiędzy nami i naszymi dawnymi przyjaciółmi umarła. Ja i Jamie nadal mieszkamy w Oksfordzie, gdzie mamy studio, a większość naszych przyjaciół przeprowadziła się do Londynu lub innych części Wielkiej Brytanii. Działalność muzyka nie jest łatwa, często się przemieszczasz, a rozkład dnia czy tygodnia jest bardzo niepewny i nie wiesz, jak się rzeczy potoczą. Ciężko jest zakładać jakieś plany i spotykać się z ludźmi. Widzę po sobie, że tracę kontakt z przyjaciółmi, chociaż bez trudu mógłbym napisać do nich czy zadzwonić. Bardzo ciężko jest jednak utrzymać przyjaźń bez fizycznego kontaktu.

 

JL: Okropne zdanie na końcu wiadomości od znajomych, których nie widziałeś brzmi: Powinniśmy umówić się na piwo, ale obydwoje wiemy, że do tego nie dojdzie. Wracasz do tej wiadomości i widzisz, że było to w 2015 roku, znowu pytasz, jak leci, a oni znowu odpisują: Chodźmy na piwo i cykl się kręci.

 

JJ: Choć masz te wszystkie rzeczy - telefony, internet i tak dalej - i tak tracisz kontakt, ale bardziej mnie przeraża to, gdy jesteś w kontakcie z przyjaciółmi i na wstawione wideo odpisują: Hahaha. Odczytuję to jako: Nie obchodzi mnie to. Nie oglądałem tego.

 

CP: Często ludzie mówią: Wygląda na to, że wiedzie ci się w życiu bardzo dobrze. Ten koncert był dobry. A następnym pytaniem powinno być: Jak było naprawdę? Czy było tak dobrze jak na nagraniu? W mediach społecznościowych każdy przedstawia określoną wersję siebie, dlatego powinniśmy pytać o to, jak było w rzeczywistości.

 

JL: Każdy jest świadom tego, że media społecznościowe to prezentacja czyjegoś życia, ale wybieramy ignorowanie tego faktu, bo czujemy się źle z własnymi życiami.

 

CP: Jesteśmy szczęściarzami, bo mamy po dwadzieścia siedem lat i wiemy jak korzystać z tych rzeczy. Pamiętamy też, jak życie wyglądało bez internetu. Wielu z nas ma młodsze rodzeństwo albo znajomych z młodszym rodzeństwem i chociaż różnica wynosi czasami tylko pięć lat, mamy uczucie jakby byli młodsi o pięćdziesiąt. Nie rozumieją świata bez internetu i czują się zdruzgotani, kiedy nie mają określonej liczby lajków pod postem.

 

Pamiętacie swoje pierwsze gadżety?

JL: Pierwszy komputer dostałem, kiedy poszedłem na studia, w wieku osiemnastu lat.

 

CP: Pamiętam mój pierwszy telefon, starą Nokię. Miałem dwanaście lat.

 

JL: Mój telefon mógł przechowywać w tym samym czasie tylko dziesięć wiadomości, więc cały czas musiałem usuwać te starsze. Każdy SMS mógł mieć długość około trzydziestu znaków, więc większość wiadomości musiała być rozbita na mniejsze. Niektóre wiadomości były za długie dla mojego telefonu, więc musiałem usuwać wiadomość, która dopiero co przyszła, żeby zrobić miejsce na kolejną. To był koszmar!


JL: Bycie nastolatkiem samo w sobie jest wystarczająco ciężkie. Byłoby mi bardzo trudno, gdybym miał jeszcze Instagrama. Nie wiem jak dzisiejsza młodzież to robi.

 

Każdy liczy lajki i sprawdza, kto polubił ich zdjęcie, a kto nie..

JJ: Jest to pieniądz, ale jest to dziwny pieniądz. Interesującym rozwiązaniem byłoby tracenie polubienia, kiedy daje się je komuś innemu. Jeśli chciałbym polubić twoje zdjęcie, musiałbym stracić jedno z moich serduszek.

 

CP: Mnie interesuje brak odpowiedzi na pytanie o to, dlaczego polubienia w ogóle istnieją. Nigdzie nie znalazłem jasnej odpowiedzi. Istnieją dlatego, bo jest to uzależniające. Kiedy widzisz, że coś, co opublikowałeś ma polubienia, do twojego mózgu uwalniana jest dopamina, dlatego chcesz poczuć to jeszcze raz. Firmy zajmujące się mediami społecznościowymi wiedzą o tym i dlatego to robią.

Członkowie zespołu "Low Island" w wesołym miasteczku.

Konsumujecie muzykę tak, jak w dzisiejszych czasach zwykło się to robić - przeskakując z piosenki na piosenkę?
CP: Najlepiej słucha mi się muzyki wtedy, gdy biegam albo jadę samochodem. Wtedy słucham naprawdę, lepiej poznaję album.

 

Felix Higginbottom: Samochód to najlepsze miejsce do słuchania muzyki, bo niczym innym się nie zajmujesz i nie rozpraszasz.

 

JJ: Podejrzewam, że wiele osób słucha jakiegoś utworu przez trzydzieści sekund, a później przeskakują na coś innego. Taki sposób słuchania nie tworzy żadnej atmosfery. Ostatnio sprawdzałem moje przesłuchania na Spotify i nie ma to żadnego sensu. W żaden sposób ta muzyka nie jest w stanie mnie określić, jest tam wszystko. Czytałem też artykuł o tym, że telewizor jest nowym radiem, ponieważ w trakcie robienia innych rzeczy włączasz go, by mieć ten szum w tle.

 

FH: Głównym problemem ze Spotify i tym krótkotrwałym związkiem z muzyką jest to, że wypuszczając utwór czy jakikolwiek album traci się koncept podróży. Zespoły muszą pisać muzykę, która w dowolnym momencie zostanie włączona lub wyłączona. Nie możesz ogrzać ludzi swoim albumem, nie możesz przedstawić im całego materiału, zbudować płyty konceptualnej, bo nikt nie przesłucha jej w całości.

 

FH: Na Spotify wyrabiasz sobie zdanie w dwadzieścia sekund i od razu stwierdzasz, czy ci się dany artysta podoba, czy nie.

 

JJ: Przez to, że masz aplikację na komputerze lub telefonie, na których możesz wykonywać również inne czynności, jesteś bardziej rozproszony. W czasie słuchania muzyki możesz sprawdzać maile, przeglądać Instagrama i robić milion innych rzeczy. Zabrzmię jakbym był bardzo stary, ale to nie to samo uczucie, co słuchanie muzyki na odtwarzaczu. Zmiana utworu na następny wymaga większego wysiłku, więc pozwalasz lecieć im po kolei.

 

JL: Na Spotify masz ogromną ilość utworów w playliście i nie masz pojęcia, kto jest ich autorem. Nie tworzysz więzi z takimi zespołami, a to z kolei sprawia, że zespołom ciężko jest znaleźć grupę stałych fanów.

Jeśli nie zdobywacie wielu fanów przez Spotify, to jak zarabiacie pieniądze?

CP: Dużo zarabiamy na merchu. Ludzie powinni wiedzieć, jak ważne jest dla zespołu to, że ktoś kupił na przykład koszulkę - dzięki temu możemy dalej funkcjonować. Publiczność powinna zrozumieć, że ta transakcja, kiedy kupują bilet, merch, słuchają piosenek, coś znaczy dla artystów.

 

Wiele osób chętnie kupiłoby koszulki, płyty, skarpety i tak dalej, ale bilet na koncert czasami kosztuje tak dużo, że na nic więcej już nie starcza pieniędzy.

FH: Czasami nawet my - zespół jeszcze nie tak bardzo znany - jesteśmy zszokowani, że bilet na nasz koncert może aż tyle kosztować. Nie dlatego, że niżej się cenimy, tylko dlatego, że sam nie poszedłbym na tak drogi koncert.

 

JL: Zwłaszcza jeśli idziesz na koncert po to, żeby odkryć nowy zespół, wydanie dwudziestu funtów to duże ryzyko. Jeśli masz tyle wydać na zespół, którego nie znasz, wtedy naprawdę się zastanawiasz, czy warto. Gdyby bilet kosztował pięć funtów, nikt by nie żałował nawet wówczas, gdyby zespół okazał się słaby.

 

CP: Problem w tym, że każdy jest jakoś naciągany i oszukiwany. Promotorzy, lokal i zespoły. Nie wiem, kto zarabia z tego pieniądze, ale chciałbym się dowiedzieć.

 

JL: Ed Sheeran. On zbiera wszystkie pieniądze.

 

FH: Gdzie są nasze pieniądze, Ed?

 

Byliście kiedyś w Polsce?

FH: Dwa lata temu grałem w Krakowie dla miliona ludzi podczas Światowych Dni Młodzieży, na które przyjechał papież. Grałem na perkusji w zespole wspierającym chór. Kraków jest niesamowitym miastem. Wszyscy Polacy, których znam są bardzo dumni ze swojej kultury, historii, Chopina i słuchają zarówno muzyki klubowej, jak i jazzu.


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce