Jarosław Kowal: Życie w trasie często jest najtrudniejszym elementem działalności muzycznej, chociażby ze względu na rozłąkę z rodziną, ale wam udało się wypracować idealne rozwiązanie - jeździcie we trasy razem. Jakie są minusy tej sytuacji?
Tengger: Ludzie lubią to, co znają albo to, co wydaje im się zwykłe, wszystko upychają do określonych kategorii i czasami nie chcą zaakceptować sposobu, w jaki działamy i żyjemy. Zdarza się, że w niektórych miejscach, gdzie występujemy - na przykład w klubach działających też jako puby - osoby nieletnie nie są wpuszczane, nawet jako wykonawcy. Czasami mierzymy się z takimi problemami. Jako rodzina jesteśmy dość młodym zespołem i każde z nas ciężko znosi jet lag, a zwłaszcza nasz syn. W tej chwili jesteśmy w Utrechcie w Holandii, gdzie jutro zagramy na festiwalu Le Guess Who?, ale Raai obudził się już o trzeciej w nocy... A teraz jest południe i próbujemy chociaż na chwilę położyć go do łóżka [śmiech].
Jak do tego doszło, że Raai zaczął z wami występować? Zachęcaliście go?
Któregoś dnia po prostu wszedł na scenę, to było bardzo naturalne. Powiedział coś w stylu: Mamo, czuję się samotny, chcę być z tobą... Jest nawet takie nagranie z Londynu, gdzie Itta gra, jednocześnie przytulając Raai'a, a później Raai nagle wstaje i zaczyna tańczyć. Poza tym już od swoich pierwszych urodzin za każdym razem z tej okazji przygotowuje własną scenę, a my występujemy jako support dla jego performance'u albo wystawy. Lubi też występować w naszych teledyskach.
Kiedy nie jesteście w trasie, mieszkacie na wyspie Czedżu, z której jest blisko i do Korei Południowej, i do Japonii. Chcieliście spotkać się w połowie drogi?
Teraz mieszkamy głównie w Seulu, czasami w Sikoku w Japonii. Zanim urodził się Raai, żyliśmy jak nomadzi, jeździliśmy w trasy albo na rezydencje artystyczne, nie mieliśmy domu. Kiedy okazało się, że musimy gdzieś zamieszkać z dopiero co urodzonym niemowlęciem, uznaliśmy, że przynajmniej przez dwa lata nie możemy nigdzie wyjeżdżać. Na ten okres wybraliśmy Czedżu, ale trwało to dość krótko. Ta wyspa ma dla nas duże znaczenie sentymentalne, bo właśnie tam postanowiliśmy, że będziemy wspólnie tworzyć muzykę, jeszcze pod nazwą 10. Doszło do tego po wspólnej improwizacji na jednym z festiwali w 2005 roku. Chcieliśmy, żeby Raai zobaczył miejsce, w którym to wszystko się zaczęło. Czedżu ma wyjątkowy charakter pod względem przyrody, kultury i historii. Wciąż jest tam wiele bardzo starych miejsc i rzeczy, niezniszczonych przez człowieka. Spotkanie w połowie drogi również było dla nas ważne, to bardzo symboliczne dla całej naszej trójki. Zmieniliśmy miejsce zamieszkania, ponieważ znowu często podróżujemy, więc lepiej jest mieć w pobliżu duże lotnisko. Nie chcieliśmy też wyrządzać krzywdy Czedżu, które obecnie jest oblegane przez turystów, a wielu z nich chce tam zostać na stałe. Niestety wiele osób - od koreańskiego rządu przez amerykańską armię aż po duże firmy - próbuje zniszczyć florę tej wyspy. To bardzo przykre...
Jest w waszej muzyce wiele inspiracji zaczerpniętych z różnych religii i filozofii, uważacie, że każdy powinien brać z nich to, co mu najbliższe, zamiast trzymać się tylko jednej z nich?
Nie wydaje się nam, żeby była pomiędzy nimi aż tak duża różnica, może to azjatycki punkt widzenia... Wiele religii i filozofii ma wspólne podstawy, a my po prostu nie chcemy stawiać pomiędzy nimi granic.
A samo uduchowienie? Jest potrzebne współczesnemu człowiekowi?
Uważamy, że w świecie zdominowanym przez materialistyczną cywilizację ważne jest utrzymywanie spokoju umysłu. To pomaga zachować równowagę.
Czy istnieje w takim razie konflikt na linii natura i uduchowienie kontra technologia i nauka?
Przełomowe odkrycia w technologii i nauce są w naszym odczuciu związane z uduchowieniem. To dzięki nim chociaż pochodzimy z dwóch innych państw, spotkaliśmy się w zupełnie naturalny sposób w jednym miejscu. Interesują nas prymitywne rzeczy i to, jak mogą wpływać na przyszłość. Współistnienie przeszłości, teraźniejszości oraz przyszłości - to jest dla na bardzo interesujące zagadnienie.
Chociaż pochodzicie z Korei Południowej i z Japonii, pierwszym, co przyszło mi na myśli, kiedy słuchałem waszej muzyki był krautrock, a więc brzmienie bardzo niemieckie, aczkolwiek zasilane również przez osoby pochodzące z waszych ojczyzn - Damo Suzuki czy Djong Yun.
Nie postrzegamy krautrocka jako po prostu muzyki pochodzącej z Niemiec. Ważne jest, by podkreślić, że kiedy pojawił się krautrock, wyrażał kosmiczne brzmienie, nie był częścią mainstreamu w odróżnieniu od muzyki ze Stanów Zjednoczonych czy z Anglii. My też zajmujemy pozycje wyrzutków, nie jesteśmy ani koreańskim zespołem, ani japońskim, a w dodatku z historycznego punktu widzenia bardzo wiele dzieli nasze kraje. Trudno jest sklasyfikować muzykę, którą tworzymy i nadać jej jakąś nazwę. Nam zależy tylko na tym, żeby dotrzeć do słuchaczy w - do pewnego stopnia - uniwersalny sposób.
Na albumach brzmi to jakbyście próbowali uchwycić chwilę, raczej improwizowali niż odgrywali kompozycje, a jak to się przekłada na koncerty?
Faktycznie kiedy nagrywamy albumy, powstają w danej chwili, a dawniej w trakcie koncertów skupialiśmy się głównie na improwizacji. Obecnie próbujemy jednak odtworzyć niektóre utwory tak, jak zostały nagrane, co wynika z tego, że wiele osób prosi nas o zagranie tego czy innego utworu z któregoś albumu. Przestrzeń, powietrze, publiczność, konkretna chwila w ogromnym stopniu wpływają na nasze występy, więc siłą rzeczy za każdym razem odgrywamy te utwory nieco inaczej, wszystko zależy od otoczenia. Improwizowane elementy oczywiście również nadal się pojawiają.
Zarówno Korea Południowa, jak i Japonia ma dzisiaj wielkie, międzynarodowe gwiazdy, chociażby BTS czy Babymetal. Czy to może mieć przełożenie na wzrost zainteresowania bardziej niszowymi projektami jak chociażby wasz?
Według nas cały świat zmienia się, to już nie jest epoka, kiedy wyłącznie zachodnia muzyka będzie dominować. Do nazwania tego równowagą wciąż jest daleka droga, ale zróżnicowanie to dzisiaj bardzo ważna wartość.
Na trasach zespoły zazwyczaj nie mają czasu, żeby zobaczyć coś więcej niż klub, w którym występują i hotel, ale wy jesteście jednocześnie na wycieczce rodzinnej. Macie plany turystyczne na obecną trasę po Europie?
Zazwyczaj nie mamy takich planów, cenimy sobie punk widzenia podróżnika. Turyści wszędzie są osobami z zewnątrz, my tego nie chcemy i jest to ważnym elementem wyrażania siebie jako Tengger. Nie interesuje nas zaliczanie kolejnych punktów turystycznych, raczej świeże spojrzenie kogoś nowego w każdym miejscu, do jakiego przylatujemy. Dlatego określamy siebie jako podróżującą rodzinę. Lubimy krążyć po ulicach, zaglądać do zupełnie zwyczajnych miejsc jak na przykład lokalne rynki. Najciekawsze jest odnajdywanie kulturalnych różnić w poszczególnych krajach czy nawet miastach.
W mailu wspominaliście, że znajomi polecali wam Gdańsk jako piękne miasto.
Nie lubimy, kiedy sugeruje się nam jakieś miejsce do zwiedzania w trakcie naszych podróży, ale piękne miejsca zawsze są piękne, niezależnie od tego, czy ktoś je rekomenduje, czy nie. Bardzo się cieszymy, że będziemy mogli zobaczyć Gdańsk na własne oczy.
Tengger wystąpi w gdańskim Drizzly Grizzly 14 listopada, więcej informacji TUTAJ.