Barbara Skrodzka: W sierpniu wydaliście drugi album - "Finding God Before God Finds Me". Przypuszczam, że nie było łatwo wybrać utwory na płytę.
Joakim Karlsson: Nad drugim albumem pracowaliśmy przez długi czas. Miesiąc przed jego wydaniem siedzieliśmy z Noah w studiu, ale już nie mogliśmy nanieść żadnych zmian. Jest takie powiedzenie artyści nigdy nie kończą, tylko porzucają [śmiech]. Nawet po skończeniu pracy zawsze jest coś, co chcesz dodać lub zmienić. My próbowaliśmy to robić do ostatniego dnia. W końcu uczysz się odpuszczać i pozwalasz muzyce zostać tym, czym jest, to było dla nas prawdopodobnie najtrudniejsze.
Jest wiele rzeczy, które zmienilibyście na waszym pierwszym albumie?
JK: Po wykonywaniu go na żywo przez tak długi czas, myślę, że tak. Wydaje mi się, że muzycy lub producenci często tak mają, chcą coś ulepszyć lub zagrać inaczej, żeby piosenka była bardziej interesująca.
Noah Sebastian: Ale też chcesz, żeby album w końcu się ukazał i wiesz, że później nie będzie już powrotu i nie będziesz mógł zmienić tego małego detalu, który nikogo innego poza tobą nie obchodzi. Dla mnie są to głównie rzeczy związane z wokalem. Śpiewając na koncertach, muszę czasem coś uprościć albo sprawić, żeby brzmiało lepiej niż na płycie. W takich momentach zastanawiasz się, dlaczego nie zrobiłeś tego samego, nagrywając album. Z drugiej strony, takie zmiany są bardziej interesujące dla fanów, bo gdy słyszą te utwory na żywo jest trochę inaczej. Jest to bardziej ekscytujące. Tak jakby to była nowa piosenka, którą jednak znają i mogą razem z nami śpiewać.
To ciekawe, że macie na koncie zaledwie jeden album i jesteście w stanie grać w Europie tak często. Musicie być zadowoleni z tego, jak wasz zespół rośnie w siłę.
JK: Po wydaniu debiutanckiego albumu graliśmy w Europie czterokrotnie, do tego jeszcze w Japonii, Kanadzie i wielokrotnie w Stanach Zjednoczonych. Taki wynik dobrze rokuje na przyszłość. Wiele zespołów nie jest w stanie przyjechać do Europy po wydaniu nawet trzech czy czterech albumów.
Wasz debiut był bardzo mroczny i pełen złości, a nowe utwory brzmią bardziej pozytywnie i pogodnie, a nawet radośnie, ale na metalcore'owy sposób.
NS: To był nasz cel. Nie chcieliśmy robić kolejnego smutnego, melancholijnego albumu. Większość tekstów z tamtego materiału napisałem, gdy miałem siedemnaście-osiemnaście lat, byłem zbuntowanym i złym na cały świat dzieciakiem. Teraz chcę pisać rzeczy bardziej optymistyczne i oczyszczające. Chcę, żeby słuchając tego, ludzie czuli, że są w pewien sposób podnoszeni na duchu. Wiele zespołów metalowych lub rockowych zaczęło to stosować. Kiedyś zawsze uciekano do najmroczniejszych i najcięższych brzmień, które były ujmowane na milion różnych sposobów. Teraz wiele zespołów próbuje rzeczy optymistycznych, niepopowych i nietandetnych, ale mocnych i silnych brzmień. Takich, które mogłyby przenosić góry. My też staraliśmy się uzyskać podobny efekt.
Lubicie eksperymentować z brzmieniem?
NS: Próbujemy różnych rzeczy, bo produkujemy naszą muzykę sami, mamy więc czas na kreatywność i eksperymentowanie. Czasami mamy naprawdę dziwne pomysły. Niektóre z nich są okropne, ale nawet wtedy sprawdzamy, jak to brzmi. Tak właśnie powstawał ten album.
JK: Podczas pisania piosenek masz wiele składników, których gołym okiem nawet nie widzisz, o których nie masz pojęcia, ale je czujesz i pomagają stworzyć piosenkę.
Są na drugim albumie utwory, które były pisane z myślą o pierwszym krążku?
NS: Było kilka piosenek, które nie wiedzieliśmy jak wykorzystać na pierwszym albumie, więc się na nim nie znalazły. Teraz wróciliśmy do nich i rozgryźliśmy je. Mamy swego rodzaju bank utworów, niektóre z nich oddajemy innym artystom. Czasami pokazujemy im piosenki, które nam nie do końca pasują i jeśli im się spodobają, to mogą te pomysły wykorzystać. Nigdy nie jest źle mieć za dużo piosenek, zawsze będzie ktoś, komu się przydadzą.
Gdzie widzicie siebie za pięć lat?
NS: Chciałbym pracować nad połączeniem ogółu odbiorców muzyki ze słuchaczami muzyki alternatywnej i metalowej. Bring Me the Horizon udało się to zrobić. Nienawidzę podziału pomiędzy kulturami muzycznymi. Kocham pisać piosenki dla ludzi, którzy nie tylko słuchają metalu czy rocka, ale po prostu lubią muzykę. Moim celem jest zdominować świat. Sprawić, by wszyscy nas kochali - nie tylko ludzie, którzy lubią rock czy metal. Chcę pisać muzykę dla każdego, bo lubię wszystkie gatunki muzyczne i wiem, że jest dużo takich ludzi, więc chcę do nich dotrzeć.
W ubiegłym roku intensywnie koncertowaliście w Europie, ale nie byliście dotąd w Polsce. W komentarzach na Instagramie pojawia się wiele zaproszeń i próśb o to, żebyście przyjechali także tutaj. Możemy was się spodziewać w przyszłym roku?
JK: Zdecydowanie tak. W Europie cieszymy się dużą popularnością, a liczba naszych fanów cały czas rośnie. Za każdym razem, kiedy przyjeżdżamy do Europy, widzimy więcej osób na naszych koncertach.
NS: To nie jest też tak, że unikamy Polski. Pewnego razu przejeżdżaliśmy przez Polskę zjedliśmy obiad, poszliśmy na zakupy. Niestety to nie my decydujemy o tym, gdzie gramy, ale bardzo chcielibyśmy zagrać w Polsce. Wiemy, że to się w końcu wydarzy.
fot. Bryan Kirks