Jarosław Kowal: Szukałem znaczeń, jakie ludzie przypisują kolorowi żółtemu, który najwyraźniej bardzo lubisz. Według najdziwniejszego, co znalazłem żółty jest postrzegany jako dziecinny przez mężczyzn i nie powinien być używany przy reklamowaniu produktów dla prestiżowych i majętnych osób.
Conner Youngblood: Nie postrzegam żółtego jako dziecinny, być może dlatego, że nie odkryłem go aż do dwudziestki. Z jakiegoś powodu przegapiłem żółty i żałuję, że nie mogłem lubić go jako dziecko. Wydaje mi się jednak dość prestiżowy, ale co ja tam mogę wiedzieć.
Nie jestem pewien, czy wierzę w te ukryte znaczenia, ale w wywiadach opowiadałeś o ulubionym kolorze - a jest nim pomarańczowy, nie żółty - i o ulubionej cyfrze, czyli dwunastce. Dla ciebie stoi za nimi jakieś istotne znaczenie?
Ściśle rzecz ujmując, pomarańczowy nadal jest moim ulubionym kolorem, ale nie mam pojęcia, co to może znaczyć. Wydaje mi się, że po prostu lubię pomysł na lubienie koloru pomarańczowego. Najbardziej lubię ubierać się jednak w kolor szary, a ostatnio najbardziej lubię patrzeć na żółty. W każdym razie pomarańczowy zawsze będzie zajmował ważne miejsce w moim sercu, ale to się zmienia. Jeżeli jednak chodzi o liczby, to dwunastka jest i zawsze będzie najlepsza. To był mój numer, kiedy grałem w koszykówkę i zawsze odnajdowałem go w przeróżnych innych rzeczach. Liczę nawet dwunastkami w głowie, podczas gdy większość osób liczy dziesiątkami. Zawsze miałem wrażenie, że dziesiątce brakuje jeszcze jednej pary... Czuję się jak szaleniec, kiedy próbuję to wytłumaczyć [śmiech], chyba nigdy tego dobrze nie przemyślałem.
Symbolika - niekoniecznie ta związana z cyframi i kolorami - jest dla ciebie ważna? Tak odbieram "Cheyenne" - jako zbiór osobistych symboli ukrytych w miejscach i w osobach, za którymi stoją bardziej uniwersalne historie.
Tak mi się wydaje. Wygląda na to, że przywiązuję zawiłe znaczenia do rzeczy wyłącznie dlatego, bo akurat są w jakimś miejscu - do drzew, osób, słów, sportu, kolorów, numerów. Po prostu niektórzy ludzie, rzeczy czy miejsca wydają mi się interesujące, mimo że nic na ich temat nie wiem. To trochę tak, jakby wybrać coś, o czym wszyscy doskonale wiedzą, ale nie przykładają do tego większej wagi, a ja nagle mam refleksję typu: Co jest grane?! Dlaczego nikt nie mówi o tym, jak niesamowity jest azot?! A później przez wiele dni czytam o azocie i piszę cały album na temat układu okresowego pierwiastków. Nie wiem, czy to właściwa odpowiedź na twoje pytanie, ale mam ochotę napisać teraz piosenkę o azocie [śmiech].
Który z tych trzynastu utworów z "Cheyenne" jest najbardziej osobisty i czy kiedyś nagrałeś coś zbyt osobistego, żeby podzielić się tym ze słuchaczami?
Wszystkie są bardzo osobiste, ale niektóre w bardziej oczywisty sposób od innych. Najtrudniej było natomiast podzielić się "My Brother's Brother", które napisałem o kimś bliskim jakieś siedem lat temu i nie czułem się dobrze z wydaniem go przez kolejne sześć lat.
Czy to prawda, że grasz na ponad czterdziestu instrumentach?
Zawsze lubię to prostować, bo w rzeczywistości posiadam ponad czterdzieści instrumentów. Sam nie wiem, ile dokładnie, przestałem już liczyć. Jeżeli chodzi jednak o takie, z którymi czuję się na tyle pewnie, by występować przed publicznością... może jest ich dziesięć. Nie liczę przy tym wszystkich tych strunowych, przypominających gitarę instrumentów. Jeżeli opanujesz grę na jednym z nich, potrafisz grać na wszystkich. Klarnet był moim pierwszym instrumentem, a ostatnio kupiłem perską setarę. Podsumowując, na banjo gram prawdopodobnie najlepiej, ale obecnie rzadko używam go w mojej muzyce. Nie jestem pewien, jaki jest tego powód.
Muzyka nie była jednak twoim pierwszym pomysłem na życie, wcześniej chciałeś być profesjonalnym skaterem. Dlaczego do tego nie doszło?
Chciałbym być skaterem. Nie mam żadnego usprawiedliwienia poza tym, że zabrakło mi pewności do wskoczenia na wyższy poziom. Próbowałem nawet przekonać moją szkołę, żeby pozwoliła mi jeździć na desce w ramach wychowania fizycznego, kiedy byłem w liceum, ale nie zgodzili się. W każdym razie nadal jeżdżę, ale tylko dla własnej przyjemności.
I nauczyłeś się duńskiego języka tylko dlatego, bo byłeś fanem Rune Glifberga?
Nie mam pojęcia, jak się o tym dowiedziałeś [śmiech]. Rune był i jest moim ulubionym skaterem, to dzięki niemu zainteresowałem się Skandynawią. Języka duńskiego zacząłem się uczyć dopiero lata później, kiedy zaprzyjaźniłem się z kilkoma osobami z Danii. Ale tak, Rune był chyba początkiem tego wszystkiego. Tak się składa, że zeszłe lato spędziłem właśnie w Danii i miałem okazję pojeździć z nim kilka razy. To naprawdę super fajny koleś.
Wygląda na to, że dużo czasu poświęcasz nauce - instrumentom, językom, desce... Wolisz spędzać czas w taki sposób niż imprezować albo przesiadywać w pubach.
Właściwie nigdy nie wychodzę z domu, więc mam sporo czasu, żeby uczyć się nowych rzeczy. Czasy imprezowania od dawna są za mną.
Wiąże się to z preferowaniem życia za miastem? W twoich utworach często pojawiają się wątki związane z naturą.
Staram się znajdować piękno we wszystkim, ale rzeczywiście bardziej skłaniam się ku naturalnej stronie rzeczy niż tej skonstruowanej. W związku z tym nawet kiedy piszę o takich miejscach, jak Los Angeles, ostatecznie piszę o drzewach. Później jednak, na potrzeby teledysku, rozmawiałem z moim przyjacielem, Johannesem [Greve Muskat] i zdecydowaliśmy się na stworzenie celowego kontrastu do tekstu - nakręcenie większości w zamkniętych przestrzeniach. Może następnym razem napiszę więcej o architekturze.
Dla wielu solowych artystów największym problemem jest samotność na trasach koncertowych, dla ciebie jest to problemem?
Zazwyczaj nie mam z tym problemu, cieszę się czasem spędzonym w samotności. Jedynym minusem jest to, że brakuje mi mojego psa.
Myślisz, że na jakimś etapie dołączy do ciebie zespół?
Właściwie grałem z zespołem kilka razy w ostatnim czasie. Poprzednia trasa to było połączenie występów solowych, moich z basistą, moich z perkusistą albo moich z basistą i perkusistą. W pewnym sensie łatwiej jest robić wszystko samemu, ale niektóre z utworów po prostu brzmią lepiej z odrobiną pomocy.
Podejrzewam, że większość solowych wykonawców brałoby na trasy jeden-dwa instrumenty, a resztę uzupełnialiby samplami. Ty zabierasz natomiast aż sześć instrumentów - to duże utrudnienie?
Trudne i drogie jest zazwyczaj podróżowanie i te wszystkie odprawy na lotniskach. Ale kiedy już mam za sobą tę część, zawsze okazuje się, że było warto. Szkoda, że nie mogę zabierać jeszcze więcej instrumentów ze sobą.
Pracowanie nad muzyką w samotności może wiązać się także z tym, że brakuje osoby, z którą można by skonfrontować swoje pomysły. W konsekwencji czasami może zabraknąć krytycznego spojrzenia, a kiedy indziej może być go zbyt wiele.
Jeżeli już, to jest u mnie więcej przesadnego krytykowania. Czasami mam problem z zakończeniem jakiegoś utworu tylko dlatego, bo z jakiegoś elementu nie jestem w pełni zadowolony. To może być produkcja, tekst albo wokal... Wokal jest chyba tym, na czym najczęściej się zatrzymuję. Nikomu nigdy nie pokazuję swojej muzyki, zanim nie skończę prac nad nią, a jedyna osobą, którą czasami proszę o opinię jest mój producent, Hal. Ufam mu i wszystkiemu, co robi przy miksach. Być może powinienem zaciągać większej liczby opinii, ale ostatecznie wciąż robię to dla zabawy i dla siebie, więc wolę nie brać na siebie stresu związanego opiniami innych.
Wiele z twoich utworów jest związanych z miejscami, które odwiedzałeś, a w Polsce byłeś już kilkukrotnie - doczekamy się "swojej" piosenki?
Dobre pytanie, ale to się okaże... Jestem jednak pewien, że byłby to znakomity utwór.
Conner Youngblood wystąpi na Soundrive Festival 2019 wraz z między innymi Tommym Cashem, Earthgang, Let's Eat Grandma czy Kero Kero Bonito. Impreza odbędzie się 16-17 sierpnia, a więcej informacji znajdziecie TUTAJ.