Obraz artykułu The Amity Affliction: Poruszanie słuchaczy to przywilej

The Amity Affliction: Poruszanie słuchaczy to przywilej

W ubiegłym roku australijscy giganci metalcore'u wydali szósty album - tym razem postanowili namieszać, przebudować swoje brzmienie i obrać nowy kierunek. Jak to zawsze bywa w takich przypadkach, część oddanych fanów była rozgoryczona, ale ostatecznie The Amity Affliction urosło w siłę.

Muzyka The Amity Affliction nie jest obca także słuchaczom w Polsce, a 27 czerwca będzie można zobaczyć ich na koncercie w poznańskim klubie U Bazyla. Na tę okazję miałem okazję zamienić kilka zdań z gitarzystą, Danem Brownem, który zdradził, jak będzie brzmieć nowy materiał, jakie są jego relacje z fanami, a także w jaką grę ostatnio najchętniej grywa i czy faktycznie w australijska fauna jest najniebezpieczniejsza na świecie.

 

Jarosław Kowal: Minął już prawie rok od wydania "Misery" - albumu, który dla wielu okazał się szokujący. Dzisiaj ludzie reagują na tę muzykę inaczej niż tuż po premierze?
Dan Brown: Zdecydowanie tak. Jako zespół czuliśmy potrzebę zbadania i poszerzenia naszej kreatywności, a docierały do nas głównie pozytywne reakcje fanów w związku z obranym przez nas kierunkiem. Bardzo to nas ucieszyło i lubię myśleć, że gdybyśmy nie dokonali tej zmiany, często słyszelibyśmy: To brzmi dokładnie tak samo, jak wasz poprzedni album. Wolę zaryzykować i być szczerym w swojej muzyce, niż powielać coś, co już raz osiągnęliśmy.

Nagrywanie lżejszej muzyki ma związek z tym, czego sami teraz słuchacie?
Dawno temu podjęliśmy razem decyzję, że będziemy grać i komponować taką muzykę, jakiej sami chcielibyśmy słuchać. Wygląda więc na to, że w czasie kiedy pisaliśmy "Misery", żaden z nas nie słuchał aż tak ciężkiej muzyki, jakiej słuchaliśmy dawniej. Teraz jesteśmy jednak w trakcie pisania nowych rzeczy i wszystko wskazuje na to, że cięższe oblicze tego, czym się zajmujemy wróci pełną parą.

 

Muzyka może była nieco lżejsza, ale teksty nie są ani trochę, a w dodatku dotyczą bardzo aktualnych spraw - chociażby depresji czy samobójstwa wśród młodzieży. Niedawno serial "Trzynaście powodów" sprowokował debatę na podobne tematy, niektórzy twierdzili wręcz, że prowokuje do odbierania sobie życia, ale przecież nie można tego po prostu przemilczeć.
Uważam, że szeroka dyskusja na temat samobójstw wśród nastolatków powinna być otwarta dla wszystkich tak długo, dopóki każda z zaangażowanych w nią osób będzie traktowana z szacunkiem. Oglądałem "Trzynaście powodów" i osobiście nie uważam, żeby twórcy przedstawiali samobójstwo w romantyczny sposób, który mógłby okazać się dla kogoś zachęcający.

The Amity Affliction. Zdjęcie portretowe zespołu.

Domyślam się, że przy tak bardzo emocjonalnych tekstach również wasza publiczność bywa bardzo emocjonalna. Zdarzyły się kiedyś sytuacje, które zaskoczyły cię?
Nigdy nie czuję się zaskoczony, raczej uprzywilejowany i z pokorą przyjmuję to, że możemy wpływać na ludzi na poziomie emocjonalnym. To uczucie, którego nie da się opisać, kiedy możesz się w ten sposób zjednoczyć z publicznością złożoną z "obcych" osób.

 

Często w prywatnym życiu ludzie są przeciwieństwem tego, co pokazują publicznie. Chociażby komicy pokroju Jima Carrey'a czy Robina Williamsa. W waszym przypadku też tak jest?
Bardzo podoba mi się to porównanie do komików, ale z nami tak nie jest. U nas dostajesz dokładnie to, co widzisz.

A jaka jest twoja najbardziej przyziemna rozrywka?
Obecnie granie w "Red Dead Redemption 2" na Playstation. Chyba robię to zbyt często [śmiech].

To niemalże tradycja, że wasze albumy wychodzą w odstępie dwóch lat. Tym razem też tak będzie?
Nową muzykę piszemy nieustannie, ale chcemy wypuszczać premierowy materiał tylko wtedy, kiedy będziemy myśleć, że jest na tyle dobry, żeby przyćmić poprzedni album. Z jakiegoś powodu zazwyczaj trwa to dwa lata, nie mam pojęcia dlaczego. Prawdopodobnie ma to związek z naszym trybem życia, równowagą pomiędzy trasami a czasem, który spędzamy w domach.

 

Wspominaliście w wywiadach, że chcieliście, aby "Misery" było tak australijskim albumem, jak tylko jest to możliwe, więc rozprawmy się z popularnym stereotypem - czy faktycznie w Australii jest tak wiele pająków, węży, meduz i innych gatunków zwierząt, które tylko czekają, żeby pozbawić człowieka życia?
Chcieliśmy, żeby nasze trzy teledyski miały ten ekstremalnie australijski klimat, muzyka niech przemawia sama za siebie, ale to, o czym mówisz całkowicie się zgadza! Zabójcze zwierzęta są tutaj absolutnie wszędzie. Jeżeli kiedykolwiek będziesz się tutaj wybierał, bądź gotów na śmierć [śmiech]. Ale warto zaryzykować, Australia jest przepiękna.

The Amity Affliction. Plakat ogłaszający koncert zespołu w Poznaniu.

Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce