Jarosław Kowal: Polski synthwave ma cechy szczególne, które odróżniają go od synthwave'u z innych krajów?
Moloch: I tak, i nie. Na pewno jest w kraju nad Wisłą kilka ciekawych projektów tworzących w tej estetyce, ale czy to stanowi o tym, że istnieje "polski synthwave"? Myślę, że nie. Do tego trzeba by znaleźć w muzyce tych projektów coś "polskiego", sposób konstruowania utworów, prowadzenia melodii czy ogólną estetykę. Nie chcę nikogo deprecjonować, bo doceniam i szanuję polskich twórców - dzieliłem zresztą z niektórymi z nich dechy i to naprawdę świetni ludzie - ale żeby mówić o "polskim synthwavie", trzeba jakiegoś wyróżnika.
Wiesz, nasze lata 80. były toporne i większość z nas ich nie może pamiętać. Popkultura lat 80. trafiała do nas dopiero po transformacji ustrojowej, na pirackich VHS-ach i w sklepach, w których dopiero wszystko to, co dzieciaki z Zachodu miały zaczęło się pojawiać. Ale mówimy tu o latach 90. My nie mieliśmy swoich "Policjantów z Miami", nikt tak nie żył i się nie ubierał, jak Crockett. Mieliśmy za to seriale typu "07 zgłoś się" i "Akwen Eldorado". Może gdyby nasi twórcy czerpali z tego siermiężnego socjalizmu więcej, ten polski synthwave byłby czymś wyjątkowym. Mówię o takiej estetyce, jak w cover Izy Trojanowskiej, który zrobiła Brodka dla serialu "Rojst". Musieliby zwrócić się w kierunku twórczości Bilińskiego, Komendarka, Łosowskiego czy Niemena. Całość podlana socrealistycznym sosem i estetyką czasów Jaruzelskiego byłaby na pewno zjawiskiem unikatowym na szeroką skalę. Kto wie, może jeszcze tak się stanie...
Twórcami synthwave'u często są osoby, które wcześniej były związane ze sceną metalową, ty też jesteś tego przykładem. Dlaczego te pozornie skrajnie różne gatunki tak dobrze ze sobą współgrają?
Flirty metalu i elektroniki to nie jest zjawisko ani nowe, ani oryginalne. To samo dotyczy black metalu, którego druga fala często i gęsto korzystała z klawiszy. Dla jednych takie połączenie jest nie do strawienia, dla innych wręcz przeciwnie. Myślę, że wszystko zależy od proporcji i tego, jak operuje się danymi środkami wyrazu. Jeśli w black metalu używa się klawiszy przesadnie, to robi się z tego jakaś popelina. Z drugiej strony jeśli twórcy muzyki elektronicznej wykorzystują gitary i robią to manierycznie, to też taka muzyka się nie obroni. Jeśli jedni i drudzy stawiają na atmosferę i swoje instrumentarium potrafią zaprzęgnąć do stworzenia czegoś interesującego, to zawsze takie połączenie znajdzie odbiorców. Mrok może mieć różne oblicza. Elektronika też może być ciężka i bezkompromisowa jak metal. I to chyba przyciąga fanów ekstremalnego grania. Poza tym, nawet największe prawdziwki i smutasy też lubią od czasu do czasu potańczyć, czyż nie [śmiech]?
Dlaczego zacząłeś tworzyć akurat tę muzykę?
Nie uważam się za twórcę stricte synthwave'owego czy dark synthowego, raczej za twórcę muzyki elektronicznej. Funkcjonuję na pograniczu mrocznej elektroniki i black metalu. W tej formule obracam się najczęściej, w sumie od początku. Wiesz, ja debiutowałem w 2006 roku płytą "Withering Hopes", której najbliżej było do dungeon synth/medieval ambient. Od tamtej pory nagrałem kilka płyt black metalowych i płyt z elektroniką. Nie jestem więc całkiem takim świeżakiem [śmiech].
Popularność synthwave'u siłą rzeczy w końcu zacznie maleć, czy ta muzyka może przetrwać latami bez aktualnego trendu i sentymentu trzydziestoletniej publiczności?
Myślę, że ta popularność już maleje, a konkretniej jest po prostu przesyt tego typu muzyki. Był moment, że obsesyjnie śledziłem wszystkie nowości w tym gatunku. Okazuje się, że niepotrzebnie. Tak naprawdę większość tego, co wychodzi obecnie pod tym szyldem to rehash klasycznych już albumów gatunku. Nostalgia nie trwa wiecznie. Wczoraj była moda na lata 80. dzisiaj zaczyna się wkrętka na lata 90. Nie chodzi o to, żeby wpasowywać się w obowiązujące trendy, tylko je ustanawiać. Posłuchaj "New Model" Perturbator i tego, jak ucieka od stylistyki, którą pomógł tworzyć, to będziesz wiedział, co ma na myśli.
Istnieje w Polsce scena synthwave'owa?
Na pewno jest kilka projektów, które zazwyczaj wspólnie organizują imprezy czy całe trasy, na przykład Favorit89, Nightrun87 czy Jeremiah Kane. Nie zapominajmy jeszcze o Holewie czy Cybercorpse, którzy parają się nieco mroczniejszą odmianą synthwave'u. Nie wiem, czy już można mówić o "scenie" i w jakim stopniu postępuje to całe "bratanie się producentów", ale my raczej wiemy, kto jest kim i co robi. Czasami gramy ze sobą koncerty i to chyba tyle. Ja zawsze mimowolnie - dosłownie czy tego chcę, czy nie chcę - jestem outsiderem i funkcjonuję poza głównym nurtem. Tak było - czy też nadal jest - z moim black metalem i tak jest z moją muzyką elektroniczną. Fajnie jest jednak czasem spotkać się na dechach i zagrać w nieoczywistej konfiguracji, bo w graniu też o to chodzi, żeby samego siebie wystawiać na próbę i pokazywać swoją sztukę przed niekoniecznie swoją publicznością. To jest dodatkowy zastrzyk adrenaliny i sprawia, że chce się to wszystko dalej robić.
fot. Aleksander Honc (photocoder.pl)