Barbara Skrodzka: Ostatni raz byliście w Polsce w 2012 roku. Cieszycie się na powrót?
Klaas Janzoons: Jesteśmy podekscytowani powrotem do Polski. Nie gramy tu często, byliśmy kilka razy w Warszawie i na Off Festiwalu w Katowicach. Bardzo cieszymy się całą tą trasą, ponieważ jedziemy do wielu krajów, w których już dawno nie występowaliśmy.
Będziecie wykonywać w całości jeden z waszych albumów - "The Ideal Crush", który w tym roku obchodzi dwudziestolecie. Co jest w nim takiego wyjątkowego, że zdecydowaliście się na trasę?
Stanęliśmy przed wyborem i pytaniem od managementu, czy chcemy obchodzić dwudziestą rocznicę "The Ideal Crash", czy skoncentrować się na nowym materiale. Jesteśmy akurat w trakcie nagrywania nowego albumu, ale postanowiliśmy nie śpieszyć się. "The Ideal Crash" zostało nagrane dawno temu, więc podczas normalnych tras koncertowych graliśmy z niego tylko kilka utworów, po resztę nie sięgaliśmy od dwóch dekad. Poza tym podoba nam się bardzo ten album, odniósł duży sukces.
Co stało się z piosenkami napisanymi piętnaście-dwadzieścia lat temu, które nie zostały nigdy wydane?
Tak naprawdę to o nich zapomnieliśmy, ale w planach mamy wydanie dodatkowej płyty z wcześniej nie wydanymi utworami i wersjami demo piosenek, które znalazły się na innych albumach. Dobrze jest wrócić do niektórych z tych utworów, starego materiału i rzeczy z przeszłości, które nie były robione z wykorzystaniem nowoczesnej technologii i komputera. Spędziliśmy dużo czasu przesłuchując te materiały.
Ile albumów nagraliście na taśmy?
Pierwsze trzy albumy były nagrywane na taśmy, bo nagrywanie cyfrowe jeszcze wtedy nie istniało - jesteśmy starym zespołem z początku lat 90. [śmiech]. Teraz nagrywamy w naszym własnym studiu z użyciem komputera, a na taśmy nagrywamy tylko wtedy, jeżeli chcemy dodać muzyce trochę więcej koloru.
Pamiętacie jeszcze, jak grać utwory, które zostały wydane dwadzieścia lat temu?
Musimy nauczyć się grać te piosenki na nowo, nie wszystkie pamiętamy. Niektóre z nich wykonujemy w regularnych setach, ale są też takie, które musimy sobie przypomnieć, odtworzyć brzmienie z albumu, syntezatory, gitary - to zajmuje trochę czasu.
Wspomniałeś, że pracujecie nad nowym materiałem. Kiedy możemy się go spodziewać?
Nie nastąpi to wcześniej niż w 2020 roku, jesteśmy teraz na początku pisania utworów, przed nami klubowa trasa koncertowa, później trasa po letnich festiwalach i dopiero po wakacjach będziemy mogli kontynuować pracę nad nowym albumem. Potrzebujemy jeszcze co najmniej pół roku, żeby go skończyć, więc ciężko cokolwiek o nim powiedzieć. Na pewno będzie się różnił od ostatniego naszego wydawnictwa. Mamy nowego gitarzystę, który wnosi nowe rzeczy do procesu pisania i samej gry. Poza tym nigdy nie wydajemy dwóch takich samych albumów, zawsze chcemy eksplorować różne oblicza naszej muzyki.
Wydaliście siedem albumów studyjnych w ciągu osiemnastu lat. To dużo czy mało?
Mogliśmy wydać więcej w przeszłości i koncertować ze starym materiałem, bo ludzie zawsze chcą usłyszeć stare piosenki, hity i rzeczy, które znają. Jeśli dorastałeś na jakiejś muzyce, to oczywistym jest, że chcesz ją usłyszeć na żywo. Z drugiej strony nie uważamy, że jesteśmy wypaleni, cały czas mamy coś do powiedzenia.
Ostatni album wydaliście w 2012 roku. Co robiliście podczas tej siedmioletniej przerwy?
Każdy z nas miał dużo pracy. Tom przez ten czas grał w innych zespołach, ja prowadzę bar. Teraz jestem w trakcie budowania restauracji, mam dzieci, więc jest sporo rzeczy, które mnie zajmują. Każdego roku graliśmy też na wakacyjnych festiwalach - zawsze pojawia się jakiś festiwal, od którego otrzymujemy zapytanie, czy chcemy zagrać. Nie nudziłem się przez te siedem lat.
Znam kilka zespołów z Belgii, które są w Polsce całkiem popularne. Co myślisz o obecnej scenie muzycznej w Belgii?
W Belgii jest wiele zespołów podobnych do naszego. Mamy tu bardzo dużą różnorodność muzyczną. Dobrze się znamy z Balthazarem, wzięliśmy ich dziesięć lat temu na trasę koncertową i jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Zawsze uważaliśmy, że staną się wielkim zespołem - są bardzo dobrzy, a poza tym każdy z muzyków ma własny projekt - Warhaus, J. Bernardt. W Belgii nie brakuje też bardzo dobrej muzyki elektronicznej. Oscar and the Wolf jest świetny, to jest inny rodzaj muzyki, ale naprawdę bardzo dobry. Myślę, że z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że w Belgii mamy muzykę bardzo dobrej jakości. Jest tu wielu dobrych DJ-ów i producentów, mamy bardzo dużą scenę muzyczną, która właściwie nie istniała w latach 90.
Jak bardzo zmienił się twój gust muzyczny od czasów dzieciństwa?
Dorastałem w latach 80., więc słuchałem dużo Michaela Jacksona, Madonny i innych hitów z tego okresu, ale to był też czas, kiedy popularna była muzyka folkowa - zawsze ją ceniłem. Później, kiedy byłem starszy, słuchałem Pink Floyd i Jimiego Hendrixa, muzyki rockowej, a pod koniec lat 90. byłem zafascynowany muzyką elektroniczną i dance - The Prodigy i The Chemical Brothers. Słucham też dużo muzyki klasycznej. Staram się sięgać po różne gatunki, nawet takie, których nie lubiłem wcześniej. Nie przepadam na przykład za country, ale można znaleźć w nim jakieś piękne fragmenty. Bardzo fajnie jest obserwować ewolucję muzyki i inspirować się nie tylko przeszłością, ale również współczesnymi brzmieniami.
Podobają ci się zmiany we współczesnej muzyce?
Czasami myślę, że robienie muzyki na komputerze jest najtańszym sposobem - potrzebujesz do tego jedynie komputera, nakładasz na to wokal z bezsensownymi słowami i możesz to wydać. Ale w pewnym momencie ludzie będą mieli dość takiej muzyki i wrócą do korzeni, będą szukali muzyki z bardziej znaczącymi tekstami. Otacza nas dzisiaj dużo małowartościowej muzyki, na pewno więcej niż w latach 60. i 70., bo muzykę może robić już każdy. W przeszłości żeby zajmować się tym, musiałeś choć trochę potrafić grać na jakimś instrumencie i być w stanie to nagrać. Obecnie muzyka jest w dziewięćdziesięciu procentach beznadziejna, a w dziesięciu fantastyczna.
dEUS wykona album "The Ideal Crash" na jednym koncercie w Polsce - 2 maja w gdańskim B90. Więcej informacji TUTAJ.
fot. gł. Alessandra Ruyten