Obraz artykułu Press to MECO: Najgorętszy zespół w Londynie

Press to MECO: Najgorętszy zespół w Londynie

Jeśli jesteście rozczarowani ostatnim albumem Muse, zrekompensować to mogą Press to MECO - londyńskie trio, które niedawno wystąpiło w Polsce po raz pierwszy. O ich uwielbieniu do The Dillinger Escape Plan i "Ricka i Morty'ego", o polskich korzeniach i najgorętszych zespołach w Londynie rozmawiała Basia Skrodzka.

Barbara Skrodzka: Jak przebiega trasa z Shinedown?

Luke Caley: Świetnie, fani odbierają nas bardzo dobrze, mimo że większość z nich nawet nas nie zna, a gramy codziennie przed całkiem dużą publicznością. Dość szybko łapią naszą muzykę i są bardzo otwarci.

 

To wasz pierwszy raz w Polsce, prawda?

LC: Tak, ale mój dziadek był Polakiem i moja babcia też jest Polką. Zawsze chciałem tu przyjechać. Przejeżdżaliśmy też przez miejscowość, z której pochodzi mój dziadek.

 

Znasz jakieś słowa po polsku?

LC: Napisałem do mojej babci i zapytałem, czy mogłaby nauczyć mnie jakiś polskich zwrotów. Gdy zacząłem na to patrzeć, doszedłem do wniosku, że nie zapamiętam tego. Umiem powiedzieć "dziękuję".

Widzieliście dzisiejszego tweeta Slaves, w którym napisali, że nie będą publikować dokładnego czasu swoich koncertów, bo ludzie nie przychodzą na zespoły występujące przed nimi?

LC: Kilka lat temu byliśmy w trasie organizowanej przez Scuzz TV, to kanał muzyczny z Anglii. Graliśmy my, Max Raptor i All Us On Drugs - wtedy byliśmy na tym samym poziomie. Jednego dnia my graliśmy jako ostatni, innej nocy ktoś inny i tak dalej. Ogłosiliśmy tylko godziny rozpoczęcia, a nie dokładny rozkład, ponieważ chcieliśmy, żeby to był wspólny koncert. Najfajniejsze było w tym to, że ludzie pojawiali się w godzinie rozpoczęcia i zostawali do końca, to było niesamowite. Całkowicie wspieram Slaves - tak powinno to wyglądać.

 

Dzisiaj stałam na środku sali i wydaje mi się, że było sporo starszych ludzi, którzy nie do końca mieli ochotę skakać.

Lewis Williams: Jesteśmy bardzo pokorni, jeśli chodzi o odbiór naszej muzyki. Dostaliśmy szansę, żeby się pokazać przed innym zespołem, więc to zrozumiałe, że przyjdą też ludzie, którym nie podoba się to, co robimy i nie mamy z tym problemu. Z drugiej strony jedni reagują na to, co lubią bardzo żywiołowo, inni natomiast stoją ze skrzyżowanymi ramionami.

 

To jest też wasza pierwsza europejska trasa koncertowa?

LC: Tak, graliśmy kiedyś na festiwalu w Niemczech, ale to pierwsza trasa i jest to coś, co chcieliśmy zrobić już od dłuższego czasu. Dostawaliśmy dużo wiadomości z pytaniami, kiedy wrócimy do Niemiec i do Francji.

 

LW: Trzeba wiedzieć, kiedy to zrobić, bo czasami można skończyć z długiem. Kiedy dużo podróżujesz, wydajesz też bardzo dużo pieniędzy, trzeba mieć pewność, że praca przyniesie zysk. Jeśli ta trasa wypali, to za rok jedziemy ponownie. Choćby nie wiem cos się działo.

 

Masz na myśli trasę jako headlinerzy?

LW: Być może. Może z innym, mniejszym zespołem.

Press to MECO. Zdjęcie portretowe zespołu.

Często w wywiadach wspominacie o Don Broco, Arcane Roots czy The Dillinger Escape Plan, ale czy wiecie, że ci ostatni rozwiązali zespół i jeden z członków założył bardziej elektroniczny zespół - The Black Queen?

LC: Tak, wokalista Greg Puciato. Słyszałem ich, brzmi to naprawdę dobrze. The Dillinger Escape Plan to zespół złożony z najbardziej wprawionych i utalentowanych muzyków. Wszystko, czego się dotkną będzie dobre. Ich basista, Liam Wilson, również założył naprawdę dobry zespół [Azusa - przyp. red.]. To może nie być The Dillinger Escape Plan, ale nadal trzymają poziom, a Billy Rymer jest niesamowitym perkusistą.

 

Co sądzicie o najnowszym albumie Muse - "Simulation Theory"?

LW: Podążają w określony kierunku. Jesteśmy fanami wielu rzeczy, które robią. Luke i Adam widzieli ich na Reading Festival w ubiegłym roku i mówili, że było to najlepszy koncert, jaki widzieli.

 

LC: Tak, zagrali dużo starszego materiału, na którym dorastaliśmy. W połowie była to nostalgia, a w połowie blask ich wciąż wysokiej klasy. Muse jest jednym z tych zespołów, które cokolwiek by nie zrobiły, to i tak brzmi to dobrze. Nadal są najlepsi - są zespołem rockowym, piszą utwory, które nie brzmią jak wszystkie inne i nadal grają na stadionach i w halach. Może nie jesteśmy fanami ich najnowszych albumów, tak bardzo jak ich wcześniejszych, ale nadal wiele osób ich kocha.

 

LW: Jeśli wydadzą coś okropnego, to nadal będę ich wspierał - robimy coś podobnego, tle że my jesteśmy trochę niżej. Musisz wspierać ludzi, którzy robią takie same rzeczy.

 

LC: Być może zajmiemy ich miejsce [śmiech].

 

Zastanawiam się, jak to jest grać na perkusji i śpiewać jednocześnie, bo wydaje się to być dość trudne.

LW: To boli, bo często uderzam się w głowę pałeczkami, ale robimy to już od siedmiu lat. Zawsze chciałem to robić, jestem trochę jak sfrustrowany frontman, bo chcę być z przodu, dlatego mam jasną, błyszczącą perkusję. Chcę, żeby oczy wszystkich były zwrócone na mnie.

 

Planowaliście wejść do studia z końcem ubiegłego roku?

LW: Właściwie to właśnie wyszliśmy z niego przed tą trasą. Robiliśmy akustyczną EP-kę, na której jest sześć piosenek, w tym jeden cover. Pozostałe pięć to przearanżowane wersje starych piosenek.

 

Kiedy zamierzacie ją wypuścić?

LW: Około 15 lutego.

Zdarzają się wam jakieś szalone sytuacje podczas tras?

LC: Zawsze mam z tym problem, nie mogę sobie nic przypomnieć. Jesteśmy nudziarzami.

 

To może nie jako zespół?

LC: Jest zbyt dużo rzeczy, o których nie powinienem wspominać w wywiadzie [śmiech].

 

LW: Jeździłem kiedyś traktorem.

 

To całkiem spoko.

LW: Nie jesteśmy szaleni, chociaż może jednak jesteśmy...

 

LC: Myślę, że nasza percepcja zmieniła się - nie rozpoznajemy, co jest szalone. Kiedyś nagrywaliśmy dużo filmików, mieliśmy zestaw do kręcenia w pokoju i kiedy oglądaliśmy to po jakimś czasie, zdaliśmy sobie sprawę, że to są dziwne filmy.

 

LW: Po prostu jesteśmy dziwni. Nie czujemy tego, ale gdy oglądamy siebie samych myślimy, że takie zachowanie nie jest normalne.

 

LC: Jest to bardzo fajne, bo nasz tour manager twierdzi, że jesteśmy jego ulubionym zespołem. Lubi nas nawet bardziej niż Chapter and Verse [śmiech].

 

Podczas waszego występu zauważyłam, że na scenie znajdowały się szmaciane lalki, o co chodzi?

LC: Tak, moja dziewczyna zrobiła je dla mnie i biorę je wszędzie ze sobą. To głupie, ale lubię, gdy ze mną są. Patrzę na nie, kiedy jesteśmy w dłuższej trasie, bo przypominają mi o domu. Wiele osób o nie pyta. Ta niebieska lalka jest z kreskówki "Rick and Morty", oglądałaś to?

 

Obawiam się, że nie.

LC: To dość popularna kreskówka i kiedyś graliśmy na festiwalu w Wielkiej Brytanii, ktoś wrzucił kolejną postać na scenę, więc teraz mamy obie.

 

W piosence "A Quick Fix" śpiewacie Do you feel alive?, co u ciebie wywołuje takie uczucie?

LW: Granie koncertów i bycie w Polsce, a także jazda na rowerze w słoneczny dzień. Moja dziewczyna ma psa, którego bierzemy na spacery, więc jak tak sobie wychodzimy, to myślę: To jest życie.

 

Oglądaliście już "Bohemian Rhapsody"? jest wasza ulubiona piosenka Queen?

LW: "Bohemian Rhapsody" jest bardzo dobra, nie da się jej zapomnieć. Kiedy ją słuchasz, to wiesz, że masz do czynienia z dziełem sztuki. Zawsze lubiłem "Good Old Fashioned Lover Boy", zostaje w głowie na długo, albo "One Vision", bo fajnie się ją gra na gitarze.

 

LC: Dla mnie "Don't Stop Me Now" - jest nieprzerysowana, ale kiedy leci, to po prostu tego słuchasz. Queen to jeden z tych zespołów, w przypadku którego lubisz właściwie wszystkie piosenki, bo wszystko co zrobili jest świetne.

Luke, ty i brat Adama lubicie samochody, a nawet posiadacie jakieś specjalne.

LC: Tak, jeździmy nimi dookoła toru tak szybko, jak tylko możemy i niszczymy całą farbę.

 

Bierzesz udział w jakiś wyścigach?

LC: Chciałbym, ale musiałbym zacząć już jakiś czas temu albo mieć dużo pieniędzy i nie grać w zespole. Jeśli ten zespół osiągnie kiedyś poziom Muse, to na pewno zajmę się jazdą w wyścigach i wydam na to mnóstwo pieniędzy. Z drugiej strony wystarczy jeden złamany palec i już nie mógłbym grać i robić rzeczy, którą kocham najbardziej.

 

Jak często zdarzają wam się urazy podczas koncertów?

LW: Najgorsze rzeczy przytrafiają się Adamowi [Roffey - przyp. red.]. Wyładowywaliśmy raz sprzęt z samochodu, a jemu udało się znaleźć jedyne miejsce, gdzie wystawały metalowe elementy. Wyszedł z samochodu z rozciętą głową i powiedział: Chłopaki krwawię. To było w Szkocji. Zawiozłem Adama do szpitala, zszyto mu głowę i wróciliśmy na koncert. To prawdopodobnie najgorsze, co nam się przydarzyło.

 

Który zespół jest teraz najgorętszy w Londynie?

LW: Don Broco radzą sobie bardzo dobrze. Są też Wallflower z Croydon, niesamowite Bad Sign, Chapter and Verse, od którego jesteśmy lepsi, ale oni też są całkiem nieźli.

 

LC: Wydaje mi się, że Don Broco są w tym momencie jednym z najgorętszych zespołów w Wielkiej Brytanii, skąd są Yonaka?

 

Z Brighton.

LC: Prawda, o nich teraz się dużo mówi. Graliśmy z nimi i Don Broco w tamtym roku kilka koncertów. Dobre chłopaki, są fantastyczni.

 

Dlaczego nie wymieniłeś nazwy swojego zespołu?

LC: Jesteśmy teraz najgorętszym zespołem w Londynie [śmiech].


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce