Barbara Skrodzka: Niestety przegapiłem twój koncert, ale widziałem Hollow Coves, Sama Fendera i Lewisa Capaldi. Holenderska publiczność jest trochę dziwna - po prostu stoją w miejscu. Na twoim koncercie też tak było?
Adam French: Tak, ale dobrze się bawiłem. Publiczność była świetna i mieliśmy pełną salę. Pierwszy koncert w Holandii graliśmy w Nijmegen, była to trasa Jake'a Bugga i ostrzegali mnie: Przygotuj się na holenderską chorobę. Zastanawiałem się, czym jest ta choroba, podejrzewałem, że niektórzy ludzie będą rozmawiali w czasie koncertu, ale ostatecznie w Nijmegen było niesamowicie. Było tak cicho, jak makiem zasiał i to sprawiło, że koncert był naprawdę dobry, więc pomyślałem: O co w tym wszystkim chodzi?. Później graliśmy jeszcze w Amsterdamie i Rotterdamie, cała trasa była bardzo udana, dlatego chciałem wrócić i zagrać ponownie dziś wieczorem.
Powinieneś przyjechać do Polski, tutejsza publiczność często tańczy na koncertach.
Wiele osób mówiło mi, że muszę przyjechać do Polski, co odbieram jako duży komplement. Do tej pory po prostu nie miałem okazji tego zrobić, za co czuję się winny, ale nadejdzie czas, kiedy wreszcie przyjedziemy do waszego kraju - i na koncerty, i na zwiedzanie.
Wydałeś dwie EP-ki - "Weightless" i "You From the Rest" - w dość krótkim odstępie czasu. Dlaczego zdecydowałeś się tak to rozłożyć?
Wydaliśmy "Weightless" w listopadzie, a potem "You From The Rest" w maju. Plan jest taki, że teraz opublikuję jeszcze kilka singli, a dopiero później przejdziemy do albumu. Mam nadzieję, że uda się go wydać 1 lutego, ale nic nie jest jeszcze pewne. Początek tego roku powinien być dość ciężkim okresem koncertowym.
Kiedy widziałem cię na Festiwalu Reeperbahn dwa lata temu, grałeś już "Weightless", więc to musi być dość stara piosenka.
Gdy pierwszy raz graliśmy na Reeperbahn Festival, było to dla nas prawdopodobnie za wcześnie. W tamtym momencie wszystko toczyło się naprawdę szybko. Myśleliśmy: O mój Boże, wytwórnie płytowe są zainteresowane. Musimy pojechać na ten festiwal, albo na tamten. Tak naprawdę lubię czuć się trochę bardziej zrelaksowany. Lubię pozwolić sobie powoli dochodzić do takiego kształtu albumu, jaki chcę osiągnąć, jeszcze zanim zaczniemy się za niego zabierać. "Weightless" istniało już od dłuższego czasu, ale wydałem ten kawałek dopiero dziesięć miesięcy temu.
Dlaczego wydanie nowej piosenki zajęło ci tak dużo czasu?
To trudne... Jest w tym dużo dyplomacji. Jak tylko podpisujesz kontrakt z wytwórnią, musisz prosić o opinie zanim nagrasz piosenkę. Wcześniej nagrywałem utwory w sypialni, wypuszczałem je i były. Teraz muszę napisać piosenkę, nagrać ją i wysłuchać wielu opinii, zastanowić się, jak szybko możemy ją opublikować... To wszystko bzdury! Chciałbym wydawać piosenkę co tydzień. Cały czas piszę je i chcę grać, ale niektórych barier nie da się tak łatwo pokonać.
Może po prostu załóż własną wytwórnię?
Dosłownie w takiej sytuacji teraz jestem - myślę o założeniu swojej wytwórni. Kiedyś na pewno to zrobię i będzie to działać od początku do końca według moich zasad.
Co znajdziemy na twoim nadchodzącym albumie?
Wydaje mi się, że debiutancki album będzie skierowany do wszystkich tych, którzy mnie znają. "Ivory" czy "More to Life" to utwory, które pojawiły się wcześniej jako dema i znajdą się też na albumie. Całość ma około dwunastu lub trzynastu piosenek.
Powiedziałabym, że nowe piosenki są bardziej rozmarzone niż wasze pierwsze nagrania. Skąd się bierze ta zmiana?
Nie jestem pewien, czy była to świadoma decyzja. Dużą część materiału tworzyłem, grając na gitarze o trzeciej nad ranem. Wydaje mi się, że gdy leżysz w nocy i piszesz własne rzeczy, nie musisz polegać na niczym innym. "Weightless" to w dużej mierze tylko gitara i ja, ale skąd się to wzięło? Nie wiem, nie mam właściwej odpowiedzi na to pytanie.
Jakiś czas temu zamieściłeś na profilu na Instagramie post z informacją o możliwości otrzymania twojej EP-ki, jeżeli dostaniesz w prywatnej wiadomości adres do wysyłki. Dlaczego zdecydowałeś się to zrobić?
Wiele osób słucha albumów przez streaming i pobierają pliki, ja natomiast uważam, że posiadanie namacalnej rzeczy jest lepsze, zwłaszcza jeśli jest się prawdziwym fanem muzyki. Wydawało mi się, że mogę rozdać ludziom płyty CD, zaoferowanie im tego wydawało się po prostu mieć sens... Każdy, kto podążał za moją muzyką i śledził to, co robiłem przez ostatnie kilka lat, jest mi bliski, a wysłanie CD było tym, co mogłem zrobić w podzięce.
Odkryłeś ostatnio jakiś nowy, fascynujący zespół?
Jest zespół, który niedawno widziałem - Strange Bones. Gra tam mój przyjaciel - Bob, robiłem u niego wszystkie moje tatuaże. To niesamowity zespół. Inna bardzo ciekawa grupa to Calva Louise.
Słyszałeś o HMLTD?
Kto to HMLTD?
Naprawdę dziwni faceci z Londynu… i robią świetną muzykę.
[śmiech] Nigdy o nich nie słyszałem, ale zawsze można to nadrobić.
Ubierają się naprawdę dziwnie na scenie.
Dziwny wygląd jest dobry, lubię to. W takim razie muszę ich sprawdzić, zdecydowanie.
A ty nosisz dziwne ubrania na scenie?
Nie są dziwne. Wszystko jest czarne, nie używam innych kolorów. Mam czarne koszule, spodnie, czarne płaszcze.
Przynajmniej masz białe włosy.
Mam bardzo białe włosy, od których proszę się odczepić [śmiech].
Dlaczego zmieniłeś kolor włosów?
Przez okres około roku, miałem zamiar zafarbować włosy na czarno, ale potem oczywiście porzuciłem ten pomysł i wybrałem biały utleniacz. Jest w porządku. Po kolorze blond może zrobię w końcu czarne.
Pracujesz z producentem Richem Cooperem, jaki był jego wpływ na płytę?
Rich i ja staliśmy się bardzo bliskimi przyjaciółmi. "Weightless" to naprawdę dziwna piosenka, po raz pierwszy czułem się komfortowo nagrywając coś na żywo, na "setkę". Podejście Richa było następujące: Piosenka ma emocje, ale tylko podczas występu i cała sprawa dotyczy występu. Od razu chciał nagrywać w ten sposób, a ja byłem przerażony. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie robiłem. Zobowiązanie się do czegoś takiego jest ostateczne i zajmuje sporo czasu, jeśli nie jesteś do tego przyzwyczajony. Wyglądało to tak, że pod koniec każdej nocy robiliśmy trzy szybkie podejścia - to było dość zabawne i niesamowite. Spędziliśmy tak trzy wieczory i pod koniec każdej nocy robiliśmy trzy podejścia do "Weightless", na końcu było więc dziewięć podejść i z nich wybraliśmy to najlepsze. Wcześniej nigdy nie byłbym w stanie nagrać gitary i wokalu w ten sposób. To dziwny scenariusz i naprawdę obce uczucie, dopóki tego nie doświadczysz.
Wspomniałeś, że robisz zdjęcia. Dlaczego zacząłeś zajmować się fotografią?
Jake [Alldread - przyp. red.] jest moim najlepszym przyjacielem z miejscowości, z której pochodzę [Congleton koło Manchesteru - przyp. red.]. Gra ze mną na basie, a także interesuje się fotografią tradycyjną. Razem spędzamy mnóstwo czasu, a jako nastolatkowie byliśmy razem w różnych zespołach. To właśnie on wprowadził mnie w fotografię. Uwielbiam fotografię tradycyjną, polaroidy, a z kolei Jake najlepiej czuje się z filmami 35mm, jest w tym naprawdę dobry. Nawet kiedy gram solo albo jako trio z wiolonczelą i fortepianem, Jake zawsze jest z nami i robi zdjęcia. Nawet teraz go słyszę... Gdziekolwiek jestem, jest i on. To trochę tak, jakbym miał drugi cień, drugą połowę duszy.
fot. Jake Alldread