Warto jednak od czasu do czasu wrócić pamięcią do tego, co się działo w minione wakacje, przypomnieć sobie towarzyszące temu emocje i festiwalową atmosferę. Warto też włączyć sobie najlepsze kawałki Everything Everything, którzy zagrali na Dockville Festival 2018 w Hamburgu i posłuchać ich fantazyjnych aranżacji.
Barbara Skrodzka: Przykro słyszeć, że Alex [Robertshaw - przyp. red.] nie może dzisiaj zagrać z wami. Ktoś go zastąpi?
Jeremy Pritchard: Normalnie moglibyśmy kogoś znaleźć, ale dzisiaj zamierzamy podzielić wszystko między naszą czwórkę. Na trasy koncertowe zabieramy Pete'a [Sené - przyp. red.], który gra na klawiszach i może przejąć partie Alexa. Damy z siebie wszystko i jesteśmy podekscytowani tym wyzwaniem. Rozmawialiśmy o sytuacji z naszym dźwiękowcem - Jamesem, on z kolei postara się przejąć rytmiczne fragmenty perkusyjne wykonywane przez Pete'a. Nigdy wcześniej tego nie robiliśmy. Myślę, że będzie to coś w stylu Future Islands.
To chyba jedna z największych tras koncertowych jakie robiliście. Jesteście już zmęczeni?
JP: Nie powiedziałbym, że jesteśmy zmęczeni.
Michael Spearman: Od dawna nie byliśmy w domu. Czasami kiedy jesteśmy na terenie jakiegoś festiwalu, zastanawiamy się, na której scenie właściwie gramy i jaki właściwie mamy dzień... Dzieje się naprawdę dużo, ale dobrze się przy tym bawimy. Nie narzekamy. Myślę, że przy poprzednich płytach nie mieliśmy aż tyle koncertów, co przy tej.
JP: Poprzednie tygodnie były bardziej intensywnym okresem - było więcej koncertów w krótszym odstępie czasu. Jeśli chodzi o samą muzykę, to nie jesteśmy zmęczeni graniem. Zostawiliśmy sobie coś na później, nie graliśmy jednej trzeciej albumu do marca tego roku, więc niektóre piosenki są dla nas ciągle świeże i nadal interesujące.
To świeży materiał, więc przypuszczam, że jeszcze nie myśleliście o kolejnym, ale czy chcielibyście, żeby następna płyta również powstawała w trasie?
MS: Zaczęliśmy już rozmawiać o celach, jakie możemy postawić przed kolejną płytą, ale na razie cieszymy się graniem koncertów z tym materiałem i z obserwowania reakcji publiczności. Zwłaszcza, gdy przyjeżdżamy na takie festiwale, jak Dockville. Czujemy się mniej zobowiązani do promowania nowego albumu, ponieważ chcemy dać fanom możliwość zabawy także przy starszych kawałkach.
W Polsce byliście co najmniej cztery razy. Wrócicie tutaj?
MS: Zdecydowanie. Jeśli tylko znalazłby się ktoś, kto chciałby taki koncert zorganizować.
JP: To jedna z tych rzeczy, na które nie mamy wpływu. Czasami agencje pytają tylko o określony obszar, jakim jesteśmy zainteresowani. Dobrze wspominamy czas spędzony w Polsce.
MS: Graliśmy w Łodzi przed Muse, na festiwalu Coke Live w Krakowie [teraz Kraków Live Festival - przyp. red.] i w klubie w Warszawie.
Zgadza się.
JP: Czy to wtedy na Coke grał Kanye West?
Tak. A jakie jest wasze najlepsze wspomnienie z Polski?
MS: Ja pamiętam festiwal z dziwnym domem w środku pola, gdzie to było?
JP: W Gdyni na Open'er Festival. Mieliśmy wtedy bardzo dziwny hotel, dosłownie w szczerym polu. Dotarliśmy tam w środku nocy, było to coś na kształt arystokratycznej posiadłość i nikogo tam nie było.
Trochę strasznie.
JP: Tak, żadnego prądu [śmiech]. Festiwal był super. Widzieliśmy Rihannę... Lubię Polskę, część mojej rodziny pochodzi z Polski. Kocham Warszawę, to bardzo interesujące miasto. Kraków też jest piękny.
W jednym z wywiadów powiedzieliście, że ograniczają was tylko granice umysłu. Wydaje mi się, że David Bowie znalazł sposób, by to przełamać i robił muzykę, której nikt by się nie spodziewał.
JP: Myślę, że Bowie miał to coś, co posiada wielu wielkich artystów - nie bał się i nie wstydził pracować mad różnymi pomysłami, a do tego wybierał właściwych ludzi do współpracy. Bowie i Brain Eno byli jak Michael Jackson i Quincy Jones. Właściwy zespół we właściwym czasie.
MS: Muzyka Bowiego jest koncepcyjna, a on potrafił zebrać zespół, który wykonywał jego pomysły. To, czy się uda prawie zawsze zależy od dobrego zespołu. Ludzie przywykli do trzymania się tego, co znają, a Bowie lubił być poza swoją strefą komfortu.
JP: Jeszcze jedną interesującą rzeczą jest to, że fascynowało go mieszanie pomysłów i ustawianie się na pozycji, z której mógł ponownie łączyć elementy zazwyczaj funkcjonujące osobno. Wiele zostało zrobione w muzyce już dawno temu, pozostaje tylko pytanie, czy jesteś w stanie połączyć to w taki sposób, w jaki jeszcze nikt tego nie zrobił? Bowie powiedział też coś bardzo konkretnego na temat niemieckiej muzyki elektronicznej, która brzmi bardzo zimno, dziwnie i nowocześnie. Tym, co sprawia, że niemiecka muzyka elektroniczna ma tak bardzo wyzwalający charakter jest całkowite pozbycie się form zaczerpniętych z bluesa.
Bowie mieszkał w Berlinie.
JP: Tak, był bardzo blisko tego wszystkiego. Słuchanie "Station to Station" jest jak bieganie po dokach.
Stoicie za koncepcją swoich teledysków czy zajmuje się tym reżyser?
JP: Zazwyczaj Jonathan [Higgs - przyp. red.] robi nasze teledyski albo przynajmniej koncept zaczyna się od niego, a później wspólnie sprawdzamy, co jest dobrym pomysłem. Przy tym albumie zaczęliśmy pracować z innymi reżyserami. Poczuliśmy, że chcemy odcisnąć na teledyskach nasze piętno, uczynić z nich nasze znaki rozpoznawcze, ale było to podyktowane także powodami praktycznymi - w trasie fajnie jest mieć w pobliżu kogoś, kto zajmie się kręceniem materiału wideo.
MS: Holly [Blakey - przyp. red.] zrobiła pierwszy klip ["Can't Do" - przyp. red.], drugi, do "Desire", był zrobiony przez Jonathana i Dave'a Tree, a "Night of the Long Knives" przez Kita Monteitha. Mamy też dwa dodatkowe teledyski z EP-ki "A Deeper Sea", które wydaliśmy dwa miesiące temu. Dobrze bawiliśmy się podczas ich robienia.
Wystąpicie niedługo na Neighborhood Festival w Manchesterze - granie koncertów we własnym mieście różni się od grania w innych miastach?
JP: Tak, są zupełnie inne oczekiwania. Graliśmy ostatnio na świetnych europejskich festiwalach - zrobiliśmy bardzo duże show w Hiszpanii, na Sziget na Węgrzech, na Słowacji. W domu mamy natomiast pewien poziom tego, czego możemy oczekiwać na koncertach i jest on całkiem wysoki. Londyn też był dla nas świetny, a przez lata to właśnie tam wytyczaliśmy punkt kulminacyjny. Nie każdy zespół może to powiedzieć, miasto stołeczne potrafi być bardzo niewdzięczne.
Co myślicie o zespołach, które będą grały na Neighborhood Festival, nowym pokoleniu muzyków?
MS: Sundara Karma bardzo dobrze sobie radzą. Jest też inny zespół, który chcę sprawdzić, ale nie pamiętam, jak się nazywają.
JP: Alex pracuje z Sundara Karma i zajmuje się produkcją ich przyszłego albumu ["Ulfilas' Alphabet" - przyp. red.] razem z Tomem Fullerem.
Jakie są wasze przewidywania odnośnie Glastonbury 2019? Kto zagra?
MS: Nie mam pojęcia, ale na pewno będzie świetnie. Kto mógłby być dla nich interesujący, a nie jest martwy?
Są pewne prognozy, na przykład Madonna alnbo ABBA.
JP: Ja prognozuję, że będzie świetnie. Zawsze jest. Sprowadzają tyle zespołów, że za każdym razem jest co zobaczyć.