Obraz artykułu Jungle: Na scenie tworzymy prawdziwą opowieść

Jungle: Na scenie tworzymy prawdziwą opowieść

Jungle powstało w 2013 roku w Londynie z inicjatywy dwóch przyjaciół - Toma McFarlanda i Josha Lloyda-Watsona, lepiej znanych jako T oraz J. Po wydaniu drugiego albumu ("For Ever") zespół udał się w ogólnoświatową trasę koncertową, która obejmuje także Polskę. Do Warszawy Jungle przyjadą 10 listopada w swoim wyjątkowym, siedmioosobowym składzie i zagrają w klubie Progresja.

Barbara Skrodzka: Koncertujecie z nowym albumem już od jakiegoś czasu. Jest on trochę inny niż wasze wcześniejsze nagrania. Jak ludzie w Stanach reagowali na nowe kawałki?

Tom McFarland: Reakcje publiczności były bardzo dobre. Podobała im się nowa muzyka, co dla nas jest bardzo piękną rzeczą. Jako artyści uważamy jednak, że najważniejsze jest przekonanie o rozwijaniu tego, co robimy.

 

W listopadzie gracie w Europie, w planach jest także Australia - przed tak dużą trasą konieczne są jakieś przygotowania fizyczne i psychiczne?

W trasie trzeba mieć świadomość, że to będzie maraton. Codziennie będzie się wolniejszym. Kiedy mamy dzień przerwy - co nie zdarza się często - staramy się pójść na miasta, pozwiedzać i pospacerować. Ważne jest to, żeby czuć się zrelaksowanym przed występem, bo wpływa to na cały zespół. To wyjątkowe doświadczenie, kiedy wszyscy w zespole czują tak samo. Wymiana energii między muzykami i publicznością też jest ważna. To bardzo ważne aspekty każdego koncertu.

W planach jest także Polska.

Tak, zagraliśmy w Polsce wspaniałe koncerty w 2015 roku. Już sama myśl o powrocie jest bardzo ekscytująca i jesteśmy bardzo szczęśliwi, że polska publiczność ponownie chce nas zobaczyć.

 

Dostajecie jakieś wiadomości od polskich fanów?

Szczerze mówiąc, nie wiem, ale mam nadzieję, że spotkam kogoś po koncercie i będę mógł zamienić kilka słów. Skoro udało się zorganizować koncert w Warszawie, to może w przyszłym roku wrócimy i zagramy także w innych miastach Polski.

 

Pewnie znajdą się tacy, którym nowy album nie spodoba się. Ma dla ciebie znaczenie, czy ludzie przesłuchają go w całości?

Jeśli ktoś przesłucha tylko kilka utworów, to też w porządku. Chcemy natomiast, żeby każdy miał przyjemność z udziału w całym naszym secie, ponieważ na scenie tworzymy prawdziwą opowieść, od momentu wejścia do momentu zejścia ze sceny i zależy mam, żeby każdy był tego częścią.

Członkowie zespołu "Jungle" podczas koncertu na scenie. W tle napis "Jungle".

Natknęłam się ostatnio na  artykuł na temat wirtualnej rzeczywistości i zastosowania jej na koncertach. Możesz być w domu i doświadczyć tego samego, co na żywo. Myślisz, że tak będzie wyglądać przyszłość?

Nie wydaje mi się. Całe doświadczenie udziału w koncercie i to uczucie, kiedy muzyka wypełnia pomieszczenie... Gdy słuchasz tylko na słuchawkach, w pokoju, zamiast być na koncercie, nie poczujesz basu albo  perkusji, nie poczujesz obecności innych ludzi i tego połączenia czy energii pomiędzy istotami ludzkimi. To bardzo ważny aspekt muzyki na żywo. Jeśli się tego pozbędziesz, koncerty zaczną przypominać oglądanie piłki nożnej w telewizji. Od strony wizualnej jest to doświadczenie mniej intensywne, niż obecność na stadionie, pośród fanów śpiewających i dopingujących, a przy okazji obserwujących piłkarzy z bliska. Potencjalnie może to zostać wykorzystane w ciekawy sposób, ale byłoby wielką szkodą pozbyć się wrażeń odczuwanych podczas koncertu.

 

Banksy zniszczył swoje dzieło, czy odważyłbyś się zrobić coś podobnego ze swoją sztuką?

To, co zrobił Banksy było genialne. Sposób, w jaki to zrobił był niezmiernie śmieszny. Czy zrobiłbym coś podobnego? Nie wiem, musicie poczekać - przekonamy się.

 

W ostatnich latach odeszło wielu muzyków - Avicii, Lil Peep, Mac Miller, a także legendy pokroju Davida Bowiego czy Lemmy'ego. Czy na scenie muzycznej jest ktoś, kto byłby w stanie ich zastąpić?

W latach 60. było bardzo ciężko przewidzieć, że David Bowie zostanie legendą na tak ogromną skalę. Kiedy miałem siedemnaście lat i spojrzałem na jego karierę, to już wtedy miał ponad dwadzieścia studyjnych albumów i samo to może kwalifikować go jako legendę. Myślę jednak, że niemożliwe jest stwierdzenie, kto teraz zostanie legendą.

Jak już jesteśmy przy Bowiem - gdyby królowa Elżbieta II zaproponowała ci tytuł szlachecki, przyjąłbyś czy nie?

Dlaczego nie, byłoby zabawnie.


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce