Scenarzysta i twórca postaci, Brian K. Vaughan (autor "Y: Ostatni z mężczyzn", które lada moment doczeka się ekranizacji), we wstępie do pierwszego tomu również zauważa, że bunt wpisany w charakterystykę okresu pokwitania w komiksie jest zazwyczaj ugrzeczniony czy wręcz całkowicie wyeliminowany. Bruce Wayne albo Peter Parker stawiają swoich nieobecnych rodziców na piedestale, idealizują ich i całą swoją superbohaterską działalność motywują uciszeniem poczucia winy. Takich przypadków jest wiele, bo wskazanie na herosów, których rodzice wciąż byliby wśród żywych nie należy do zadań łatwych.
Daredevil, Iron Man, Iron Fist, Superman, Cyclops - lista tych, którzy ratują świat w konsekwencji żałoby po utraconych rodzicach jest długa i na pewno ma to związek z tym, że autorzy komiksów zazwyczaj są już rodzicami, więc próbują przemycić pro-rodzicielskie treści. Z perspektywy młodej osoby - bliższej drugiej dekady swojego życia niż pierwszej - jest to jednak obraz zafałszowany, często, choć oczywiście nie zawsze, nie przystający do tego, co znają z własnych doświadczeń. Runaways to pierwsza superbohaterska drużyna, która powstała właśnie dla takich odbiorców i trzeba oddać Vaughanowi, że jako dwudziestosiedmiolatek wciąż świetnie rozumiał realia młodszego pokolenia.
Pierwsze kadry mogą sprawiać wrażenie stereotypowych - nastolatek oddany grze MMORPG i obowiązkowe starcie ze starymi, którzy nie widzą żadnych korzyści z wirtualnej rozrywki (a są takie, w American Journal of Play z jesieni 2014 roku wskazano między innymi na poprawę wrażliwości na kontrast wizualny, pomoc w leczeniu niedowidzenia i dysleksji czy redukcję impulsywności). Szybko się jednak okazuje, że szóstka głównych bohaterów jest od siebie równie odmienna, co poszczególne członkinie Spice Girls, ale nie dlatego, że wybrano ich w ten sposób na drodze castingu, a dlatego, że ich rodzice pochodzą z bardzo różnych środowisk. Jedni to typowa, uliczna bandyterka, inni to mutanci, jeszcze inni pochodzą z przyszłości albo z odległej planety, a zebrały ich dziwaczne giganty przedstawiające się jako Gibborim, żądne dorocznej ofiary z krwi.
Jeden z takich rytuałów podgląda nasza niespecjalnie przepadająca za sobą banda i podobnie jak odrzutki wszelkiej maści stworzył wczesne chrześcijaństwo, tak i oni łączą się w grupę o ściśle określonym celu - pokrzyżowanie planów rodziców. Cel ma jednak znaczenie drugorzędne, znacznie ciekawsze jest dochodzenie do niego, któremu towarzyszy odkrywanie nowych mocy i umiejętności, odkrywanie przyjaźni i dynamiczne przemiany charakterystyczne dla tego wieku. Hormony buzują, przyjaźń staje się zauroczeniem, które kilka stron później znika, a czasem objawia się jako platoniczna fascynacja, na przykład kiedy Molly wyznaje: Jak dorosnę, wyjdę za Wolverine'a.
Gertrude czasami rzuci luźnym tekstem o walce kapitalizmu z komunizmem albo porówna wiarę w Boga z wiarą w Świętego Mikołaja; Karolina wspomni o wegańskiej diecie; Nico myśli o śmierci; a Alex deklaruje, że wolałby umrzeć niż dorosnąć. Różne płcie, różne rasy, różne przekonania, a jednak zero nachalności i siłowego ideologizowania. Żadna z tych młodych osób nie próbuje przeciągnąć czytelnika na swoją stronę, takie po prostu są i najlepiej będzie, jak cały świat da im spokój.
A jacy są rodzice? Przeświadczeni o swojej racji. Nie ma nic bardziej niebezpiecznego na tym świecie niż naiwny idealizm młodych - przekonuje ojciec Alexa, z kolei matka Molly rzuca standardowym: Wasze pokolenie jest beznadziejne. Niemal każdy słyszał podobne banialuki z ust własnych starych (nawet moi bezdzietni rówieśnicy potrafią już rzucić podobnym tekstem) i właśnie dlatego "Runaways" tak dobrze się czyta - odzwierciedla rzeczywistość, zamiast naginać ją do wyimaginowanego wzorca.
Vaughan nie zapomniał też o tym, co wychowankowie popkultury uwielbiają - nawiązania. Jest ich tutaj całe mnóstwo: "Jurassic Park", "GTA: Vice City", "Pogromcy duchów", "Sidem" Davida Finchera, The Beatles, The Who, "Drużyna A", Joss Whedon, Arnold Schwarzenegger, Michael Jackson, Harry Potter, "Star Trek", "Oczy szeroko zamknięte", są nawet nawiązania do konkurencji, bo wygląda na to, że w świecie Marvela istnieją komiksy wydawane przez DC - między innymi Superman i Batman.
Niewiele komiksów równie wiarygodnie uchwyciło okres dojrzewania i na pewno największą przyjemność z lektury będą mieć równolatkowi głównych bohaterów, ale także ci, którzy chętnie wróciliby do "tamtych lat" nawet za cenę utracenia "tego rozumu". Warto też dodać, że kawał świetnej roboty odwaliła tłumaczka, Anna Tatarska, która nieco uwspółcześniła dialogi i nadała im sznyt doskonale pasujący do polskiej rzeczywistości. Za przykład niech posłuży kadr z pojawiającym się znienacka gliniarzem, który na przywitanie rzuca: I tu wchodzę ja, cały na służbowo. Drobnostka, a jednak trudno się nie uśmiechnąć.
Na koniec ostrzeżenie dla tych, którzy poznali "Runaways" za pośrednictwem emitowanego niedawno serialu Hulu. To zjadliwa, acz przeciętna pozycja, która do komiksu nie ma nawet startu. Nie zniechęcajcie się więc i chwytajcie to piękne, potężne (czterysta czterdzieści cztery strony) wydanie, do zapoznania się z którym nie musicie wiedzieć absolutnie nic na temat bohaterów Marvela.
Rynaways, tom 1
Polska, 2018
Egmont
Scenariusz: Brian K. Vaughan
Rysunki: Adrian Alphona, Takeshi Miyazawa