Zawartość tomu ósmego to prequel dotychczasowych wydarzeń, na które w żaden sposób nie ma wpływu. Próżno szukać w nim odmiennej perspektywy, nieznanych dotąd wątków czy pogłębienia tych wcześniej zawiązanych. Niby można by go pominąć, a jednak ma w zanadrzu jeden istotny atut.
Z jednej strony jest niezobowiązującym przerywnikiem, bez którego towarzyszenie buntowniczej łowczyni potworów w jej krucjacie nie tylko przeciwko tytułowemu „czemuś”, ale także w walce z organizacją, która ją stworzyła nie będzie utrudnione, z drugiej Tynion nie rzucił fanom i fankom zaledwie ochłapu. Postanowił tymczasowo zmienić kierunek i przed kolejną poważną potyczką wzmocnić swoją bohaterkę dodatkowym warstwami osobowości. Ukazać ją jako jeszcze bardziej ludzką, dźwigającą przytłaczające brzemię pełnienia funkcji narzędzia w rękach wykorzystującego osierocone dzieci Zakonu św. Jerzego.
.jpg)
Krok wstecz pozwala zobaczyć Ericę sprzed doprowadzenia do otwartego konfliktu z Domem Slaughterów, biorącą udział w pomniejszych misjach, posłusznie wypełniającą rolę zabójczyni potworów, do której została wychowana po utracie rodziców z rąk jednego z nich. Pisząc językiem „Z Archiwum X”, te pięć rozdziałów przypomina bardziej odcinki typu „monster of the week” niż mitologiczne, a scenarzysta bawi się wynikającą z tego wolnością, poszerzając przy okazji naszą wiedzę na temat zasad panujących w wykreowanym przez niego uniwersum.
„Coś zabija dzieciaki” z początku wydawało się jedną z wielu historii o zjawiskach nadnaturalnych z małego amerykańskiego miasteczka, od których w popkulturze aż się roi, ale z czasem okazało się czymś więcej. Poza starciami w terenie, funkcjonuje tutaj również ogromna organizacja z własnymi tradycjami, zwyczajami i ściśle dookreśloną hierarchią. Sporo można było się na jej temat dowiedzieć ze spin-offu „Dom Slaughterów”, ale wciąż wydaje się, że więcej pozostaje poza zasięgiem naszej wiedzy. Ten tom nie rozwiewa wszystkich wątpliwości, daje natomiast wgląd w dotąd nieznane zakamarki.
.jpg)
Po raz pierwszy możemy zobaczyć potwory wykreowane przez strach zrodzony nie w umyśle człowieka, tylko zwierzęcia; doświadczamy ataku z perspektywy osób dorosłych, niezdolnych do zobaczenia koszmarnych drapieżców żerujących na dziecięcej fantazji; a nawet pojawia się komentarz dotyczący powszechnego dostępu do broni palnej w Stanach Zjednoczonych i tragicznych tego skutków. Najciekawszy jest jednak wgląd w głowę Eriki, szczególnie rozwinięty w dwóch ostatnich rozdziałach.
W czwartym twarda oprawczyni monstrów obnaża się przed czytelnikami i czytelniczkami w jednej z najbardziej intymnych sytuacji, w jakich człowiek może się znaleźć – podczas szczerej rozmowy z terapeutą, gdzie wścieka się na siebie samą za uronienie kilku łez. Płacz twardej osoby po przejściach, która wydaje się zahartowany i gotowa na każdą batalię to dzisiaj często powielany schemat, ale Tynion robi z niego dobry użytek, nie tyle siłowo wyciskając z czytelników reakcję emocjonalną, co podkreślając, jak bardzo ryzykownym zadaniem jest tępienie krwiożerczych kreatur. Walka ze złem nie jest tutaj pasjonującą przygodą obarczoną niskim ryzykiem, śmierć każdemu i w każdej chwili może zajrzeć w oczy.
.jpg)
Werther Dell'Edera w choreografie scena walk jak zawsze włożył wiele wysiłku, ale jest ich wyraźnie mniej, a w dodatku nie stanowią istotnego elementu kulminacyjnego. Akcja nie pełni w tym tomie roli ważnego narzędzia narracyjnego. Jest albo pretekstem do opowiedzenia o czymś innym (jak w pierwszym rozdziale), albo ogromna jej część rozgrywa się w domyśle, poza zasięgiem naszego wzroku (jak w drugim rozdziale). Czasami zresztą nawet fabułę można uznać za szczątkową (rozdział drugi i trzeci), a celem wydaje się nie przeprowadzenie Eriki z jednego punktu do drugiego, tylko zajrzenie w jej głowę.
„Coś zabija dzieciaki” od zamknięcia pierwszego głównego wątku wciąż szuka rytmu, który sprawiał, że oderwanie się od lektury nie należało do łatwych. James Tynion IV jest na tyle sprawnym scenarzystą, że unika pułapek wtórności i zapychania kolejnych tomów nieistotnymi przerywnikami, ale wyraźnie da się odczuć, że wystarczająco powiększył ten świat w każdym kierunku, by wreszcie skumulować całe to bogactwo w sprawnie skonstruowanej, długo trzymającej w napięciu intrydze. Oby w tomie dziewiątym.
Coś zabija dzieciaki
Tytuł oryginalny: Something Is Killing the Children
Polska, 2025
Non Stop Comics
Scenariusz: James Tynion IV
Rysunki: Werther Dell'Edera