Obraz artykułu Son Lux: o życiu i śmierci w tanecznym wydaniu

Son Lux: o życiu i śmierci w tanecznym wydaniu

Son Lux gościł w Polsce kilka razy i za każdym razem spotykał się z pozytywnym odbiorem, tym samym zyskując sporą rzeszę słuchaczy. Bilety na występ amerykanów w Warszawie rozeszły się w miesiąc i mimo siarczystego mrozu, fani zapełnili całą Progresję.

Występ w Warszawie był częścią trasy promującej najnowszą, piątą płytę "Brighter Wounds". Album ten - bardzo emocjonalny, łączący temat śmierci i narodzin - był owocem przeżyć wewnętrznych Ryana Lotta, do życia którego zawitały zarówno światło, jak i mrok. Taki też był ten koncert.

 

Zacznijmy od początku, czyli od Hanny Benn - kompozytorki i wokalistki tworzącej już od dekady. Pokazała się słuchaczom od bardziej elektronicznej strony, jej muzyka jest spokojna, dużo w niej przestrzeni, którą wypełnia pięknym wokalem. Słuchając Hanny, można odnieść wrażenie, że wszystko jest spójne. Zmysłowość dźwięków łączy się z klarownością, tworząc utwory, które są głębokie, kompletne, a zarazem wzniosłe. Benn pokazała, że można przełamać muzyczne bariery, że głos kobiet w muzyce jest wyraźny. Swoim setem stworzyła muzyczny krajobraz, który doskonale sprawdza się zarówno w domowym zaciszu, jak i podczas występu live.

Son Lux z gitarą.

Jeśli chodzi o Son Lux, to ciężko ubrać to, co zespół tworzy w jakieś konkretne ramy. Łączą elektronikę, ambitny pop z rozrywkowym brzmieniem oraz intrygujący wokal w jedno. Już na samym początku koncertu publiczność została uraczona rewelacyjną solówką perkusyjną, z której Chang wydobywał barwne niczym kwiaty brzmienie, tworząc unikalną melodię, która wydawała się zapełniać i wypychać przestrzeń. Chwilę później pałeczkę przejął Rafiq, który pokazał imponujące umiejętności gry na gitarze, wydobywając z niej wysokie dźwięki, czym zachwycił nie tylko mnie, bo - podobnie jak poprzednik - został nagrodzony dużymi brawami. Dopełnić to wszystko mógł tylko głos Ryana. Nie miał najmniejszego problemu ze śpiewaniem wysokich partii, czasem brzmiał bardzo kobieco, czego nie spotyka się zbyt często wśród mężczyzn. Niemniej śpiewane przez niego partie idealnie wpasowały się w tworzony przez zespół klimat.

Son Lux z keyboardem.

Na scenie ponownie pojawiła się także Hanna Benn, która została zaproszona do wykonania wspólnie kilku piosenek. Publiczność również została zaangażowana do czynnego udziału, śpiewając partie "Dream State". Jest to jeden z najlepszych kawałków na nowej płycie, a takie wykonanie mogło spotkać się wyłącznie z zachwytem. Większość zgromadzonych po raz pierwszy widziała Son Lux na żywo i nie sądzę, żeby ktoś był zawiedziony. Ja nie byłam, a wręcz przeciwnie - wyszłam z koncertu pod jeszcze większym wrażeniem i z ogromną chęcią, by zobaczyć zespół ponownie.

 

Jak się okazuje, taka okazja zdarzy się już niedługo, bo Amerykanie wystąpią w Polsce jeszcze raz, w czerwcu, tym razem na festiwalu Tauron Nowa Muzyka w Katowicach. Jeśli komuś nie udało się zdobyć biletu na koncert w Warszawie, to warto tym razem się pospieszyć.

 

fot. Pavla Hartmanova


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce