Mam propozycję - porozmawiajmy o rzeczach poważnych, a nie to tamto i chwała bohaterom. Na przykład o tym, co o muzyce powiedział Artur Schopenhauer, dla przekonania o jej ważnej roli w naszym życiu, filozof chyba najważniejszy. Zaręczam, że znając jego pogląd łatwiej będzie wysupłać ostatnie grosze na kolejną płytę i udać się na koncert, gdy okna w domu nieumyte, a szef w mailu wysłanym o 23.00 pyta, gdzie prezentacja na jutro.
Urodzony na ulicy św. Ducha w Gdańsku filozof głosił, że spośród sztuk jedynie muzyka jest oryginałem, a nie kopią. Jest istotą, a nie tylko jej odzwierciedleniem jak inne sztuki. Muzyka jako jedyna jest czystą wolą - pozwala przeniknąć do wewnątrz i dotrzeć do prawdy o otaczającym świecie, a nie tylko dotykać go powierzchownie. Malarze abstrakcjoniści pewnie głośno zaprotestują, ale zwolnijmy Schopenhauera z odpowiedzialności, bo abstrakcjonizm powstał kilkadziesiąt lat po jego śmierci, a wcześniej w modzie były tylko kwiatki, jelenie, kobiety z perłą i ewentualnie od czasu do czasu jakieś diabelskie monstrum autorstwa Boscha.
Dlaczego muzyka jest tak ważna w jego koncepcji ? Dlatego, że wśród poglądów owego przedstawiciela pesymizmu w filozofii naczelną figurą była nuda. I o ile sztuka może wyzwolić od bezrefleksyjnego trwania, o tyle doświadczenie nudy sprowadza człowieka na ziemski padół łez i wpycha w ciągłe przeżywanie upływu czasu. Człowiek, doświadczając sztuki jest przez moment u celu, a chwila tego doświadczenia oznacza spełnienie. Natomiast moment nudy podobny temu, jaki funduje dzieciom, nomen omen, nauczyciel muzyki podczas lekcji, uzmysławia nam puste, ciągnące się, bolesne tu i teraz.
Jeśli człowiekowi zabraknie przedmiotów, których mógłby chcieć, bo zbyt szybkie zaspokojenie natychmiast odbiera mu satysfakcję z ich posiadania, wówczas nie osiąga spełnienia, dopada go pustka i nuda, a pobyt na naszej planecie zaczyna boleśnie ciążyć.
Pozostaje muzyka, która jest "mową uczucia i namiętności, tak jak słowa są mową rozumu". Muzyka pozwala zrozumieć, że trwałe zaspokojenie nie jest możliwe. W starciu z czasem można pozbyć się nawet i dźwięku, ale bariery trwania nie przeskoczymy, czego przykładem jest słynny utwór Cage'a - "4'33"".
Cięcie. Teraz następuję skrót myślowy. Felieton jest formą krótką, a połowa Polaków nie przeczytała w ciągu roku tekstu dłuższego niż trzy strony maszynopisu. Odbiorcy Soundrive.pl zaliczają się zapewne do lepszej połowy, ale tak czy inaczej dość już analizy tego, co Schopenhauer napisał. Przejdźmy do tego, co filozof słuchałby, krążąc pomiędzy ulicami Świętego Ducha a Lawendową i Elektryków. Czy Schopenhauer, nadając tak wielkie znaczenie muzyce i wyróżniając ją pośród innych sztuk, słuchałby w takim razie popu? Popu jako symbolu walki z nudą? Nie wydaje się to możliwe. Czy coś, co jest z założenia banalne, oparte na powtarzalnym schemacie i do bólu przewidywalne może nas uchronić od nudy? Gdyby Schopenhauer żył, z pewnością jako dowód na brak takiej możliwości podałby wzór na popowy przebój. Że nie ma takiego? Jak to nie ma? Część tej prawdy próbował nam już przecież przemycić podczas słynnego rejsu inżynier Mamoń (jako umysł ścisły, mógł nie znać Schopenhauera), stwierdzając, że podobają mu się tylko takie melodie, które już słyszał. Dla muzyków zainteresowanych pobytem na szczytach list przebojów przekazuję pomocny LINK. Proszę się nie obawiać, prowizji nie oczekuję. Teraz tylko pozostaje biec do sklepu, kupić gitarę, nauczyć się czterech najbardziej znanych akordów i mamy HIT.
U bardziej świadomych słuchaczy kończy się to nerwicą natręctw. Histerycznym skakaniem po kolejnych utworach, nerwowym odsłuchiwaniem kilkuminutowych próbek całych płyt, aby znaleźć coś, co pozwoli się skoncentrować i przesłuchać cały album. Odkładaniem płyt na półkę w obawie, "że się znudzi", a wszystkie pozostałe będą jeszcze gorsze. To z nami robi pop i zalew informacji, których nie potrafimy przefiltrować ze smutnym finałem w postaci podsuniętej przez uprzejmy program playlisty stu największych hitów rocka.
Podsumowując, Schopenhauer, jak się domyślamy, słuchał muzyki poważnej. W młodości na pewno słuchałby alternatywy - gdyby takowa wówczas istniała. Zachowajmy otwarte umysły i nie dajmy się zniewolić popowi - zagrożenie jest poważne, bo według analizy użytkowników Spotify, po trzydziestym trzecim roku życia przestajemy się muzycznie rozwijać. A prawda jest taka, że większość świadomych słuchaczy, dla których dźwięk jest wartością, skończy na muzyce poważnej przyprawianej od czasu do czasu nerwowymi wybuchami jazzu, uspokojeniem ambientu i plamami eksperymentu. Wszystko to dzięki skomplikowanej strukturze, oryginalności treści, improwizacji i tego tajemniczego pierwiastka - istoty, która pozwala dotrzeć do prawdy i rozbić betonowy mur nudy. Jazzmani już to wiedzą: