Obraz artykułu Deadly Class: Nevermore. Siła braku kompromisu

Deadly Class: Nevermore. Siła braku kompromisu

Artystów można podzielić na trzy kategorie - tych, którzy wytyczają szlaki; tych, którzy nimi podążają oraz na tych, którzy mają pozostałe dwie grupy w głębokim poważaniu i robią swoje. Nie inaczej jest w metalu - za każdym popularnym zespołem stoi szereg mniej lub bardziej udanych naśladowców, rzadko zdarzają się grupy z sukcesem na koncie i bez grona imitatorów za plecami, a jedną z nich jest powoli odchodzący w niepamięć Nevermore, który zawsze robił swoje, niezależnie od trendów i zmian na scenie.

O ile nie potrafię oprzeć się wrażeniu, że obraz grupy z Seattle w świadomości słuchaczy faktycznie zaciera się, o tyle z wielką chęcią po dziś dzień wracam do tego zespołu. Ile razy nie przesłuchałbym takich albumów, jak "Dreaming Neon Black" z 1999 roku czy "This Godless Endeavour" z 2005), nie mogę przestać zadziwiać się tym, co prezentowali sobą Amerykanie.

 

Nie mogę także oprzeć się wrażeniu, że Nevermore był zespołem, który nagranie niesamowitych płyt oraz rozpad w atmosferze wzajemnej wrogości miał od samego początku wpisany w swoje przeznaczenie. Taka zazwyczaj jest cena za obecność dwóch wybitnych muzyków, a jednocześnie dwóch wyjątkowo silnych osobowości w składzie, czyli w tym przypadku Warrela Dane'a (zmarły w 2017 roku wokalista) oraz gitarzysty Jeffa Loomisa. W Nevermore nie dochodziło do wielu zmian w składzie (prawie wszystkie dotyczyły stanowiska drugiego gitarzysty, z którego finalnie i tak zrezygnowano), ale nigdy nie było wątpliwości, że za całokształt odpowiada właśnie ta para.

Skąd więc tytuł tekstu? Otóż mimo dwóch geniuszy w składzie, Amerykanie nie popadli w problem, który zazwyczaj trapił wszelkiej maści supergrupy - próby wyważenia umiejętności i charakterów. Złotym środkiem w podobnych sytuacjach przeważnie okazuje się niemrawa papka z olejem (aż chce się przytoczyć zespół Voodoocult, który miał w składzie prawdopodobnie najlepszych ówcześnie muzyków metalowych, a którego słuchanie było istną katorgą z uwagi na nijakość rezultatu), ale w Nevermore każdy dążył do czegoś całkowicie innego - Loomis od początku próbował tworzyć zimną, odhumanizowaną, techniczną muzykę posiadającą dużo przestrzeni dla gitarowych popisów; a Dane był ogniwem emocjonalnym, traktującym aranżacje wokalne niemal teatralnie, poświęcając perfekcję na rzecz włożenia "duszy" w muzykę (co dawało piorunujący efekt z uwagi na wysoki poziom umiejętności). Zdawało się, że każdy robił swoje, nie zwracając uwagi na drugiego, co stanowiło idealną przeciwwagę - nie było kompromisu kompozycyjnego, w którym jedna ze stron ustępowałaby pola drugiej.

 

Dane wyśpiewywał w teatralny sposób swoje partie, modulując głosem jak szalony, a Loomis przeciskał się z dociążoną gitarą, wprowadzając wszędzie ozdobniki i tworząc dużo miejsca na solówki. Nie było ustępstw, a kluczem do tej formuły okazało się odnalezienie równowagi. Warto jednak zwrócić uwagę na to, że pierwsza płyta, na której dało się usłyszeć jakieś kompromisy (pożegnalna "The Obsidian Conspiracy" z 2010 roku) była jedynym słabszym albumem w dyskografii zespołu, a solowe płyty obu muzyków są po prostu niestrawne (techniczna, nudna i pozbawiona duszy płyta Loomisa oraz miałka i przesadnie emocjonalna płyta Dane'a), co tylko pokazuje, jak bardzo potrzebowali siebie nawzajem jako przeciwwagi.

Mimo wszystko, scena metalowa widziała niewiele grup tak wyjątkowych i wyrazistych jak Nevermore. Nie licząc wspomnianego "The Obsidian Conspiracy", grupa z Seattle nigdy nie zanotowała słabszej płyty, choć jednocześnie nigdy nie była to muzyka w pełni przystępna (zwłaszcza z uwagi na wokal Dane'a - uważam go za największy atut, ale znam dziesiątki osób, dla których emocjonalne zaśpiewy na granicy kontrolowanego fałszu okazały się przeszkodzą nie do przejścia). Do niewielu zespołów tak często i z tak dużym sentymentem wracam i gdzieś tam zawsze kuje, że śmierć Warrela nieodwracalnie przekreśliła szansę na powrót kwartetu. Z drugiej strony, może to lepiej? Może dobrze, że rozdarty pomiędzy dwoma biegunami Nevermore nie spróbuje już nigdy ich ze sobą pogodzić?

Członkowie zespołu "Nevermore" stoją.
Deadly Class to cykl tekstów poświęconych twórcom i twórczyniom, których działalność odcisnęła piętno na współczesnej muzyce, ale oni sami odchodzą w niepamięć, a ich muzyki często nie można znaleźć w serwisach streamingowych. Przypominamy o nich, bo nie byłoby współczesności i nie będzie przyszłości, bez prekursorów sprzed lat.

Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce