Obraz artykułu Z deszczu pod rynnę - czy letnie festiwale mają szanse w walce z pogodą?

Z deszczu pod rynnę - czy letnie festiwale mają szanse w walce z pogodą?

Kwestie związane z klimatem i gwałtownymi zmianami pogodowymi coraz częściej przykuwają uwagę mediów, zdaje się, że ludzie w końcu zaczynają rozumieć ciężar wiszącej nad nami katastrofy. W tej chwili na południu Europy wciąż bite są rekordy wysokości temperatur, wiele miejsca na całym globie walczy z pożarami, a z drugiej strony jest nasze tegoroczne polskie lato - pełne ulew, wichur i burz.

O ile letnie urwanie chmury nie jest problemem, kiedy znajdujemy się w domowym zaciszu, o tyle sytuacja zaczyna się komplikować w przypadku wielkich festiwali muzycznych, które muszą stoczyć nierówną walkę z trudnymi warunkami atmosferycznymi. Ostatnie miesiące dobitnie pokazały, że jest to batalia przegrana już na samym początku.

 

W zeszłym roku cała Polska przeżywała gdyński Open'er Festival, który przerwano z powodu zagrażającej bezpieczeństwu burzy. Samo zjawisko pogodowe szybko zeszło jednak w cień kontrowersji, które wywołało odwołanie koncertu Duy Lipy, czy też kuriozalnie źle przeprowadzona ewakuacja uczestników imprezy. W ostatnich tygodniach najwięcej uwagi przyciągnęła z kolei sytuacja na niemieckim Wacken Open Air, które z powodu intensywnych opadów pierwszego dnia imprezy zmuszone było do podjęcia decyzji o drastycznym zmniejszeniu ilości uczestników festiwalu i odprawieniu z kwitkiem fanów z całego świata. Wielu osobom nie udało się dostać na teren imprezy, a z racji jej gargantuicznych rozmiarów, śmiało można założyć, że do wcześniejszego powrotu do domów zmuszono dziesiątki tysięcy rozczarowanych wielbicieli metalu.

 

Najbardziej dramatyczną walkę z pogodą stoczyła w tym roku mniejsza impreza, organizowany w Słowenii MetalDays. Tam również winny wszystkiemu okazał się deszcz, ale ze względów lokalizacyjnych ulewa bardzo szybko przerodziła się w intensywną powódź, która nie tylko zmusiła organizatorów do przerwania festiwalu, ale także doprowadziła do tego, że miasteczko Velenje zostało odcięte od reszty kraju. Byłem pod wrażeniem sprawności, z jaką przeprowadzono ewakuację i tego, jak szybko zorganizowano schronienie dla uwięzionych osób, a jednocześnie trudno było się nie uśmiechnąć na myśli o ironii losu - kilka dni wcześniej Słoweńcy zaproponowali darmowy wstęp dla kilkuset osób, które odbiły się od bram Wacken.

Przy obecnych, z roku na rok nasilających się zawirowaniach atmosferycznych nasuwa się pytanie, czy gigantyczne festiwale muzyczne mają jeszcze rację bytu? Zarówno z punktu widzenia słuchacza, jak i organizatora coraz trudniej przejść obojętnie obok tego, ile czasu, zaangażowania i pieniędzy można (nomen omen) utopić, kiedy perspektywa uniemożliwiającego realizację koncertu deszczu staje się bardzo realna. Problem może urosnąć do rangi ekstremalnego w przypadku takich imprez jak Pol'and'Rock czy wspomniane Wacken albo Open'er, kiedy cała infrastruktura festiwalowa ogranicza się do ogromnego pola poprzecinanego zewsząd tymczasowymi konstrukcjami ustawionymi na kilka dni zabawy. W przypadku tego typu wydarzeń konfrontacja z żywiołem staje się na dłuższą metę walką z wiatrakami - płaska nawierzchnia jest w stanie przyjąć ograniczoną ilość wody, nijak nie zatrzyma huraganu, a w tego typu sytuacjach nawet najlepsi organizatorzy mogą się dwoić i troić, by finalnie i tak dać za wygraną.

 

Elementem nie bez znaczenia okazuje się podejście organizatorów do komunikacji z publicznością. Trudno uznać, że Alter Art wizerunkowo uratował się próbą zamiecenia pod dywan kilku problematycznych kwestii i przyznaniem niewielkiego rabatu na bilety na kolejną edycję Open'era. Z politowaniem patrzyłem też na reakcję Wacken, które starało się przekuć całą sytuację w żart i dobrą zabawę, wstawiając w mediach społecznościowych zdjęcia zadowolonych ludzi skąpanych w błocie. W zestawieniu z komentarzami rozjuszonych fanów metalu z całego świata, którzy po przyjechaniu do Niemiec zmuszeni byli zawrócić powstał ogromny dysonans. Szczytem żenady okazało się jednak wypuszczenie koszulek z hasłem I wish I was at Wacken 2023, które niby mogłyby stanowić niewielką formę rekompensaty, ale organizatorzy podjęli fatalną decyzję o odpłatności tego merchu... Z twarzą z sytuacji wybrnął z kolei MetalDays - Słoweńcy skupili się na przejrzystej komunikacji dotyczącej ewakuacji i zamknięcia dojazdu do miejscowości, a także na wylewnych (i w pełni zasłużonych) podziękowań dla lokalnych społeczności, które pomogły festiwalowiczom w wyjątkowo trudnej sytuacji.

Na drugim biegunie problemu znajdują się takie festiwale jak czeski Brutal Assault czy trójmiejski Mystic Festival, położone na terenie, który zapewnia dodatkowe schronienia i pozwala na szybką reakcję - Mystic odbywa się na terenie Stoczni Gdańskiej, a impreza sąsiadów z południa w twierdzy pamiętającej czasy napoleońskie. Taki rodzaj zabudowy, którą zaadaptowano na potrzeby wydarzenia muzycznego, często decyduje o bezpieczeństwie w sytuacji ekstremalnej. Sam kilka lat temu przeżyłem ewakuację Brutal Assault - godzina niewygody i przerwany koncert Sacred Reich to niewielka cena za schronienie.

 

Nie samą infrastrukturą festiwal stoi - nawet najlepsze ulokowanie pomiędzy budynkami staje się mieczem obosiecznym, bo wymusza na organizatorach pewne ograniczenia ilościowe i doprowadza do sytuacji, w której impreza nie jest w stanie naturalnie się rozrastać. Z drugiej strony coraz częstsze sytuacje, w których pogoda skutecznie utrudnia realizowanie kolejnych koncertów, zmuszają do postawienia pytania, czy zaczął się już zmierzch ery ogromnych festiwalu na dziesiątki tysięcy ludzi?

 

Kwestią kluczową może się okazać lepsze planowanie, zarówno pod kątem wyboru daty festiwalu, jak i potencjalnego postępowania w obliczu potęgi żywiołu (jako mieszkaniec Gdyni, nie przypominam sobie Open'era bez choćby jednego deszczowego dnia, a jednak wciąż forsowany jest ten sam termin). Nie jest to oczywiście łatwe - daty niektórych rodzimych festiwali już się pokrywają, a w dodatku masowe imprezy muszą brać pod uwagę trasy koncertowe potencjalnych gwiazd. Gdyby burze i deszcze stanowiły jedyny czynnik, przesunięcie terminu pewnie nie stanowiłoby dużego problemu, ale podjęcie takiej decyzji miałoby znacznie dalej idące konsekwencje.

Dla organizatorów nadchodzące lata będą wyzwaniem, dla fanów i fanek - którzy wydają oszczędności na festiwalowy bilet, zakwaterowanie i podróż - niemałą bolączką. Przy każdym wyjeździe trzeba liczyć się z wystąpieniem nieplanowanych utrudnień, ale empatia każe mi patrzeć na sytuację nie przez pryzmat ciekawostki związanej z bytem imprezy, ale jako problemy i rozczarowania takich osób jak ja, które chcą po prostu pojechać gdzieś z dala od codzienności i się pobawić. Co z tego, że uda się uratować festiwal, skoro jego uczestnicy nie będą mogli zobaczyć długo wyczekiwanych koncertów i albo zostają zawróceni do domów, albo uwięzieni w odciętym przez powódź mieście? Najlepszym rozwiązaniem - i jednocześnie najtrudniejszym w realizacji - jest bardziej stanowcza, szerzej zakrojona walka ze zmianami klimatycznymi. Czy organizatorzy wspomnianych wydarzeń, a także wielu innych w całej Europie i na całym globie wyciągną wnioski z tegorocznych przepraw z pogodą? Nie wiem, ale czuję, że nad masowe festiwale mogą powoli nadciągać czarne chmury. 

 

fot. Wacken Open Air


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce