Oboje z branży. Starszy podejmuje temat trochę historyczny, ale nie aż tak zamierzchły jak Bitwa Pod Grunwaldem. W rozmowie nawiązał do zespołu Bielizna. Młodszy zrobił oczy, odpowiadając: "Nie słyszałem". Początkowo nastąpiła irytacja na twarzy starszego, ale szybka analiza obecnej sytuacji z kilkoma jeszcze rozmówcami dała odpowiedź: świat idzie do przodu w bardzo dużym tempie. Ten muzyczny również. Jeszcze zanim powstał klub B90, podczas kolejnej organizowanej imprezy w rozmowie z nie tak już młodym realizatorem dźwięku odwołałem się do twórczości Iggy'ego Popa. Realizator spojrzał na mnie i spytał: "Hu da fak is dis?".
Opowiadałem tę sytuację niemal przez miesiąc wszystkim znajomym z branży, a oni za każdym razem reagowali z irytacją i pogardą dla mojego rozmówcy. Dziś nieco inaczej patrzę na takie sytuacje. Dość prędko zorientowałem się, jak szybko i jak dużo dzieje się obecnie w muzyce. Niektórym, zwłaszcza tym młodym, to tempo nie pozwala zgłębić nawet części historii muzyki. Ktoś kiedyś mi podsunął pomysł, aby na Soundrive Fest zaprosić Echo and the Bunnymen i wtedy każda z tych młodych kapel powinna jej oddać hołd. Takich przypadków jest mnóstwo. The Stranglers z początków działalności, Prefab Sproud, Psychodelic Furs czy XTC to kapele, które najlepsze lata mają już dawno za sobą, a część nie istnieje. Nie zmienia to faktu, że dawno temu grali to, co dziś powoduje zachwyt wśród młodych fanów młodych zespołów. Historia zaczyna nie pierwszy raz zataczać koło. Muzycznie już nawet bez specjalnego powrotu do niej, gdyż cała rzesza młodych fanów nie zastanawia się nawet, co działo się w muzyce trzydzieści, czterdzieści lat temu.
Zatem można zaryzykować stwierdzenie, że będąc muzykiem, można bezkarnie kopiować? Można, a nawet dzieje się to bezwiednie. Zwracam się z pytaniem do muzyków - ilu z was zdarzyło się zagrać riff, który po jakimś czasie zaczął znajomo brzmieć? Gracie go po raz trzydziesty i zaczynacie szukać pamięcią po wykonawcach z przeszłości. Nie daje wam to spokoju i w końcu dostajecie olśnienia, bo to jeden z numerów The Clash. Sprawdzacie to ostatecznie i czar pryska, bo wiedzieliście, że to dobry riff i będzie z tego świetny numer. Ale chwila dumy pozostaje, bo skomponowaliście genialny riff. A ile jest utworów, które jako mniej znane na płytach wielu wykonawców przechodzą bez konfrontacji? Myślę, że tysiące. W muzyce dokonano już chyba wszystkich najistotniejszych odkryć stylistycznych. Rozwój technologii dokonał ostatecznych zmian. I co nam dziś pozostaje? Pozostają nam koncerty. Te stadionowe i w halach owszem, w pewnym sensie są atrakcyjnym show, ale czy jest to w każdym calu show doskonałe? Uważam, że zdecydowanie nie. Koncerty klubowe zawsze miały i mieć będą swój niepowtarzalny klimat. Dlatego tym, co jeszcze jest do odkrycia w potencjale muzyki jest scena. Nie będzie odkryciem, kiedy nieznany zespół w klubie wypełnionym garstką ludzi dokonuje takiego show, że jeszcze przez kilka dni niektórzy osobnicy nie będą mogli się pozbierać i koncert pozostanie w ich pamięci na lata. Element zaskoczenia działa w tym wypadku najlepiej. Nikt przez te kilkadziesiąt minut nawet przez sekundę nie zastanawia się, do kogo porównać brzmienie zespołu. Bo i po co? Po co udowadniać, że to już było. Liczy się szczery przekaz. I dlatego muzyka jest ciekawa i pod tym względem wciąż nieodkryta.
A czy trójmiejska scena muzyczna ma historie, ma styl, ma atmosferę i ma siłę przebicia? Jak w przypadku rozwoju gospodarczego i w tym przemyśle wszystko musi mieć swój czas. Jesteśmy u progu drzwi do świata. Nie mamy kompleksów, zaczynamy ruszać w świat. A to jest jedyny sposób by się rozwijać. Młodzi fani powoli, ale zaczynają odkrywać muzykę sami. Jesteśmy wciąż pionierami. Internet z pewnością nam w tym pomaga, ale wciąż najlepszą rekomendacją jest opinia najlepszego frenda, który właśnie wrócił z odlotowego koncertu nieznanej kapeli z Belgii.
Foto: Max Redfern (The Stranglers)