Od pierwszych dźwięków wszystko wskazuje na to, że mamy do czynienia ze stylistyczną kontynuacją wydanej niemal dekadę temu płyty "Longhena". Brzmienie jest bliźniaczo podobne, można też napotkać na podobne strategie konstruowania utworów, co szczególnie słychać w "Pitch Black Resolve" i "Nickel Grass Mosaic". Wciąż jest to muzyka, która naładowane treścią przebiegi podaje w skrótowej, niezwykle intensywnej formie.
Bogactwo środków wyrazu pozycjonuje Gridlink z dala od prymitywnej i surowej formuły, którą Chang przyjmował na przełomie wieków z Discordance Axis. Ortodoksyjni fani, którzy poszukują najczystszego (najbrudniejszego) wcielenia muzyki gitarowej, mogą już ogłaszać zdradę ideałów. Pierwsza połowa płyty obfituje w kunsztownie skomponowane, melodyjne i pełne ornamentów, ale wciąż wściekłe i szybkie strzały posyłane w stronę słuchacza. Wielość motywów, za którymi nie sposób nadążyć przynosi szczególny rodzaj przyjemności. Efektem jest zadyszka, migrena wywołana ogromną ilością zabiegów podanych na raz.
Kolejne utwory stanowią techniczne eksplozje, pojawia się wrażenie obcowania z rozpędzoną do granic możliwości, przegrzewająca się maszyną. Wyraźny tego przykład stanowi zakończenie tytułowego utworu, gdzie kanciasty motyw gitarowy zapętla się, a perkusja wielokrotnie powtarza głuche uderzenia. Na szczególną uwagę zasługuje też ostatni fragment (mojego ulubionego) utworu - "Ocean Vertigo". Zespół postawił w nim na postawienie kropki w postaci atmosferycznych, eskalujących akordów. Brzmi to jak udane spotkanie Wormrot z Liturgy.
Słuchając "Coronet Juniper", nie można oprzeć się wrażeniu, że Gridlink proponuje granie silnie osadzone w ciele - testujące jego możliwości, eksploatujące zakres jego działania. W wywiadzie dla portalu Metallerium Chang opowiadał o tym, jak gitarzysta i kompozytor Takafumi Matsubara doznał urazu ręki, co było bezpośrednią przyczyną przedłużających się prac nad płytą. Nowy album stanowi więc efekt udanej rekonwalescencji, a kolejne utwory powstawały w czasie powrotu do sprawności. Przypomina to, że mathcore zawdzięcza swój kształt nie tylko skomplikowanym podziałom rytmicznym i złożonej koncepcji. To muzyka bezpośrednio zależna od ciała, należy je widzieć jako aktywnie kreujące kształt artystyczny.
Gridlink wciąż fantazjuje na temat formuły ekstremalnego grania. Melodyjna, techniczna materia bynajmniej nie zachęca do kontemplowania użytych środków. Muzycy stosują tę metodę, aby osiągnąć ekstatyczny szał, zawrót głowy. Szkoda jedynie, że nie udało się osiągnąć takiej różnorodności stylistycznej jak na poprzedzającej płycie, "Longhena" była pod tym względem wyjątkowym doświadczeniem. Na zakończenie albumu dodane są jeszcze wersje instrumentalne podpisane jako "karaoke versions" - gest może wydawać się zabawny, ale Jon Chang wciąż powtarza, że robią tak, bo japońskie zespoły heavy metalowe tak robiły, dla niego to standard. To urokliwe, że pożegnalny album został domknięty takim zabiegiem.
Willowtip Records/2023