Kluczem do sukcesu okazało się wzięcie na warsztat twórczości Petera Steela i spółki, a następnie dołożenie wszelkich starań przez każdy z blisko dwudziestu zespołów do tego, by oddać zarówno własny, surowy, szaleńczy styl, jak i charakter nowojorskiego kwartetu. Dzięki takiemu podejściu wydawnictwo jest znacznie bardziej spójne niż zazwyczaj ma to miejsce w przypadku tribute albumów i już po pierwszym przesłuchaniu pytanie o sens przygotowywania tego typu kompilacji znika, co jest wymowne, jeżeli wziąć pod uwagę absurdalność idei stojącej za "Blast No.1".
Spójność stylistyczna nie oznacza jeszcze, że album jest równy. Z jednej strony pojawiają się kapele, które przekroczyły najśmielsze oczekiwania w swoich aranżach (prym wiodą niemiecki Task Force Beer i rodzima Herida Profunda), z drugiej zdarzają się wykonania, którym daleko do wysoko zawieszonej poprzeczki. Najsłabiej wypada Schismopatic z coverem kultowego "I Don't Wanna Be Me", mieszane uczucia wzbudza też Hellbastard wykonujący "We Hate Everyone" - ta kompozycja chyba najsłabiej oddaje nastrój Type O Negative, z drugiej strony jest jednym z ciekawszych utworów na kompilacji i wypada lepiej niż to, co w ciągu ostatnich lat Brytyjczycy prezentują w autorskich dokonaniach.
Trochę urzeka, a trochę bawi sposób produkcji niektórych utworów. Wyraźnie znaczna część artystów chciała dodatkowo oddać chociażby minimalny element brzmienia Type O Negative, ale w praktyce najczęściej oznacza to wciśnięcie gdzieś kilku dźwięków basu ukręconego w charakterystyczny sposób. Niemniej dwojenie się i trojenie, żeby oddać nastrój utworów przy własnych aranżach pokazuje, jak istotnym elementem twórczości nowojorczyków była właśnie produkcja - niektóre momenty choć odegrane poprawnie, tracą pierwotny wydźwięk przy zmianie brzmienia. To oczywiście częsta przypadłość wielu coverów, ale w przypadku mierzenia się z tak niepowtarzalną ikoną jak Type O Negative rezultat jest jeszcze bardziej znamienny. Nie jest to może wadą całego wydawnictwa, bardziej elementem, który dodatkowo otwiera oczy na wyjątkowość dokonań Petera Steela i towarzyszących mu muzyków.
"Blast No.1" sprawia wrażenie czegoś więcej niż zbieraniny skleconych na szybko coverów - zarówno aranże, jak i fenomenalna szata graficzna przypominają pewnego rodzaju ołtarzyk wystawiony dla Type O Negative. Sięgnięcie po grindcore może zaskakiwać, ale niewątpliwie nadrzędnym celem było oddanie hołdu i to do tego stopnia, że nawet w książeczce wszyscy wykonawcy prezentują fotografie skąpane w charakterystycznej zieleni, a do płyty dołączono zestaw wlepek, który przedstawia okładki albumów Type O Negative z lekkimi zmianami tytułów sugerującymi przemianę na grindcore'ową modłę (na przykład "Grind is Killing Me" czy "Bloody D-beats").
Składankę ewidentnie skierowano do osób zainteresowanych zarówno grindcorem, jak i Type O Negative - te, którym bliskie jest tylko jedno z nich mogą się od "Blast No.1" odbić. Trudno jednak myśleć o tym albumie w kategoriach wydawnictwa o potencjale komercyjnym - to raczej odważna, międzygatunkowa laurka wystawiona kultowemu zespołowi. Tym bardziej warta doceniania, jeżeli weźmie się pod uwagę to, że nieoczywiste tribute albumy często doczekują jedynie wydania cyfrowego, a w tym przypadku można się zaopatrzyć w pieczołowicie przygotowany format fizyczny. Pomysł był abstrakcyjne, ale nie sposób nie docenić stopnia oddania i zaangażowania, które ze wszystkich stron zostało włożone w ten materiał.
783Punx/2023