Nagrobki, czyli kryjący się pod tą nazwą Adam Witkowski i Maciej Salamon, od momentu powstania trzymają się jednego tematu przewodniego - przemijania. Konsekwentność? Jak najbardziej. Nuda? Absolutnie nie. Dosadne, filozoficzne, ale też niepozbawione czarnego humoru teksty mimo nieustannego nawiązywania do śmierci, potrafią nie raz zastanowić, zaskoczyć czy nawet rozśmieszyć. Nagrobki mają na swoim koncie jedną EPkę ("Wersety Pańskie") i dwa pełne albumy studyjne - "Stan Prac oraz "Granit". Ten ostatni krążek w całości zaprezentowali podczas sobotniego występu, choć okrojony skład i surowe brzmienie zostało wzbogacone przez gościnny udział Ola Walickiego na kontrabasie i Tomasza Ziętka na trąbce. Ich wkład oraz przekomarzania się muzyków między utworami nieco ociepliło mroczny i psychodeliczny klimat, choć wykrzyczane teksty i wisielczy humor zdominowały atmosferę występu.
Biorąc pod uwagę liczebność publiki już na pierwszym występie tego wieczoru, można śmiało stwierdzić, że Nagrobki nie są zespołem anonimowym na gdańskiej scenie. Jeśli jednak już ktoś znalazł się na ich koncercie przypadkowo, to na kolejny wybierze się w pełni świadomie i dobrowolnie.
Po półgodzinnej przerwie niewiele pozostało z chłodnej aury, a jej resztki odeszły w niepamięć przy pierwszych dźwiękach wygrywanych przez muzyków Mitch & Mitch. Ta formacja, tak jak w przypadku Nagrobków, zaczęła się od zgranego duetu, choć na przełomie lat przewijało się przez nią więcej artystów. W sobotę na scenie pojawiało się aż do ośmiu muzyków, wliczając w to gościnne i głośno oklaskiwane wystąpienia Tomasza Ziętka na trąbce i jednego z głównych bohaterów koncertu, brazylijskiego muzyka Kassina. Znajomość Kassina z Mitch & Mitch zawiązała się po jednym z koncertów muzyków w Rio de Janeiro i zaowocowała wydaniem płyty "Visitantes Nordestinos". Niezaspokojona chęć muzycznych eksperymentów Mitchów w połączeniu z otwartością Kassina i jego zamiłowaniem do tradycyjnych, południowoamerykańskich rytmów dała zachwycające efekty. Muzycy fantastycznie zespoili się na scenie; a jeśli kiedykolwiek występowały między nimi jakiekolwiek kulturowe czy językowe bariery, to na pewno zatarły się w momencie, w którym panowie razem zaczęli nagrywać, bo muzycznie dopełniają i rozumieją się świetnie. Każdy z artystów miał swoje pięć minut, które czasem przeradzało się w przyjacielską rywalizację na instrumenty pełną teatralnych zagrywek. Energia i brzmienie płynące ze sceny, wystarczyły by diametralnie odmienić klimat pozostały z występu Nagrobków. Chyba nie było osoby, której po koncercie nie chodziłby po głowie bez końca utwór "O Anestesista".
Współpraca Mitch & Mitch z Kassinem wydaje się tak naturalna, jak gdyby muzykom było od zawsze przeznaczone spotkać się i nagrać wspólnie krążek. Mocno zaciskam kciuki, by na tym jednym wydawnictwie się nie skończyło.