Obraz artykułu Akustyczna msza Amenra

Akustyczna msza Amenra

19 lutego B90 na jeden dzień przestało być klubem, przemieniło się w posępną świątynię, gdzie niespełna dwieście osób czciło poruszające, tajemnicze dźwięki odgrywane w bardzo nietypowej formule.

Wielu twierdzi, że czarny pochłania kolory, ale sam nim nie jest, ponieważ nie odbija światła, które trafiałoby do ludzkich oczu. Oznaczałoby to, że wnętrze klubu stało się w minioną niedzielę bezbarwne. Publika ubrana na czarno wtopiła się w czarne leżaki i ciemną salę. Nawet na scenie pojawiło się jedynie punktowe, statyczne oświetlone wycelowane w muzyków, a obficie wyposażony sklepik wyglądał jak stoisko promocyjne zakładu pogrzebowego. Najlepszy przykład to album "Mass IIII", w który przy okazji się zaopatrzyłem - żadnych napisów, żadnych grafik, jedynie czerń i to nie samej okładki, ale także otaczającego ją plastiku. Z jednej strony ta piękna otoczka miała w sobie intrygujący minimalizm i elegancję, z drugiej okazała się niemożliwa do sfotografowania moim średniej klasy sprzętem, więc zamiast zdjęć, tekst uświetniają grafiki doskonale oddające nastrój wydarzenia.

szk. Edyta Krzyżanowska

szk. Edyta Krzyżanowska

Ze trzy lata temu Bruce Dickinson pozwolił sobie na kilka niepochlebnych słów pod adresem punk rocka, wytykając dopisywanie ideologii do braku umiejętności technicznych. Bardzo jestem ciekaw, co miałby do powiedzenia na temat koncertu CHVE, solowego projektu Colina H. Van Eeckhouta - wokalisty Amenra. Kilka obrotów lirą korbową, zapętlenie, kilka uderzeń w bęben i kilka słów - z tych elementów składa się blisko półgodzinny utwór "10910", który w całości wybrzmiał na koncercie. To zdecydowanie jeszcze prostsze podejście niż w przypadku punk rocka, ale wystarczy dopuścić do świadomości myśl, że umiejętność korzystania z instrumentu nie jest jednoznaczna z wykonywaniem jak najtrudniejszych popisów. Przy morderczym treningu niemal każdy prędzej czy później odegra skomplikowane, gitarowe solo, nie da się jednak wytrenować specyficznej wrażliwości popychającej do tworzenia przeszywającej rozpaczą atmosfery. W tym tkwiła siła CHVE, a także występujących później Syndrome i Amenra.

 

Przejście pomiędzy pierwszym a drugim występem było płynne. Mathieu Vandekerckhove (gitarzysta Amenra) po prostu wszedł na scenę, usiadł na stołku obok i zaczął odgrywać "Forever And A Day" (ten set także składał się z jednej, około półgodzinnej kompozycji). Van Eeckhouta po chwili niepostrzeżenie wycofał się, a dzięki temu słuchacze nie zostali wybici z transu, mogli na dłużej zabawić w smutnym i pięknym świecie, który właściwie tak blisko związany jest z Amenra, że można go uznać za jedno i to samo. Jedyna różnica jest być może taka, że zarówno Syndrome, jak i CHVE doskonale sprawdziliby się także w warunkach imprez pokroju Dni Muzyki Nowej, gdzie granie ciszą jest równie ważne, co granie na instrumencie. Momentami ascetyczne preferencje Vandekerckhove'a pozwalały usłyszeć szarpnięcia ze struny nie tylko z głośników, ale nawet wprost spod jego palców. Niestety w konsekwencji wszelkie dźwięki z otoczenia zdawały się jeszcze głośniejsze, a każde otwarcie puszki przez publiczność brzmiało jak eksplozja.

szk. Edyta Krzyżanowska

szk. Edyta Krzyżanowska

Przerwa przed występem Amenra była złem koniecznym, które umilał zapach kadzideł. Cały ten nastrój przypominał bardziej mszę niż koncert i nie może być przypadkiem to, że wszystkie albumy belgijskiej grupy noszą nazwę "Mass", a założony przez nią kolektyw artystów to Church of Ra. Siedem ustawionych w okręgu, zaprojektowanych specjalnie na ten cykl koncertów krzeseł wkrótce zapełniło się skupionymi, oderwanymi od otoczenia muzykami. Przywołanie publiki krążącej między barem a toaletą mogło okazać się trudnym zadaniem, przy tak cichej i łagodnej muzyce, więc kolejność z albumu "Alive" nie została zachowana, a jako pierwsze odegrano "Aorte. Nous Sommes Du Même Sang" - głośniejszy, bardziej agresywny utwór.

 

Pojawiły się "Razoreater", folkowa pieśń Zjefa Vanuytsela "Het Dorp", znakomity cover "Parabol" Tool, a także utwory, których na "Alive" w ogóle nie można usłyszeć, między innymi brutalne "Nowena | 9.10" w bardzo ugrzecznionej wersji. Pomiędzy każdym z nich nieprzerwanie górowała cisza. Nikt nie śmiał zainicjować oklasków, jakby w obawie, że czar pryśnie. Sam zespół również nie wychodził z inicjatywą, nie było ani "jak się bawicie Gdańsk", ani właściwie żadnych innych słów. Punk kulminacyjny to przepiękne "Buiten Datum", w trakcie którego kolejni muzycy powoli opuszczali scenę, aż pozostała na niej jedynie wybrzmiewająca jeszcze przez chwilę gitara. Jeżeli znalazł się w tamtym momencie na sali ktoś, kto nie poczuł ciarek na całym ciele, prawdopodobnie nie była to istota ludzka.

 

Msza Amenra była perfekcyjnie dopracowana i zaplanowana co do najdrobniejszego detalu, a uczestnictwo w niej było niczym namaszczenie przez trudną do opisania energię. Przegapienie tego koncertu można traktować jak poważny życiowy błąd.

szk. Edyta Krzyżanowska

szk. Edyta Krzyżanowska


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce