We wtorek wyprzedał się koncert Riverside, a i w środę mało brakowało, by metalowe szaleństwo osiągnęło sold out. Zresztą, czemu tu się dziwić, kiedy na wspólną trasę wyruszają legendy: Voivod, Napalm Death, Obituary, Carcass i supportujący Herod.
A za czym ta kolejka stoi
Choć drzwi klubu zostały otwarte o 17.30, to jeszcze kilka godzin później kolejka pod klubem nie malała. „Metalowa publiczność zawsze jest wcześniej, więc nie będzie tłoku, jak przyjdziemy później” - pomyślało kilkaset osób.
„Żeby chociaż zdążyć na Napalm Death” - takie głosy dało się słyszeć w kolejce za mną. Ja miałam to szczęście, że zobaczyłam jeszcze końcówkę występu Voivod, ale końcówka to za mało…
Muzyczne ADHD
Jedni nazywają to hardcore punkiem, jeszcze inni odnajdują w tym death metal. Ja to nazywam muzycznym ADHD albo po prostu Napalm Death. Kiedy się na nich patrzy i ich słucha, trudno dać wiarę, że kalendarz nie stoi w miejscu. Wiek im nie przeszkadza, a raczej tylko pomaga. Wokalista Mark „Barney” Greenway to wciąż sceniczne tornado, które pochłania wszystko na swojej drodze. W tym wypadku gdańską publiczność.
Napalm Death promowało kawałki z najnowszego, tegorocznego wydawnictwa „Apex Predator - Easy Meat”. W tej części pojawił się między innymi utwór „How The Years Condemn”. Jednak nie zabrakło i starszego repertuaru. Muzycznie cofnęliśmy się między innymi do albumu z 1997 roku, a także do początku lat 90. i kawałka „Suffer the Children”.
Pobite gary
Choć wydawać by się mogło, że granie po Napalm Death może być trudne, to na pewno nie dla Obituary. W Polsce zespół gościł już kilkukrotnie, ale publika jak zwykle jest nimi nienasycona i nic dziwnego. W końcu to sama przyjemność słuchać tych chtonicznych dźwięków z między innymi „Bloodsoaked”, „Don't Care” czy debiutanckim „Slowly We Rot”. Czy można było wyjść po tym koncercie niezadowolonym? Raczej graniczy to z niemożliwym.
Piekielna dyskografia
Pięć metalowych kapel, w tym cztery legendy. Pot i ścisk nie przeszkadzały. Gdy na scenę wyszli muzycy Carcass, fani dołożyli jeszcze więcej do pieca, a tłok pod barierkami osiągnął apogeum. Całe B90 dało upust energii między innymi podczas „The Sanguine Article”.
Carcass dołożyli wszelkich starań, by ich kolejny koncert w Polsce został zapamiętany. Było profesjonalnie i - jak na metal przystało - głośno. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że jeżeli w piekle słuchają płyt, to wśród tej dyskografii z pewnością znajdują się wszystkie albumy Brytyjczyków.
Trasa Deathcrusher to z pewnością wydarzenie, które powinien zaliczyć każdy fan ciężkiego grania. Wokalista Carcass, Jeffrey Walker na koniec wymierzył do publiczności z gitary jak z broni. I to chyba byłoby najlepszym podsumowaniem wieczoru. Deathcrusher to wymierzona w nas najlepsza (najcięższa?) muzyczna armata.