Obraz artykułu Sautrus na otwarcie WL4

Sautrus na otwarcie WL4

Kiedy Andrzej Stelmasiewicz, prezes fundacji Wspólnota Gdańska w mowie inaugurującej działalność WL4 stwierdził, że nie ma podobnego obiektu na skalę krajową, obudził się we mnie typowy polski malkontent.

Już zdążyłem wypowiedzieć w myślach: „Jak nie ma, skoro jest...”, gdy okazało się, że nie przychodzi mi na myśl żadna nazwa, żadne miasto, żadna inna przestrzeń, w której ponad czterdziestu artystów parających się przeróżnymi dziedzinami mogłoby tworzyć obok siebie. WL4 faktycznie może okazać się przestrzenią wyjątkową.

Nie lękajcie się, Soundrive.pl nie zmieniło profilu i wciąż żyjemy przede wszystkim muzyką, a w przypadku wczorajszej imprezy najważniejszym punktem był dla mnie koncert zespołu Sautrus, o którym w czerwcu napisałem w dziele „Recenzje”, a który tutaj występował również jako gospodarz. Na Pomorzu nigdy nie brakowało miejsc, w których młode i bardziej doświadczone zespoły mogły się wzajemnie inspirować. Sam przez jakiś czas w każdej wolnej chwili zamykałem się w kanciapie na parterze Morskiego Domu Kultury w Nowym Porcie, gdzie koegzystowały przeróżne składy, od Golden Life przez Born in the PRL po Pneumę. Przypadkiem niecodziennym jest natomiast obecność rockowego zespołu w towarzystwie teatralnej trupy czy twórców sztuk wizualnych. W tym momencie o osmozie wpływów nie można jeszcze pisać, ale akurat twórczość Sautrus zdaje się mieć naturalną plastykę, która jest w stanie dużo przyswoić, a także dużo dać od siebie dla interdyscyplinarnego, wspólnego rozwoju.

Koncerty Red Hot Chili Peppers nauczyły mnie, że odpowiedni magik za studyjną konsoletą może drastycznie przebudować brzmienie zespołu, ale na żywo - o ile nie korzysta się z playbacku - prawda zawsze wyjdzie na wierzch. W przypadku Sautrus bardzo byłem ciekaw konfrontacji znakomitego głosu Weno Wintera z albumów z jego scenicznym obliczem. Wydaje się wręcz nieprawdopodobne, że można by je odtworzyć bez technicznego wsparcia i rzeczywiście kilka efektów podrasowało naturalny potencjał, ale kto nigdy nie użył reverbu albo delaya na wokalu, niech pierwszy rzuci kamieniem. Rezultat w dużym stopniu przypomina antyśpiew Ozzy'ego Osbourne'a z lat młodości, a jednocześnie jest jednym z najoryginalniejszych na rodzimym rynku. Jakość brzmienia głosu oraz instrumentów dodatkowo potwierdza klasę zespołu, bo chociaż korzystali z profesjonalnego nagłośnienia, to jednak odrapane ściany pokryte okazjonalnie kafelkami lub pracami pozostałych rezydentów WL4 stwarzają trudną do ujarzmienia akustykę. Zdarzały się sprzężenia, zdarzało się, że sekcja rytmiczna przekrzykiwała gitarę, ale chyba nikt nie mógłby i nawet nie chciałby perfekcyjnego koncertu w tak nietypowych, niemal squatowych warunkach.

Set Sautrus nie mógł być długi ze względu na harmonogram wieczoru (aczkolwiek publiczność bez ogródek zaznaczała, że odczuwa lekki niedosyt), ale nie zabrakło w nim utworów z obydwu wydawnictw kapeli, a także premierowego - „Shotgun”. Rozumiem, dlaczego zagrali w takim miejscu, jak WL4, nie rozumiem natomiast, dlaczego nie grają jeszcze tras europejskich i nie ma ich w składzie przyszłorocznego Roadburn, ale to musi być jedynie kwestia czasu.


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce