Obraz artykułu Rozbrajająco szczery koncert - Daniel Cavanagh w Protokulturze

Rozbrajająco szczery koncert - Daniel Cavanagh w Protokulturze

Środowy wieczór w Trójmieście był znaczącą chwilą dla wszystkich fanów Anathemy.

W Protokulturze w Gdańsku występował Daniel Cavanagh w ramach swojej solowej trasy promującej najnowszą płytę - "Memory and Meaning", gdzie zaprezentował własne interpretacje utworów znanych artystów, jak i solowe wykonanie repertuaru Anathemy.

Wydarzenie otworzył Tranquilizer, trójmiejski zespół pełniący tego wieczoru rolę supportu. Grupę tę miałam przyjemność oglądać zaledwie półtora tygodnia wcześniej, podczas ich koncertu w studiu Radia Gdańsk. Głośne, miarowe wdechy i wydechy otwierające i kończące "Giller" były przełamane mocniejszym głosem Luny Bystrzanowskiej, która po raz kolejny zaprezentowała szeroką gamę swoich umiejętności wokalnych. Mój osobisty faworyt z debiutanckiej płyty Tranquilizer "Take a Pill" - "Behind a Scene" - był na drugiej pozycji w setliście przygotowanej przez zespół na ten wieczór. Choć w wersji studyjnej odśpiewany jest znacznie wyżej, to koncertowe wykonanie urzekło mnie jeszcze bardziej. Niemniej wyraziste były "Sugar Tale part II" czy "Mask Off" - mój kolejny ulubieniec, gdzie instrumenty tworzą atmosferę niepokoju, a głos wokalistki miejscami przechodzi w przeszywający jęk. Na albumie kawałek ten uzupełniony jest dźwiękiem saksofonu, którego zabrakło na koncercie w Protokulturze; niemniej utwór i tak się obronił. Sam występ był znacznie okrojony w porównaniu do koncertu w Radiu Gdańsk, gdzie na scenie wykonawcom towarzyszyło kilku gości; tu z kolei mieliśmy okazję zobaczyć tylko Lunę Bystrzanowską, Konrada Ciesielskiego i Michała Banasika. Ponadto, zrezygnowano z instrumentów wymagających prądu i postawiono na koncert akustyczny - moim zdaniem był to strzał w dziesiątkę. Choć pozbawiony wielu muzycznych ozdobników i dźwięków, jakie mogliśmy usłyszeć w studiu Radia Gdańsk, to występ Tranquilizer w minimalistycznym wydaniu urzekł mnie bardziej. Umiejętności członków zespołu w zupełności wystarczą do stworzenia magicznej atmosfery.

Anathema to zespół, który stosunkowo często koncertuje w naszym kraju, więc możliwości wysłuchania ich na żywo było całkiem sporo. Mimo wszystko, występy zarówno Anathemy, jak i solowe występy Daniela Cavanagh ściągają liczną publiczność. Na koncercie w Protokulturze Daniel radził sobie sam, grając głównie na gitarze, od czasu do czasu racząc publikę grą na klawiszach. Dla wykreowania zamierzonych efektów niezbędne było korzystanie z looperów, co czasem zdawało się być dla samego muzyka dość męczące, jednak swoim zachowaniem potrafił świetnie ograć wszelkie niedociągnięcia i pomyłki. Występ zaczął się od coveru kawałka Pink Floyd "Wish You Were Here" - wcześniej jeden z przybyłych fanów wyraził obawy co do setlisty składającej się głównie z przerobionych utworów. Jak miało się okazać, covery były zdecydowaną mniejszością - choć utwory, które grał Danny zazwyczaj w oryginale wykonywane były przez kogoś innego, to Cavanagh był ich głównym (a często jedynym) autorem. I to chyba właśnie po utworach Anathemy ze strony publiczności dało się słyszeć największy aplauz.

Między kolejnymi utworami Daniel Cavanagh już z wyprzedzeniem tłumaczył się ze sposobu ich wykonania i zapowiadał to, czego możemy, jako słuchacze, się spodziewać - błędy, niedociągnięcia, wokalne pomyłki. Zapewniał, że ma trudności z odśpiewaniem konkretnych utworów, ale jednocześnie upierał się, by i tak dany kawałek wykonać, co zwykle kwitował słowami: "To moja piosenka i zrobię z nią co chcę". I choć zdarzało się, że przewidziane błędy faktycznie miały miejsce, to trudno było dłużej na tym się skupiać i zawracać tym sobie głowę - wykonanie, choć nie perfekcyjnie wokalnie, i tak potrafiło poruszyć. Jednym z takich momentów było "One Last Goodbye"; w zapowiedzi Daniel przyznał, że ten utwór jest dla niego zbyt trudny, dlatego oddał go do wykonania bratu. W wykonanie tego kawałka na koncercie, na prośbę muzyka, włączyła się również publiczność. Sam artysta tłumaczył, że solowe koncerty są dla niego bardzo stresujące - nie jest tak pewny siebie, nie jest przekonany co do swoich możliwości i potrzebuje otuchy oraz zachęt ze strony publiczności. Dyrygował, kiedy publiczność ma śpiewać, kiedy przestać klaskać, a kiedy klaskać głośniej. Czasami Cavanagh wręcz dopraszał się jeszcze gorętszych reakcji ze strony publiki - choć niektórym mogłoby to się wydać raczej aroganckie i pewne siebie, mnie osobiście takie zachowanie ujęło; nieczęsto artysta jest tak otwarty i skłonny przyznać się do swoich słabości, zwłaszcza, gdy fani oczekują perfekcyjnego występu. Wszystkie wyznania były utrzymany w humorystycznym tonie, co znacznie rozluźniało atmosferę i sprawiało, że nie było to żałosne użalanie się muzyka nad sobą, a jedynie szczerość i szacunek wobec tych, którzy przyszli na koncert.

Był nawet moment, kiedy Daniel w trakcie wykonywania utworu poddał się, przeprosił i zniknął ze sceny. Publika zamarła - wydawało się, że muzyk już nie wróci i zapętlony fragment utworu, który jeszcze wybrzmiewał, to ostatnie, co usłyszą na koncercie. Niemniej po chwili Cavanagh wyszedł ponownie na scenę i wytłumaczył powód swojego zniknięcia - złe samopoczucie i przeziębienie. Mimo niezbyt dobrej kondycji zdrowotnej, zdecydował się dokończyć występ według wcześniejszych ustaleń - czym po raz kolejny zaplusował u publiczności.

Choć niedociągnięcia wokalne się zdarzały, to w gitarowych pokazach Daniela trudno się doszukać czegokolwiek drażniącego. Nawet przy użyciu loopera, czasami odwracającego uwagę i sprawiającego, że trochę się gubiłam, Cavanagh porywał gitarowymi wstawkami i solówkami. W grę na instrumencie wkładał tony emocji - potrafił wzruszyć, zachwycić, wzbudzić entuzjazm i wywołać poruszenie. Z klawiszy korzystał zdecydowanie rzadziej - wrócił do nich tylko w dwóch czy trzech utworach, między innymi w coverze "Enjoy the Silence" Depeche Mode. Mnie najbardziej podobały się te prostsze, nieprzekombinowane utwory. Wydawało mi się, że właśnie w nich Daniel czuł się najpewniej - zdarzało mu się wówczas schodzić ze sceny w kierunku publiczności i zmniejszać dystans między nim a zebranymi na koncercie ludźmi.

Chociaż najnowszy album Daniela Cavanagh w coverami jest przyjemnym do posłuchania, zgrabnie złożonym krążkiem, to chyba właśnie utwory Anathemy w jego wykonaniu bardziej przemawiały do fanów. Trudno zarzucić cokolwiek jego interpretacjom: zarówno "Wish You Were Here", "Enjoy The Silence" jak i "Another Brick in the Wall" wypadły przyzwoicie, ale nie wzbudzały takich zachwytów, jak właśnie "One Last Goodbye","Ariel", "Fragile Dreams" czy "Temporary Peace".

Występ nie został przerwany nawet ze względu na nie najlepszą zdrowotną kondycję muzyka, a mimo braku przekonania co do swoich możliwości wokalnych (choć i tu nie można mu wiele zarzucić), Daniel Cavanagh do końca koncertu pozostawał w skłonnym do żartów humorze. Wyraził także swoją wdzięczność dla fanów i tego, jak go przyjęli - przyznał, że przyzwyczajony do większych koncertów myślał, że już zawsze tak pozostanie, a tymczasem nie można niczego uznać za stałą niezmienną. Występ solowy muzyka raczej nie ściąga takich tłumów jak te całego zespołu Anathema; i choć duma Danny'ego mogła zostać urażona takimi doświadczeniami, to wciąż na pochwałę zasługuje fakt, że Cavanagh potrafi być szczery w tej kwestii. Jego wyznania można uznać miejscami za pewne siebie (jak te, gdzie podkreślał, że Anathema to właściwie jego zespół i zachowuje wszelkie prawo do dowolnej aranżacji swoich utworów) lub aroganckie; dla mnie natomiast były przejawem ogromnej otwartości. Cavanagh śmiało przyznawał się do swoich lęków i problemów z wykonaniem poszczególnych kawałków, nie podkolorowywał życia muzyka, mówił bez ogródek o presji i stresie jakie odczuwa. Właśnie przez to występ był jeszcze pełniejszy i prawdziwszy: zero udawania i sto procent szczerości, na którą stać niewielu muzyków.

foto: Piotr Bardo


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce