Mess Age obchodziło dwudziestolecie jak przystało na metalową kapelę – hucznie i z rozmachem.
Gdańska scena metalowa nigdy nie miała powodów do wstydu. W klubie Metro mogliśmy się przekonać, że metalowe granie wciąż jest na dobrym poziomie w Trójmieście. Potwierdziła to młoda kapela The Artificer i trzech weteranów: Medebor, Grin oraz gwiazd wieczoru – Mess Age.
The Artificer
Młodzi i niepozorni. Daniel Scheffler na wokalu, Dawid Koscielniak na basie, Mikołaj Zbrzeźniak na gitarze i Emil Olszewski na perkusji. Zespół The Artificer otworzył urodzinowy koncert w Metrze. Po pierwszych dźwiękach instrumentów usłyszeliśmy głęboki growl, w ogóle nie przystający do prawdziwego głosu młodego wokalisty. Lubię takie wokalne niespodzianki, gdzie słyszysz najpierw niepozorny głos, a potem przeistacza się on w głęboką barwę.
The Artificer zaprezentował swój repertuar w trakcie czterdziestominutowego występu. Kapela z czasem gromadziła coraz to więcej ludzi pod sceną. Innymi słowy – młodzi dali radę.
Medebor
Nie grali wspólnie od półtora roku, jak przyznał wokalista, ale zregenerowali swoje siły na urodziny Mess Age. W piątek usłyszałam Medebor po raz pierwszy, co bardzo mnie ucieszyło. Bo taka półtoraroczna koncertowa rozłąka z zespołem wywołała by u mnie niedosyt i smutek.
Gdańskiej kapeli towarzyszył nowy perkusista Tadeusz Dobrzyński . Pomimo tylko sześciu wspólnych prób zespół zgrał się i wprowadził publiczność w metalowy trans. Nic dziwnego, że gdy muzycy kończyli występ publiczność domagała się bisu. Kawał porządnego głosu wokalisty i ciężkie granie zespołu zrobiły swoje. Tłumnie zebrana publika dostała to czego chciała – kawał dobrego grania.
Grin
Sopocką scenę metalową reprezentowała podczas tego wieczoru kapela Grin. Niestety podczas tego występu dało się odczuć kilka problemów technicznych, ale to nie przeszkodziło w dobrej zabawie. Naprawdę ciekawie i miło się słuchało tego zespołu (czy przy metalowym graniu wypada użyć słowa miło?). Jako fotograf muszę przyznać, że także bardzo dobrze robiło się zdjęcia zespołowi. Ekspresyjni, kontaktowi i nie bojący się lufy aparatu, czyli czego fotograf może chcieć więcej?
Mess Age
Ale to wszystko było dopiero rozgrzewką. Prawdziwej rewolucji dokonali solenizanci. Od pierwszych dźwięków porwali publiczność i nie dali jej spocząć, aż do ostatnich dźwięków.
Najbardziej ekspresyjni i melodyczni artyści z puli, która zaprezentowała się podczas piątkowego wieczoru w Metrze. Dwadzieścia lat na scenie to nie mało, ale czy z drugiej strony to dużo? Muzycy z pewnością staro się nie czują, bo jak można mieć takie poczucie z taką energią w sobie? Jeszcze dużo przed nimi. Będą mieli dla kogo grać przez długi czas. Potwierdził to tłum fanów, który nie chciał wypuścić Mess Age ze sceny. Chciałoby się dłuższego grania, ale solenizantom też należał się odpoczynek po udanym koncercie.