Obraz artykułu Jerusalem in My Heart

Jerusalem in My Heart

Moda na awangardę. „Hipsterzy” poszukują coraz to dziwniejszych, coraz to bardziej awangardowych projektów.

Nie ma w tym nic złego, ale dreszcz niepokoju pojawia się wraz z pytaniem, czy awangarda nie posuwa się za daleko i czy zamiast być bliżej sztuki nie oddalamy się od niej zbytnio w stronę kiczu i chęci performance’u, a nie faktycznego stanu przeżycia estetycznego.

Warto czy nie warto?

Obawy nie opuściły mnie, gdy wybierałam się na koncert Jerusalem in My Heart. Bo choć słyszałam pozytywne opinie o projekcie, to jeszcze przecież nie znaczy, że mnie się to spodoba. Nigdy nie wiadomo, czy twój znajomy nie chwali czegoś, co niewarte jest uwagi. Okazało się jednak, że Jerusalem in My Heart uwagi jak najbardziej jest warte. Ale od początku…

Czy to już?

Wchodząc do małej sali Instytutu Kultury Miejskiej, miałam pewne obawy. Cichy podkład muzyczny w tle, ciemność, ludzie skupieni i stojący w milczeniu i... nic. Czy performance się zaczął? Czy czegoś nie rozumiem? Czy ludzie w ciszy oczekują na koncert? Czy tak to miało wyglądać? I kiedy poczułam się w tej ciszy zbyt awangardowo nagle zaczął się koncert.

Egzotyczny projekt

Na ścianie wizuale, w głośnikach brzmienie przenoszące do krajów arabskich, a to wszystko okraszone współczesnymi trendami muzycznymi, czyli melizmaty, dźwięk buzuki i nowoczesny bit. Brzmienie Jerusalem in My Heart wprowadziło w trans. No może nie wszystkich, gdyż kilka osób opuściło salę jeszcze przed końcem koncertu. Jednak większość została oczarowana, a co najmniej zaciekawiona tym bądź co bądź egzotycznym projektem.

Muzyka arabska kojarząca się z hasłem tradycja i awangarda elektroniczna, czyli nowoczesność. Połączenie o tyle ciekawe, co i niespotykane. A przynajmniej nie na scenie trójmiejskiej.

Zespół na koncertach wypróbował wiele rozwiązań - od jednoosobowych występów Moumneha, po audiowizualne rytuały, w których udział brało nawet trzydziestu pięciu muzyków. W Gdańsku muzycy zdecydowali się na audiowizualne przedsięwzięcie. Za wizualizacje odpowiedzialny był Charles-André Coderre, a za muzykę Moumneh. Choć te rolę się przeplatały, w końcu ekspresyjne sceniczne poruszanie się wokalisty też możemy zaliczyć do wizualnego przekazu, a i dźwięk taśmy 16mm, to część składowa muzycznego pejzażu Jerusalem in My Heart.

Na żywo lepiej

Ci poszukujący nowych i interesujących brzmień natknęli się na Jerusalem in My Heart już z trzy lata temu, kiedy to projekt koncertował w Europie i Kanadzie. Osobiście z ich muzyką spotkałam się kilka miesięcy temu. Jednak album nie daje tyle radości i tak intensywnego przeżycia jak koncert na żywo. Wizualizacje i cała otoczka tego przedsięwzięcia to coś dla czego po prostu warto wybrać się na koncert duetu.

Jeżeli nie spodoba się wam taka awangarda zawsze możecie wyjść, istnieje jednak duże prawdopodobieństwo, że zostaniecie wciągnięci w trans tej ciekawej, kulturowo odmiennej i przez to fascynującej muzyki.


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce