Dawno temu, przy okazji koncertu włoskiej kapeli Dorothi Vulgar Questions (nie przejmujcie się, że nie znacie - nikt ich nie zna), rozmawiałem ze zmarnowanym promotorem. Kto by pomyślał, że w Polsce będzie tak ciężko robić alternatywę - żalił się. Jest ciężko, czymkolwiek owa "alternatywa" jest, ale na szczęście wciąż są ludzie, którym się chce i tak oto doszło do wzmożenia aktywności na małej scenie klubu B90, znanej także jako Soundrive Stage.
Scena Soundrive działała dotąd niemal wyłącznie podczas festiwalu Soundrive, gdzie Jaakko Eino Kalevi wystąpił w 2014 roku, a w dodatku niniejszy tekst czytacie na portalu również nazwanym Soundrive i pewnie już niektórzy z was wysnuli podejrzenia, że istnieje tu podobna zależność, jak w wypadku partii rządzącej oraz telewizji publicznej. Jak się jednak zaraz okaże, nie przeczytacie tutaj laudacji na prawie pięć tysięcy znaków.
William Malcolm stanął przed trudnym zadaniem. Jego Nightrun87 miało rozgrzać publiczność, lecz ta zaczęła się gromadzić dopiero mniej więcej w połowie koncertu. Punktualni nie musieli się jednak obawiać potraktowania ich jak gości w sali prób. Malcolm ma wystarczające doświadczenie (więcej o Nightrun87 przeczytacie w dziale Soundrive Stage TUTAJ), aby dawać z siebie wszystko niezależnie od warunków. Rozpoczął od instrumentalnego fragmentu, który wprowadził słuchaczy w stan lat 80. Tak, w stan, bo to nie tylko przestrzeń czasowa oraz charakterystyczna dla niej kultura, ale także stan umysłu. Jedynym miejscem, gdzie te dźwięki mogłyby zabrzmieć lepiej niż w B90 byłaby lokalna wypożyczalnia kaset wideo. Oczywiście akustyka okazałaby się koszmarem melomanów, za to atmosfera umożliwiłaby cofnięcie się w czasie.
Częste powtórzenia to znak rozpoznawczy podkładów Nightrun87 (i w ogóle podkładów z lat 80.). Na początku (w nieco przydługim "Skybolt" czy następującym po nim "The Workout" z nieustannie powtarzanymi słowami "I've got a feeling") zdarzały się momenty znużenia, ale z każdą kolejną minutą magia ścieżek dźwiękowych z gier na Pegasusa (zwłaszcza w „Arcade Warrior”, jak sama nazwa wskazuje) stawała się coraz potężniejsza. Zdecydowanie najlepiej wypadły instrumentale nawiązujące do twórczości Johna Carpentera. "It's Not My Party" było jednym z najbardziej wciągających momentów tego wieczoru, a połączenie archaicznych syntezatorów z mocnym, bardzo współczesnym bitem i świetną oprawą wizualną (tu zasługa zarówno Nightrun87, jak i klubowego oświetlenia) przymuszało zmysły do całkowitego skupienia na scenie. William Malcolm znany jest jednak przede wszystkim jako wokalista, który bez trudu odnajduje się zarówno w repertuarze Ramones, jak i Queen. Tutaj pokazał jeszcze inne, moim zdaniem najciekawsze, oblicze. W "I Like You" (duecie z samplowanym głosem Hanny Woźniak) wspiął się na absolutne wyżyny obranej stylistyki i gdyby zadebiutował z tym kawałkiem trzydzieści lat temu, to każda nastolatka miałaby nad łóżkiem plakat z Bravo z jego podobizną.
Jaakko Eino Kalevi może sprawiać wrażenie twórcy kompletnie różnego od swoje poprzednika, ale gdyby odebrać Nightrun87 nieco basowego ciężaru, spowolnić i wyposażyć w żywą perkusję, to łatwo dałoby się zauważyć wspólną słabość do synth-popowego, świadomego kiczu. Podczas gdy Malcolm celuje jednak w specyficzną niszę, którą w Polsce najczęściej można spotkać na seansach VHS Hell, Kalevi w rękach odpowiedniego (czy może raczej nieodpowiedniego) managera mógłby bez trudu zaistnieć w dzisiejszym radiu. Towarzystwo "produktów" nagrywanych z tak dużą kompresją dynamiki, że zapis fal dźwiękowych przypomina niemal jednolitą linię, nie jest jednak dużą nobilitacją. Wokalista z Finlandii nic sobie więc nie robi z własnego komercyjnego potencjału i najwyraźniej satysfakcjonuje go (trudno jednoznacznie stwierdzić, patrząc na człowieka, którego mimika jest poniżej poziomu Terminatora) węższe grono bardziej świadomych odbiorców. Reakcje na "Deeper Shadows" nie pozostawiają wątpliwości, że na sali znajdowały się osoby, dla których jest to pewnego rodzaju "przebój".
Przed koncertem Jaakko obiecywał niespodziankę, którą bez namysłu wziąłem za obecność nowych utworów w repertuarze. Okazało się jednak, że niespodzianka była znacznie większa - przez kilka utworów na scenie występował tercet z gościnnym udziałem trójmiejskiego saksofonisty, Michała Ciesielskiego (współpracującego z między innymi Quantum Trio czy Tymon & the Transistors). Dobór instrumentu nie był przypadkiem. Jaakko także grywa na saksie, ale - jak przyznał w wywiadzie dla Soundrive.pl - powinien temu poświęcić więcej czasu. Ciesielski pojawił się w samą porę. Set powoli stawał się monotonny i coraz trudniej było poświęcić mu sto procent uwagi, ale nowe źródło dźwięków zatrzymało słuchaczy przed ewentualną ucieczką w kierunku baru. Przy tak odmienionym brzmieniu kolejne utwory nabierały bardziej tanecznego charakteru, aczkolwiek pojawił się także wyjątek bliski smooth jazzowemu zawodzeniu w stylu Kenny'ego G.
Pierwsza odsłona Soundrive Stage pokazuje, że "w Polsce ciężko robić alternatywę", ale jest grono zapaleńców, którzy zamiast koncertu brata byłego technicznego perkusisty Stinga lub kogoś o równie odległym, lecz podkreślanym w co drugim zdaniu informacji prasowej, związku z mainstreamową gwiazdą, wolą odkrywać nowe muzyczne rewiry. Kolejne spotkanie 9 maja, tym razem w towarzystwie Rolo Tomassi oraz George Dorn Screams.