Obraz artykułu Mjut

Mjut

Mjut, czyli jak to się stało, że nie są jeszcze gwiazdami radia?

Czterech chłopaków z Działdowa i mała Plama na gdańskiej Zaspie. Innymi słowy Mjut i moje pierwsze spotkanie z tym zespołem na żywo. Grupa nie należy do moich ulubionych kapel, wiem jednak, że nie boją się melodyczności i mają przeboje, które po prostu wpadają w ucho.

Walka o fanów na dzisiejszym rynku muzycznym, to niełatwy kawałek chleba. Kapel jest co nie miara, a publika nie należy do mało wybrednych. To już było, to za słabe, bo zbyt radiowe. Dogodzić wszystkim trudno. Ale czy aby na pewno?

Zagrali dla każdego

Do Plamy zeszli się zarówno fani twórczości Mjut, jak i "świeżaki", czyli między innymi ja. Ciekawostką była rozpiętość wieku publiczności - od młodych, kilkuletnich fanów, po osoby dorosłe. Bawili się wszyscy, a zaciekawić wszystkich swoim repertuarem, to trudna sztuka. Zaciekawić i roztańczyć. Przesadziłabym mówiąc, że cały klub skakał z radości w amoku tańca. Jednak tańce były, bo trudno chociaż nie potupać nóżką, jeżeli ktoś gra tak, jak Mjut. Może i zespół nie odkrył Ameryki swoimi kompozycjami, ale melodyczności po prostu nie da im się odmówić. W pewnym momencie pomyślałam - oni są stworzeni do radia. Melodyjność - jest, tekst wpadający w ucho - jest, energia - jest. Czasami tej energii było nawet za dużo, szczególnie, gdy statyw mikrofon spadł na pierwszy rząd dzieciaków. Ale spokojnie, krwawych scen nie było.

No i zagrali...

Zagrali przebojowo, choć nie zabrakło momentów bardziej spokojnych. W repertuarze muzyków z Działdowa znalazły się utwory traktujące o współczesnej miłości - "17GB", "Białe łóżko" czy ułożone z prostych akordów "Tyle, ile chcę". Dzięki tej prostocie, utwory pozostają w pamięci jeszcze na długo po koncercie. Mimo że muzycy na scenie są od niemal dziesięciu lat i grają - wydawałoby się - mainstreamowe przeboje, które powinny przemówić do większości z nas, to zespół jeszcze nie podbił list przebojów.

Jednym z ciekawszych punktów koncertu był moment, w którym Mjut zagrał nam swoją wersję przeboju Johna Lennona - "Imagine". Trudno coverować legendarnych artystów i kultowe utwory. Mjut jednak podjął wyzwanie i podołał zadaniu. "Imagine" nie zostało nazbyt "przekombinowane", a zyskało nowy kształt w stylu Mjut.

Muzycy pożegnali się "przemową" wokalisty Patryka Kienasta: "Dzięki za obecność. W piątkowy wieczór jest tyle rzeczy do obejrzenia w telewizji, a wy jednak tu przyszliście". Jak to na każdym koncercie, spotkanie nie obeszło się także bez bisów.

Warto pójść i wyrobić sobie zdanie

Teraz, kiedy myślę Mjut, widzę przed sobą roztańczonych chłopaków, a w głowie roi mi się muzyczne pomieszanie Kumka Olik, Myslovitz i Wilków. Mimo że słuchając Mjut, ma się wrażenie, że to wszystko już kiedyś było, to warto pójść na koncert, trochę potańczyć i wyrobić sobie o chłopakach własne zdanie. Patrząc na muzyków, ma się wrażenie, że to, co robią sprawia im ogromną frajdę i chyba to jest kolejnym magnesem, który zaprasza do tego, by ich posłuchać.


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce