Obraz artykułu Death Hawks, Tranquilizer, Lonker See

Death Hawks, Tranquilizer, Lonker See

Do końca roku zostało jeszcze sporo czasu, ale już z pełnym przekonaniem mogę stwierdzić, że koncert fińskiego Death Hawks oraz naszych rodzimych Tranquilizer i Lonker See to jedno z najlepszych muzycznych wydarzeń A.D. 2016.

Do końca roku zostało jeszcze sporo czasu, ale już z pełnym przekonaniem mogę stwierdzić, że koncert fińskiego Death Hawks oraz naszych rodzimych Tranquilizer i Lonker See to jedno z najlepszych muzycznych wydarzeń A.D. 2016.

Imprezę rozpoczęła grupa Lonker See, której trzon stanowią Bartosz "Boro" Borowski na gitarze i Joanna Kucharska na basie; poza tym na scenie pojawili się również Michał Gos (perkusja) oraz Tomek Gadecki (saksofon). Zaczęło się spokojnie, od kilku miarowych dźwięków wydobywanych przez muzyków, ale zaledwie po chwili na pierwszy plan wysunął się saksofon i napędził całą atmosferę. Początek nadał koncertowi nieco jazzowego charakteru, muzycy nie planowali jednak do niczego przyzwyczajać słuchaczy; chwilę później ster przejęły perkusja oraz gitara prowadząca i poprowadziły całość w ostrzejszym, rockowym kierunku. Takie przejścia i zmiany od muzycznego chaosu do względnie uporządkowanych muzycznych fragmentów to schemat, w jakim potoczyła się reszta koncertu. Choć samo słowo "schemat" jest dosyć ograniczające w stosunku do tego, co zaprezentowało Lonker See. Gdyby nie poszczególne, bardziej rytmiczne części, można by dojść do wniosku, że mamy przed sobą muzyków, którzy rozumieją się bez słów; którzy bez poprzedzających występ prób po prostu wychodzą na scenę i grają intuicyjnie, potrafiąc świetnie się do siebie nastroić. Choć całość w zamyśle jest raczej instrumentalna, to krótki fragment odśpiewany przez Joannę był ciekawym akcentem po raz kolejny pokazującym, że Lonker See nie waha się eksperymentować i rozwijać w różnych kierunkach. Samo zakończenie występu to energiczna gitarowa szarpanina - której brzmienie stawało się coraz wyższe - i dopełniające ją pozostałe instrumenty. Po kilku minutach narastającego napięcia, wszystko zaczęło się wyciszać, zmierzać w bardziej ambientowym kierunku. Półgodzinny koncert Lonker See był rewelacyjnym preludium do tego, co miało się wydarzyć później.

Zdjęcie z koncertu w B90. Death Hawks, Tranquilizer, Lonker See. Lonker See na scenie.

Koncert drugiej grupy - Tranquilizer - był dla mnie gwarancją wielu wrażeń. Ten prężnie rozwijający się zespół z Trójmiasta potrafi przekonać do siebie chyba każdego, kto trafi na ich występ. Sama miałam przyjemność w przeciągu ostatniego pół roku oglądać ich dwukrotnie i za każdym razem byłam zachwycona, a zachwyca właściwie każdy element w ich twórczości - od świetnie poprowadzonej gitary (Michał Banasik), poprzez rewelacyjną grę na perkusji (Konrad Ciesielski to również muzyk zespołu Blindead, którego chyba nikomu nie trzeba przedstawiać) po niesamowity, wywołujący ciary na plecach głos Luny Bystrzanowskiej. To do tej pory oficjalny skład zespołu Tranquilizer, choć na scenie wokalistka zapowiedziała drobne zmiany. Wygląda na to, że William Malcolm będzie pojawiał się w utworach Tranquilizer jeszcze częściej. Przy słuchaniu duetu Malcolma i Luny można odpłynąć - ich głosy świetnie się zgrywają, co potwierdziło koncertowe wykonanie choćby takich utworów jak "0" i "1", choć sama wokalistka jest na tyle charyzmatyczną wykonawczynią, że radzi sobie na scenie równie oszałamiająco także w pojedynkę. Mój niezmienny faworyt to "Behind The Scene", od którego przechodzą dreszcze zachwytu. Kiedy przychodzi do opisu muzyki, którą gra Tranquilizer, pojawia się problem - bo jak to zakwalifikować, kiedy ich twórczość wychodzi poza wszelkie ramy i ograniczenia, jakie narzucają sprecyzowane definicje gatunków muzycznych? Łatki typu psychopop, trip-hop, psychedelic czy alternative po prostu nie wystarczają - trzeba ich posłuchać i to najlepiej na żywo. Choć ich album jest solidnie dopieszczony, to na koncercie wszystko nabiera jeszcze większej mocy. Wprowadzający atmosferę niepokoju "Mask Off" czy przepięknie rozwijające się części utworu "Sugar Tale" to jedne z najmocniejszych punktów środowego koncertu. Ponadto mieliśmy okazję usłyszeć między innymi takie utwory, jak "Grass & Flowers" czy "Hello". Za każdym razem, gdy miałam okazję być na występie Tranquilizer, grali inaczej; tym razem, podczas koncertu w Uchu, był to ich najbardziej energiczny i żywiołowy koncert, jaki dane mi było obejrzeć.

Zdjęcie z koncertu w B90. Death Hawks, Tranquilizer, Lonker See. Death Hawks na scenie.

Publika nie kryła zadowolenia z zespołów otwierających koncert. Tu i ówdzie dało się wychwycić wyrazy pozytywnego zaskoczenia i zachwytu Lonker See oraz Tranquilizer. Nie dało się jednak ukryć, że to właśnie Death Hawks był najbardziej wyczekiwaną kapelą tego wieczoru. Jeszcze przed ich wyjściem na scenę zrobiło się o wiele tłoczniej niż na poprzednich występach. Później atmosfera dodatkowo zgęstniała, a publiczność w ogromnym napięciu oczekiwała na pierwsze dźwięki. I tyle wystarczyło, żeby wszyscy tłoczący pod sceną wpadli w totalne szaleństwo i koncertowy trans. To, co panowie pokazali na scenie trudno porównać do któregokolwiek działającego dziś zespołu; z powodzenie mogliby występować kilka dekad wcześniej na największych rockowych festiwalach i idealnie wpasowaliby się w tamtą stylistykę, choć poza rewelacyjnym graniem rodem z lat 60. i 70., słychać również trochę elektronicznych eksperymentów. Całość jest mocno osadzona we wczesnych inspiracjach z drugiej połowy poprzedniego wieku. Zaraz dostanie mi się po łbie od ortodoksyjnych fanów za porównywanie Death Hawks do takich legend jak The Doors czy Jefferson Airplane, jednak inspiracje tymi zespołami są wyraźnie słyszalne w twórczości fińskiej grupy - gitarowe riffy, fantastyczna perkusja czy rewelacyjne, uzupełniające całość klawisze. Nie chodzi nawet o samą muzykę, która po prostu wciąga i nie pozwala stać w miejscu, zmusza do skakania, tańczenia i dosłownie przenosi nas w erę świetności psychodelicznego rocka. To również cały klimat, który dopełnia ich występ - ubiór (wystarczy popatrzeć na zdjęcia, by stwierdzić, że członkowie Death Hawks wyglądają, jakby urwali się z innej epoki) czy zachowanie na scenie. W przypadku wokalisty Teemu Markkula trudno uniknąć kolejnego porównania do kultowych kapel, jego sceniczne zachowanie przypominało morrisonowskiego szamana.

Zdjęcie z koncertu w B90. Death Hawks, Lonker See. Tranquilizer na scenie.

Przy tych wszystkich ewidentnych inspiracjach nie było nawet krzty tego, co uznalibyśmy za pójście na łatwiznę, korzystanie z nostalgii, jaką darzymy tamte czasy i powielanie utartych schematów. To nie była próba naśladowania największych muzyków w historii - ci panowie po prostu urodzili się (na szczęście dla nas) o kilka dekad za późno. To wszystko siedzi gdzieś w nich i znajduje ujście w muzyce. Trudno wyróżnić spokojniejsze momenty w koncercie Death Hawks; nawet przy wolniejszych utworach trudno było się opanować i nie rzucić w wir muzycznego szaleństwa. Swoistym punktem kulminacyjnym całego występu, kiedy całe napięcie sięgnęło zenitu, było "Black Acid". Początek utworu z wyraźnie słyszalnymi inspiracjami muzyką rdzennej ludności afrykańskiej i indiańskiej, wprowadzający w trans rytm, okrzyki i skowyty wokalisty, przewijający się w tle saksofon, w połączeniu z wizualizacjami przedstawiającymi dzikie plemiona był momentem, w którym nikt nie był w stanie oprzeć się magii roztaczanej przez zespół. To był moment totalnego upojenia tym, co słyszeliśmy i widzieliśmy. Nie wierzę, że tego wieczoru mógł znaleźć się ktokolwiek odporny na muzykę Death Hawks.

Nie będzie na wyrost stwierdzenie, że wszyscy obecni tego dnia w Uchu byli świadkami czegoś niesamowitego - początków jednej z najlepszych grup naszych czasów. Jestem przekonana, że to tylko kwestia czasu, kiedy panowie z Death Hawks zajmą zaszczytne miejsce w historii muzyki pośród największych legend rocka psychodelicznego. Dobrze wam radzę - jeśli tylko macie okazję zobaczyć Death Hawks na żywo, nie zmarnujcie tego. Na chwilę obecną to oni zajmują pierwsze miejsce na mojej osobistej liście najlepszych zespołów koncertowych i na pewno trudno będzie ich stamtąd zrzucić.


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce