Obraz artykułu Arch Enemy

Arch Enemy

Szwedzka, deathmetalowa grupa pod wodzą Michaela Amotta tworzy nieustannie od dwóch dekad i średnio co dwa-trzy lata przypomina o swoim istnieniu kolejnym wydawnictwem, zadowalając zarówno starych fanów, jak i poszerzając ich rzeszę o osoby, które były zbyt młode, by chodzić na koncerty Arch Enemy, gdy ukazywały się pierwsze albumy.

Jednocześnie na przestrzeni lat zespół wydaje się być odporny na wszelkie przeciwności losu - nawet takie, jak zmiany personalne. Problem był tym większy, gdyż trzeba było znaleźć kogoś na miejsce charyzmatycznej i - zdawałoby się - niezastąpionej Angeli Gossow.

Wybór padł na Alissę White-Gluz, dawną wokalistkę The Agonist, którą na swoją następczynię wyznaczyła sama Angela. Decyzja ta szybko okazała się zrozumiała. Wystarczyło, że członkowie grupy wyszli na scenę, rozległy się pierwsze dźwięki "Khaos Overture", które przeszło w "Yesterday Is Dead and Gone", po czym z ust Alissy wydobył się ryk, który zawstydziłby niejednego doświadczonego deathmetalowego wokalistę. Arch Enemy nie poprzestało na mocnym wstępie i przez kolejne półtorej godziny nie zwalniało tempa, racząc publikę kawałkami zarówno z nowej, promowanej trasą płyty "War Eternal", jak i starszymi, sztandarowymi już kawałkami.

Starszy repertuar nieustannie przeplatał się z najnowszymi utworami, przy czym te ostatnie udowodniły, że Arch Enemy jest w rewelacyjnej formie, a świeżo nagrane kawałki nie są odcinaniem kuponów od dwudziestoletniego istnienia na rynku, lecz nieskończonym zapasem pomysłów i możliwości. Jeżeli znalazł się ktokolwiek, do kogo najmłodsze dziecko Arch Enemy niezbyt przemawiało (choć po obserwacji publiki i ciepłego przyjęcia najnowszych dokonań szczerze w to wątpię), to również nie miał powodów do narzekania. Podczas koncertu grupa wykonała zaledwie pięć utworów z "War Eternal" i nie zapomniała o takich albumach, jak "Khaos Legions", "Rise of the Tyrant", "Doomsday Machine", "Anthems of Rebellion" czy "Wages of Sin".

Po pierwszych dwóch kawałkach przyszedł czas na "Burning Angel", "War Eternal" i "Ravenous". Mimo ostrego jak brzytwa wokalu Alissy nie da się ukryć, że muzyka grana przez Arch Enemy jest bardzo melodyjna. Dopełniające ją, fantastyczne solówki Michaela Amotta umocniły jego pozycję jako utalentowanego i twórczego gitarzysty. Nie brak nagłych przejść z zabójczo szybkich partii do spokojniejszych, studzących atmosferę momentów, po których znów całość zaczyna nabierać pierwotnego tempa. Takie zabiegi urozmaicały cały występ, pozwalając fanom nie tylko wyszaleć się pod sceną, ale także docenić precyzyjną grę muzyków Arch Enemy.

Zdjęcie z koncertu w B90. Arch Enemy na scenie.

Kolejnymi zagranymi utworami były "Stolen Life", "My Apocalypse", "You Will Know My Name" i "Bloostained Cross". Podczas występu Alissa nieustannie utrzymywała dobry kontakt z fanami, zachęcając ich do śpiewu i krzyków. Gdańskiej publiczności metalowej długo nie trzeba przekonywać, zwłaszcza, jeśli grający zespół daje z siebie wszystko - zebrani pod sceną słuchacze żywiołowo reagowali na zachęty wokalistki. Nie obyło się również bez wyznań miłosnych wykrzyczanych w jej kierunku.

Energia nie opuszczała zespołu przez cały koncert. Mowa tu zarówno o miażdżących riffach, szybkich solówkach, przeszywającym growlu Alissy czy dynamicznej perkusji, jak i o scenicznym zachowaniu. Nie było mowy o kilku profesjonalnych muzykach, którzy wyszli na scenę, odbębnili swoją robotę i schowali się za kulisy. Każdy z nich wkładał ogromne pokłady energii w to, żeby publika bawiła się jak najlepiej. Kolejnym ku temu dowodem były niewyczerpane siły Alissy - kiedy chwilowo nie zdzierała gardła do mikrofonu, na podorędziu miała statyw lub flagę z logiem zespołu.

Poza Alissą, innym nowicjuszem w grupie jest gitarzysta Jeff Loomis. I choć w takim składzie Arch Enemy działa zaledwie od dwóch lat, co jest bardzo krótkim odcinkiem na linii czasu ich całkowitej działalności, to jednocześnie widać ogromną zażyłość między członkami zespołu. Ewidentnie dobrze czują się w swoim towarzystwie, co przekłada się na efekt - rewelacyjny, naładowany energią występ.

Później wybrzmiało jeszcze "As the Pages Burn", jeden z najciekawszych kawałków z nowego albumu, który sama wokalistka określiła jako jeden ze swoich ulubionych. Kolejno przyszedł czas na "Dead Eyes See No Future", "Avalanche", gdzie growl Alissy gdzieniegdzie przeplatał się z czystym, mocnym wokalem oraz "No Gods, No Masters" - kolejny sztandarowy kawałek, który na koncercie wypadł naprawdę miażdżąco i był jednym z najmocniejszych punktów wieczoru. Następnie zespół wykonał "Dead Bury Their Dead" i "We Will Rise", po czym udał się za kulisy. Na szczęście tylko na chwilę.

Fani nie musieli długo domagać się bisu - zespół szybko pojawił się z powrotem na scenie. Mimo wysiłku, jaki włożyli w odegranie ponad godzinnego występu, wciąż wydawali się mieć wystarczająco sił na zaspokojenie publiki jeszcze kilkoma kawałkami. Tym samym na bis wykonali "Blood On Your Hands", a kiedy emocje wśród publiki ponownie urosły, na chwilę ostudzili atmosferę spokojniejszymi, gitarowymi dźwiękami "Snowbound". Za chwilę jednak szwedzcy muzycy ze zdwojoną siłą uderzyli w instrumenty i rozpęli "Nemezis". Tu szał wśród publiki sięgnął zenitu i nie opuścił jej aż do samego końca koncertu - jeszcze kolejne kilkanaście minut Arch Enemy bezlitośnie wyżywało się na swoich instrumentach, wprawiając gdańskich fanów w zachwyt i osłupienie.

Schodząc ze sceny, muzycy wyrazili nadzieję na szybki powrót do Gdańska. I jestem przekonana, że choć koncert odbył się zaledwie wczoraj, wielu spośród obecnych pod sceną już nie może doczekać się kolejnego spotkania z Arch Enemy.

zdjęcia: Piotr Bardo


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce