Mam dokładnie tak samo przy każdym kolejnym spotkaniu z zespołem Spoiwo.
Robię się sentymentalny, kiedy opowiadam o Spoiwie. Natychmiast powracam do ich pierwszego występu sprzed siedmiu lat, rzucam anegdotką o upadającym statywie klawiszowym i dokończeniu występu na klęczkach albo opowiadam o tych wszystkich sytuacjach, kiedy organizowałem koncerty dla piętnastu osób i zawsze w ostatniej chwili okazywało się, że brakuje jakiegoś wzmacniacza, kabla czy miliona innych rzeczy, a muzycy Spoiwa ratowali imprezę ex machina. Najlepszą częścią tej historii jest jednak to, że kiedy ktoś pyta: "Ale co z muzyką?", nie muszę robić uników, ponieważ to właśnie za jej przyczyną pierwotnie zostałem zespojony z moim lokalnym Leo.
Koncert w ramach cyklu Stoczniuj/Leżakuj/Dokuj okazał się wyjątkowy nie tyle ze względu na jego nietypową formułę, co dzięki uwydatnieniu pełnego potencjału zespołu. Leżaki ustawione z trzech stron sceny wprawdzie skutecznie umożliwiły zminimalizowanie wszelkich niedogodności wynikających z posiadania organicznej powłoki ludzkiej, niemniej żadne z doznań pozamuzycznych nie mogło równać się z rewelacyjnym brzmieniem Spoiwa. Moje melomańskie zapędy są umiarkowane, potrafię czerpać przyjemność z odsłuchiwania starych demówek zarejestrowanych na muzealnym sprzęcie, ale znam perfekcjonizm tych pięciu ludzi i z wielką radością wsłuchiwałem się w ożywiony album "Salute Solitude", który okazało się być jeszcze bardziej zachwycający i jeszcze mocniej poruszający niż podczas seansu w domowym zaciszu. Tutaj rzeczywiście każda nuta ma znaczenie i być może pominięcie kilku z nich - spowodowane niedoskonałościami słabszego systemu nagłośnieniowego - nie jest bardzo dotkliwe, jednak ekspozycja w warunkach klubu B90 to znacząca zmiana jakościowa, która trwale wgniata w fotel... Czy może raczej w leżak.
Skład zespołu powiększył się na tym koncercie o drugiego gitarzystę - Patryka Piątkowskiego, muzyka Signal from Europa. Nie był to jego pierwszy występ u boku Spoiwa, a w dodatku nowy utwór został zaprezentowany także z jego udziałem, więc śmiem podejrzewać, że sześcioosobowe Spoiwo będzie się jeszcze w przyszłości pojawiać. Kolejne struny na stanie mogą wzbudzać obawy o zwiększenie ciężaru, ale zespół nie zwraca się ku bardziej stereotypowemu graniu w post-rockowym duchu. Wręcz przeciwnie, Piątkowski pomaga utrudnić moją pracę i odbiera ostatnie łatki, jakimi w zamyśle miałem tu i ówdzie rzucić, aby ująć w słowach to, co przekazane zostało w dźwiękach. Nie znam już żadnych rzeczowników adekwatnie oddających brzmienie Spoiwa, pozostają tylko przymiotniki - emocjonalna, melancholijna, instrumentalna, angażująca, wzruszająca muzyka.
Dwieście pięćdziesiąt osób. Mniej więcej taki wynik osiągnęło Spoiwo podczas ich debiutu na scenie B90. To więcej niż Shining oraz Intronaut, więcej niż Yawning Man, więcej niż Rolo Tomassi i Raketkanon razem wzięte. Oczywiście cena biletu robi swoje, ale mimo wszystko niewiele trójmiejskich grup może liczyć na tak znakomity wynik na własnym podwórku. Być może dlatego, że muzyka Spoiwa już od dawna przynależy do podwórka globalnego.