Trudno mówić o tym, co dzieje się na współczesnej scenie jazzowej, nie wymieniając nazwy Pink Freud czy nazwiska jego pomysłodawcy, Wojciecha Mazolewskiego. I równie trudno znaleźć drugie taki zespół, który gotowy jest podjąć się karkołomnego zadania przeniesienia na instrumenty jazzowe muzyki elektronicznej. Pink Freud nie raz już potwierdzało swoją działalnością, że nie istnieją dla nich bariery między gatunkami muzycznymi, a zapis na płycie "Pink Freud plays Autechre" był tego najlepszym dowodem.
Kto wciąż nie był w stanie sobie wyobrazić, jak brzmieć będzie Intelligence Dance Music wygrana na instrumentach nie kojarzących się z tym rodzajem muzyki, ten obowiązkowo powinien był się znaleźć w niedzielny wieczór w B90. I choć Pink Freud brało się już za aranżację najróżniejszych utworów i gatunków, to próba pokazania jazzowego, ciepłego i bardziej przystępnego oblicza surowej i oszczędnej muzyki Autechre zdaje się być ogromnym wyzwaniem. Jednocześnie trudno byłoby wytypować inną grupę muzyków będącą w stanie przeprowadzić taki muzyczny eksperyment, niż właśnie zespół Wojciecha Mazolewskiego. Jak potwierdzał w wywiadach sam lider, twórczość Autechre zrobiła na nim takie wrażenie, że nie był w stanie zapomnieć brzmienia, którym na dobre przesiąkł od momentu, kiedy po raz pierwszy zetknął się z ich albumami. Można się więc domyślać, że wzięcie pod swoje skrzydła i pokazanie światu innego oblicza zespołu Autechre stanowiło naturalną kolej rzeczy.
Jeżeli ktokolwiek wciąż pozostawał nieprzekonany do pomysłu Wojciecha Mazolewskiego, ze wszystkimi wątpliwościami najprawdopodbniej pożegnał się tuż po wybrzmieniu pierwszego kawałka. Choć podstawę brzmienia Pink Freud stanowią bas, perkusja, saksofon barytonowy i trąbka, to muzycy nie pozwolili sobie do końca zrezygnować z niektórych elektronicznych urządzeń. Tym samym, łącząc na scenie te dźwięki z wygrywanymi przez siebie melodiami pokazują płynność i świetnie przenikające się brzmienia - niby tak odległe, a jednak wszelkie granice między nimi się zacierają. I trudno też do końca mówić tu o "coverach" - bo choć istotnie jest to przerabianie utworów duetu z Manchesteru, a podstawowe i rozpoznawalne motywy zostały zachowane, to nie brakuje tu zupełnie nowych pomysłów na to, jak dany utwór zagrać. Jazzowo rockowe aranżacje odważnie wychodzą poza to, co nagrało Autechre, nadając utworom zupełnie innego, świeżego i bardziej przystępnego oblicza dla tych, którzy do muzyki elektronicznej nie mogą się przekonać. Tym ciekawiej słucha sie tego, wiedząc, że przy przekładzie repertuaru Autechre na instrumenty muzycy nie korzystali z żadnych gotowych materiałów. Opierając się jedynie na swoim słuchu potrafili wychwycić coś, co nie każdy słuchacz jest w stanie zauważyć, po raz kolejny udowadniając jak bardzo różny może być odbiór muzyki. I tą właśnie gotowością do eksperymentów i nad wyraz udaną interpretacją Pink Freud podbiło serca publiki w gdańskim klubie B90.
Pink Freud doskonale wie, jak podgrzać atmosferę, a kiedy lekko przystopować i zdecydować się na wolniejszy utwór. Choć obserwując ich na scenie wydaje się, że nawet w spokojniejszych improwizacjach muzyka wręcza rozsadza ich od środka i przejmuje totalną kontrolę nad ich ciałem. I tak po porywającej i energetycznej adaptacji "Basscadet" z elementami elektroniki połączonej z grą basu i instrumentów dętych, zespół zwalnia tempo i decyduje się na bardziej stonowaną kompozycję - "Pule", w której na pierwszy plan wysuwają się instrumenty dęte. Nie na długo jednak słuchacze mogą wyciszyć się przy prostych, połamanych dźwiękach, bo za chwilę Pink Freud bierze się za "Bike" i spokojne przed chwilą saksofon (Karol Gola) i trąbka (Adam Milwiw-Baron) przełamują nastrój mocnym wstępem. Niedługo potem dołącza się Rafał Klimczuk, fantastycznie oddając na perkusji połamane rytmy muzyki Autechre. To właśnie zastąpienie elektronicznych rytmów na perkusji było sporym wyzwaniem, któremu na szczęście Pink Freud podołał, i to z rewelacyjnym efektem. Jednym z najlepszych momentów tego wieczoru był dla mnie utwór "Eggshell", jeden z największych klasyków Autechre. W wykonaniu Pink Freud utwór staje się łatwiejszy w odbiorze, mniej surowy i minimalistyczny niż w wersji oryginalnej. Wszystkie instrumenty wspaniale ze sobą współgrają, choć jest i moment, w którym cała uwaga koncentruje się na dynamicznym basie, który wychodzi na pierwszy plan. Utwór przez całe trwanie nabiera tempa, a mocny finał pozostawia słuchaczy z w stanie osłupienia i zachwytu. To właśnie ta nieskończoność pomysłów i rewelacyjna aranżacja, tworząca z trudnego, surowego i zimnego w wykonaniu Autechre kawałka utwór prostszy i bardziej zrozumiały dla szerszej publiki. Jednocześnie nie został on spłaszczony czy pozbawiony uroku - przeciwnie, Pink Freud nadał mu zupełnie nowego, cieplejszego oblicza, jednocześnie zachowując charakterystyczne motywy i struktury.
Oglądając Pink Freud na scenie nie sposób przyznać, że mamy przed sobą czwórkę piekle utalentowanych muzyków, którzy nie boją się bawić różnymi gatunkami muzyki i są w stanie udowodnić, że wszelkie łatki przypinane artystom nie mają znaczenia, bo zawsze można znaleźć pewien punkt wspólny i muzyczne porozumienie nawet między najbardziej odległymi rodzajami twórczości muzycznej. Jednocześnie mamy przed oczami grupę świetnie dogadujących się i rozumiejących się przyjaciół - to nie tylko czyste odegranie utworów. Trudno oprzeć się wrażeniu, że panowie z Pink Freud nie tylko dobrze czują się w tym co robią, ale także świetnie bawią się ze sobą na scenie. Muzycy z duszami niepokornych punkowców szaleją po scenie, wykonując jazzowe aranżacje kultowych elektronicznych kawałków - niesamowita mieszanka, którą po prostu trzeba i zobaczyć, i odsłuchać, a występ Pink Freud plays Autechre na żywo będzie najlepszą ku temu okazją.