Obraz artykułu Behemoth, Zeal & Ardor, In Twilight's Embrace, Whoredom Rife

Behemoth, Zeal & Ardor, In Twilight's Embrace, Whoredom Rife

Jest już niemal tradycją, że wywodzący się z Gdańska Behemoth przy okazji każdej polskiej trasy odwiedza klub B90. Tym razem Nergal, Orion, Inferno i Seth przybyli w swoje rodzinne strony w ramach trasy "Ecclesia Diabolica Baltica" promującej album "I Loved You At Your Darkest", który dokładnie w dniu gdańskiego koncertu obchodził rocznicę wydania.

Było gorąco nie tylko za sprawą ognistych płomieni, lecz przede wszystkim dobiegających ze sceny dźwięków. Nic w tym dziwnego - Behemoth od lat dba o najwyższą jakość i estetykę swoich artystycznych przedsięwzięć, a jednocześnie zaprasza do wspólnego koncertowania bardzo obiecujące zespoły. Tym razem wśród gości znaleźli się Norwegowie z Whoredom Rife, poznaniacy z In Twilight's Embrace oraz szwajcarski projekt Zeal & Ardor.

Czarno biały rysunek gitarzysty.

Tuż po godzinie dziewiętnastej na scenę brawurowo wkroczyli Norwegowie z Whoredom Rife, proponując półgodzinną black metalową serię blastów i galopad dopełnionych siarczystym skrzekiem. Pomimo braku nowatorskich rozwiązań brzmieniowych, zespół zaskarbił sobie sympatię publiczności. In Twlight's Embrace postawili przede wszystkim na klimat. Na scenie pojawiły się świece, dym i subtelne oświetlenie. W takim otoczeniu poznaniacy zaprezentowali w całości swój ubiegłoroczny album "Lawa", nawiązujący do "Dziadów" Mickiewicza i filmowej interpretacji tego dzieła w reżyserii Tadeusza Konwickiego z 1989 roku. Było mrocznie, psychodelicznie i bardzo przestrzennie, a atmosferę grozy podkreślały poetyckie frazy w języku polskim budzące skojarzenia z twórczością Furii. Koncept dopełniły hipnotyzujące zaklęcia zawarte w tekstach, powtarzane przez lidera jak mantra.

Czarno biały rysunek gitarzysty.

Dla osób zakorzenionych w okołobehemothowej konwencji totalnym zaskoczeniem musiał okazać się występ Zeal & Ardor. Była to prawdziwa gratka dla fanów połączeń ekstremalnych eksperymentów muzycznych. Sześć osób na scenie, trzech uzupełniających się wokalistów pod wodzą obdarzonego wyjątkowym głosem Manuela Gangneuxa, niepowtarzalny klimat i skrzyżowanie bluesowych harmonii z black metalowym szaleństwem - tak w skrócie można opisać to, z czym musieli zmierzyć się sympatycy Behemotha. Był to występ kompletny - pełen nietypowych rozwiązań brzmieniowych, bardzo emocjonalny i... zdecydowanie za krótki. Podczas tych czterdziestu pięciu minut zgadzało się niemal wszystko - zwarte, chwytliwe kompozycje, szczerość przekazu, niebanalne teksty, sceniczna energia, potęga wokalu i hipnotyzująca, mroczna atmosfera.

Rysunek grającego zespołu.

Występ Behemoth w B90 był prawdopodobnie jedną z ostatnich szans, by poczuć magię spotkań z fanami w kameralnej, klubowej atmosferze - na początku przyszłego roku muzycy ruszą na podbój światowych aren w towarzystwie Slipknot. Podobnie jak w przypadku poprzednich tras, grupa przedstawiła muzyczno-wizualny spektakl dopracowany w najdrobniejszych szczegółach. Zapierająca dech w piersiach oprawa graficzna, na którą złożyły się ogniste wybuchy, dwa ogromne, rozżarzone krzyże znane z okładki ostatniego albumu, dym odbijający się od sufitu, konfetti, oryginalne pełne symboliki stojaki do mikrofonów, wizualizacje i szalejące światła fantastycznie uzupełniały się z płynącymi ze sceny dźwiękami. Diaboliczne growle, porażające mocą partie gitar, rozpędzona perkusja i zaangażowanie muzyków w połączeniu z dekoracjami i ciepłem szalejących płomieni wyczuwalnym w całym klubie stworzyły klimat, któremu nietrudno było ulec.

Czarno biały rysunek wokalisty grającego na gitarze.

Od szalejących z instrumentami, a jednocześnie zachęcających fanów do interakcji muzyków nie można było oderwać wzroku, fani odwdzięczali się gromkimi owacjami, okrzykami i wspólnym śpiewaniem tekstów. Za zaangażowanie i nieustanne wspieranie zespołu dziękował słuchaczom Adam Darski, który pomiędzy utworami podkreślał znaczenie kultury i sztuki w walce o wolność słowa.

 

Pod kątem muzycznym sobotni występ nie różnił się znacząco od ubiegłorocznego, w ramach cyklu Merry Christless. Nergal, Inferno, Orion i Seth przygotowali jednak kilka niespodzianek - obok utworów z ostatnich wydawnictw, w setliście znalazły się "Satan's Sword (I Have Become)" z wydanego ponad dwie dekady temu "Pandemonic Incantations", a także kontrowersyjny "Chwała mordercom Wojciecha (997-1997 dziesięć wieków hańby)", zaśpiewany wspólnie z publicznością. Co więcej, znalazło się także miejsce dla gościnnego występu Mateusza Śmierzchalskiego z Blindead. Havoc wykonał z zespołem "Horns Ov Baphomet", co spotkało się z ogromną wrzawą.

 

Sobotni koncert Behemoth był celebracją artystycznej wolności, którą docenić mogą nie tylko fani black i death metalu, lecz wszystkie osoby otwarte na nowe doznania, poszukujące w muzyce czegoś więcej niż tylko dobrej zabawy. Krótko mówiąc, każdy świadomy odbiorca mógł znaleźć tu coś dla siebie.

Rysunki: Edyta Krzyżanowsa

Czarno biały rysunek gitarzysty.

Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce