Pop może oznaczać co najmniej dwa zjawiska - specyficzną, nieustannie ewoluującą, ale zazwyczaj prostą i przyjemną estetykę albo wszystko to, co popularne. W tym drugim ujęciu popem są Metallica, Lil Nas X albo Nocny Kochanek. Decyzja, jaka zapadła 1 sierpnia może mieć natomiast trwałe skutki w zmianie perspektywy na pop w tym pierwszym znaczeniu, bo na mocy opinii sześciu przypadkowych osób tworzących ławę przysięgłych za plagiat może uchodzić odtąd wykorzystanie zaledwie jednej podobnie brzmiącej ścieżki w całej, w dzisiejszym popie czasami złożonej z czterdziestu lub więcej ścieżek, kompozycji.
Zamieszanie dotyczy przeboju "Dark Horse" z 2013 roku, który rzekomo został bezprawnie skopiowany z "Joyful Noise" chrześcijańskiego rapera Flame'a oraz producentów Chike Ojukwu i Emanuela Lamberta. Podobieństwa niezaprzeczalnie są słyszalne, ale nie bardziej niż pomiędzy "Wild Thoughts" DJ-a Khaleda i Rihanny a "Maria Maria" Santany, "You Are Not Alone" Michaela Jacksona a "First Dance" Justina Biebera i Ushera, "Look What You Made Me Do" Taylor Swift a... "I'm Too Sexy" Right Said Fred. "Joyful Noise" ma szybsze tempo, inną tonację, szereg dźwięków, które u Perry nie mają żadnego odzwierciedlenia (przede wszystkim głos i gitara elektryczna), wspólne są jedynie podobne zastosowanie opadającej skali molowej i wysokie dźwięku generowane przez syntezator, co we współczesnym trapie/popie nie jest niczym nowym. Czy więc w kontekście muzyki popularnej, którą niemalże w całości można odegrać za pomocą czterech akordów (jak w popularnym filmiku na kanale The Axis of Awesome), nazywanie plagiatem utworu czerpiącego z bogatego katalogu aktualnych trendów na autorskie potrzeby jest sprawiedliwe?
Pop często uchodzi za podrzędny w stosunku do muzyki alternatywnej, artystycznej, posiadającej "duszę", ale nawet jeżeli pominę drugi z jego wymiarów - który wskazywałby, że swojego czasu za gwiazdę popu należałoby uznawać na przykład Ferenca Liszta - trudno nie zauważyć, że w historii muzyki nie istnieje i nigdy nie istniał bardziej postępowy nurt. "The Shape of Jazz to Come" Ornette'a Colemana z 1959 roku nie różni się tak bardzo od "Escalator" Vandermarka, Tokara i Kugela z 2019 roku, jak "Take on Me" A-ha z 1985 roku od "Work" Rihanny i Drake'a z 2016 roku. Nie wartościuję (choć i w tym zakresie uważam, że "smooth-free-jazz" skrojony na hojnie dotowane festiwale przegrywa z przynajmniej szczerym w nastawieniu na zarobek popie), ale nigdy nie zgodzą się ze stwierdzeniem, że pop to muzyka bez wartości, bo to właśnie w jej ramach dokonuje się najbardziej spektakularny postęp, jakiemu żaden inny gatunek dorównać nie może.
Tempo ewolucji popu (zazwyczaj kolejne stadia odliczane są dekadami, choć w XXI wieku postawienie wyraźnych granic stało się trudniejsze) jest do tego stopnia zawrotne, że jego narzędzia szybko zostają wyeksploatowane, a prekursorów natychmiast wchłania tłum naśladowców, ale jednak naśladowców, nie plagiatorów. Tutaj znowu można by się odwołać do jazzu i jego "popowego" okresu z początku XX wieku, czyli ogromnej popularności najpierw grajków z niezliczonych domów publicznych w Nowym Orleanie, później zasilanych przez nich ulicznych orkiestr, a z czasem scen w innych miastach, zwłaszcza w odległym o jakieś półtora tysiąca kilometrów Chicago. W myśl wyroku wskazującego na popełnienie plagiatu przez Perry i jej producentów, jazz nie miałby możliwości rozwoju. Problematyczne okazałoby się nie tylko powszechne w jazzowej kulturze reinterpretowanie standardów, ale również stosowanie podobnych patentów, które sprawiają po prostu, że jazz jest jazzem i z tym wiąże się największy problem tej szkodliwej decyzji.
Na początku lipca media donosiły o próbie opatentowania zwrotu okurrr, który Cardi B uważa za swój znak firmowy. Urząd Patentów i Znaków Towarowych Stanów Zjednoczonych nie wyraził na to zgody, bo... Bo to po prostu głupie i niedorzeczne. Z tego samego powodu żaden sąd nie powinien ograniczać twórców w zakresie korzystania z podstawowych narzędzi do tworzenia muzyki komercyjnej. To alfabet, podręcznik dla początkujących, wiedza encyklopedyczna, które powinny być dostępne dla każdego, zawsze. Katy Perry niewiele straci na wypłaceniu tych trzech milionów dolarów, ale ucierpieć może cała branża i to niezwykłe - na przemian eksplodujące innowacyjnością i implodujące pod ciężarem wtórności - zjawisko zwane popem.