Samo istnienie Spotify i innych serwisów streamingowych mocno nadszarpnęło tradycyjną strukturą rynku muzycznego. Zyskała na tym publiczność, straciła - jak zawsze w takich wypadkach - strona artystyczna. Spotify For Artist w formie dystrybucyjnej jest kolejnym niebezpiecznym fragmentem tej układanki, z którego szczęśliwie - z powodów, o których za chwilę - zrezygnowano.
Spotify chciało się zabawić w dystrybutora, a nawet w coś w rodzaju wytwórni muzycznej, z kilku powodów, najważniejszym są oczywiście pieniądze. Zamiast dzielić się z innymi - dystrybutorami, wytwórniami itd. - wycinamy pośredników i zostaje sama platforma i osoba dostarczająca muzykę. O ile wielkie wytwórnie narzekają tylko po cichu, tak środowisko niezależne ma ciągły i dobrze uzasadniony problem ze Spotify. Wycinając ten poziom, Spotify zapewniłoby sobie względny spokój od trudnych negocjacji. Chyba nie muszę tłumaczyć niebezpieczeństwa takiej sytuacji - można narzekać na tradycyjną strukturę rynku muzycznego, ale mimo wszystko jest lepsza niż monopol, do którego dąży serwis streamingowy. Wytwórnie chcą jak najbardziej zdywersyfikować sposoby docierania do muzyki - każda platforma jest ważna, bo niesie ze sobą potencjał nowej publiczności, do której można dotrzeć. Jeśli zdajemy się na jeden serwis, to trochę ryzykujemy - platforma nie ma żadnych zobowiązań np. do archwizowania naszych utworów, kiedy coś pójdzie nie tak. Niedawno przeżywaliśmy to przy okazji milionów utraconych kawałków, uploadowanych na serwis MySpace w złotym okresie działalności serwisu. Cyfrowe archiwa są może i wygodne, ale kiedy stoi za nimi prywatna firma, podatna na zawirowania rynku, niczego nie można być pewnym. Użytkownicy i użytkowniczki, którzy skorzystali ze Spotify For Artists, dostali trzydzieści dni - po tym czasie kawałki przepadną. Żeby utrzymać ciągłość, należy zwrócić się do cyfrowych dystrybutorów, którzy umieszczą je na serwisie ponownie, na tradycyjnych zasadach.
Co ciekawe i dość zaskakujące, Spotify For Artists w rozwiniętej formie nie było do końca przemyślanym programem. Nie trzeba wielkich analiz, żeby przewidzieć konsekwencje możliwości swobodnego uploadowania muzyki na platformę. Wystarczy spojrzeć na SoundCloud, który od kilku lat ugina się pod własnym ciężarem i ciągle walczy o możliwości monetyzacji. Nawet nie po to, żeby osiągać niebotyczne zyski, ale po to, by spłacać ciągle rosnące koszty utrzymania. Serwery, obsługa klienta - to potężna machina, w dobie niczym nieskrępowanej kreatywności wymagająca równie potężnych nakładów ludzkich i pieniężnych. Czy Spotify tego nie przewidziało? Być może wkradła się tu korporacyjna pycha, podbita pozycją lidera rynku, być może cicha nadzieja, że ludzie znają umiar. W każdym razie cyfrowi dystrybutorzy odetchnęli z ulgą, bo groźba kolejnego uderzenia ze strony Spotify była całkiem realna.
Jeśli chodzi o swobodny przepływ muzyki, to sprawa jest bardzo złożona. Z jednej strony ludzka ekspresja nigdy nie miała aż tak łatwych sposobów na publiczne ujście, z drugiej - poniekąd słuszne, chociaż tylko do pewnego stopnia - zniesienie tradycyjnego gatekeepingu poskutkowało szumem informacyjnym, przez który przebijają się nieliczni. To wyzwanie, zarówno dla branży, jak i publiczności i mam niejasne przeczucie, że dyktat algorytmów i playlist nie jest dobrą odpowiedzią.
Nie znaczy to, że sam pomysł platformy, na którą można swobodnie i bez ograniczeń wrzucać swoją muzykę, jest nietrafiony. Wystarczy spojrzeć na Bandcamp, który radzi sobie dość dobrze, głównie dzięki rozsądnemu modelowi finansowania i przejrzystości (za cenę technicznej siermiężności, ale mam cichą nadzieję, że i ten aspekt zostanie poprawiony). Spotify ani nie ma rozsądnego modelu finansowania, ani nie działa według czystych reguł - wystarczy wspomnieć ciągłą walkę serwisu ze społecznością songwriterską, czy żałosne kwoty wypłacanych tantiemów. Próba wejścia w buty dystrybutorów była skokiem na głęboką wodę, zakończoną nie sprawną główką, a bolesną deską. Ale nie sądzę, że to próba ostatnia - jak już pisałem przy okazji ekspansji Live Nation, naturą współczesnej formy kapitalizmu jest dążenie do monopolu. Czy skończy się kolejną porażką? Zobaczymy. Naturą bestii jest adaptacja.