Obraz artykułu Alex Vargas: Uczta dla ciała i ducha

Alex Vargas: Uczta dla ciała i ducha

Trzy lata temu zobaczyłam Alexa Vargasa na jednym z festiwali i od tamtego czasu cierpliwie czekałam na jego koncert w Polsce. W końcu marzenia się spełniły! Początkowo miały się odbyć dwa koncerty - w Warszawie i w Krakowie - ale z powodu żałoby narodowej organizatorzy byli zmuszeni zmienić plany. Ostatecznie odbył się tylko koncert, w Warszawie, ze zmienioną datą.

Koncert rozpoczął Andrzej Morożek, którego widzowie The Voice of Poland mogą kojarzyć z szóstej edycji programu. Nigdy wcześniej o nim nie słyszałam, ale nie zawiodłam się na jego twórczości. Choć pierwsze dwie piosenki wykonał z nutą niepewności, kolejne zabrzmiały znacznie lepiej. Morożek jest bardzo sprawnym wokalistą o przyjemnej barwie głosu, a przy okazji dobry z niego tekściarz - jego piosenki nie są płytkie, słychać w nich duszę artysty. Wywarł na mnie bardzo dobre wrażenie i być może jest w tym zasługa brody oraz zawadiackiego wąsa. Jedyne do czego mogłabym się przyczepić, to brak pełnego zespołu. Przydałaby się "żywa" perkusja, dzięki której ta muzyka nabrałaby jeszcze większej mocy.

 

Warszawski koncert był jak dotąd najlepszym koncertem Alexa Vargasa, jaki widziałam. W Danii i na zachodzie Europy Vargas jest już dość dobrze znany, po części dzięki projektowi Vagabond, z którym w ciągu dwóch lat istnienia wystąpił między innymi na festiwalach Glastonbury i T in the Park. W Warszawie Vargas zagrał w niewielkim kubie BARdzo Bardzo i już od pierwszej piosenki - "End Game" - pokazał swoje znakomite umiejętności wokalne. Mocny, ostry niczym brzytwa śpiew rozdarł gęste powietrze. Pewnie nie pomyliłabym się bardzo, gdybym napisała, że to jeden z najlepszych wokalistów, jakich w życiu widziałam. Śpiewał czysto, niezależnie od tego, czy szeptał, czy krzyczał, słychać go było bardzo wyraźnie.

Rysunek Edyty Krzyżanowskiej. Śpiewający wokalista.

Vargas przez większość koncertu skrywał się pod burzą czarnych, zasłaniających połowę twarzy włosów, budując jednocześnie atmosferę pełną napięcia. Upust nastąpił w momencie, gdy wskoczył pomiędzy fanów. Świetny kontakt z publicznością utrzymywał zresztą przez cały czas - potrafił rozśmieszyć, a nawet wdać się w zabawną wymianę zdań dotyczącą zasady grania bisów. Popisowym numerem w repertuarze było natomiast trzyczęściowe "Cohere", rozpoczęte delikatnie, a następnie rozwijające się do potężnej kompozycji. Wykazać mogli się tutaj także perkusista i basista. Na zwieńczenie występu wybrano z kolei dwa najbardziej znane utwory - "Solid Ground" i "Higher Love".

 

Podczas ponad półtoragodzinnego koncertu nie było żadnego potknięcia - wszystko było zaśpiewane i zagrane bezbłędnie, a wrażenia potęgowało solidne nagłośnienie klubu. W setliście znalazły się trzy nowe utwory, a "What You Wish For" zostało wykonane w wersji akustycznej, która bardzo przypadła mi do gustu. To była muzyczna uczta dla uszu, ciała i ducha, a Vargas wyraził nadzieję na powrót do Polski. Miejmy nadzieję, że nastąpi to już niedługo.


Rysunki: Edyta Krzyżanowska


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce